[size=x-large][b]Lekkim krokiem w śnieg[/size][/b]
Chyba każdy, kto brnąc po pachy w śniegu, założył rakiety, od razu się w nich zakochał. To zupełnie inna jakość poruszania się. Czy można ją z czymś porównać? Najlepsze co mi przychodzi do głowy, a czego doświadczyć mogło wielu, to różnica między pływaniem w płetwach i bez nich.
Choć miłość do rakiet śnieżnych jest zwykle głęboka, to równie często bardzo nietrwała. Gdy raz się okaże, że ze względu na małą ilość śniegu przetachaliśmy przez góry przypiętą do plecaka wielką i ciężką pakę, to następnym razem zastanowimy się, czy na pewno będą warunki, by ich użyć? Bo, kontynuując naszą analogię, gdy śniegu nie ma zbyt wiele, to w rakietach możemy się czuć jak w płetwach po wyjściu z basenu.
[b]Futrzak zamiast Adama i Ewy[/b]
Rakiety nie są nowym wynalazkiem. Za ich pierwszego użytkownika uznaje się zająca amerykańskiego, którego ogromne, tylne łapy zapobiegają zapadaniu się w głęboki puch pokrywający kanadyjską tajgę przez wiele miesięcy. Zając dysponuje bardzo zaawansowanym sprzętem do poruszania się śniegu, wyposażonym w regulację szerokości (przez rozchylanie palców) oraz futrzane pokrycie izolujące łapę oraz zapewniające dobrą przyczepność na śniegu.
Człowiek zaczął konstruować przyrządy ułatwiające poruszanie się zimą już co najmniej 6000 lat temu. Najstarsze wzmianki wskazują jako kolebkę rakiet kaukaskie doliny na terenie współczesnej Armenii i Gruzji. Ich mieszkańcy mocowali rzemieniami do stóp kawałki sztywnej skóry lub cienkie deseczki. Wynalazek ten zawędrował także na północne krańce Ameryki i rozpowszechnił się wśród plemion zajmujących się łowiectwem i zbieractwem (w przeciwieństwie do parających się myślistwem Europejczyków na pra-nartach, Inuici częściej potrzebowali wolnych rąk i woleli poruszać się na rakietach, które nie wymagają kijków). Tradycyjne rakiety składały się z giętej jesionowej ramy oraz rzemiennej siatki wypełniającej. W zależności od regionu używano prawie okrągłych, trójkątnych lub długich (do 1,5 m) i wąskich rakiet przypominających nieco narty. Kształt był w dużej mierze uzależniony od trybu życia plemienia. Szeroka, zaokrąglona rama wymusza nienaturalnie szerokie stawianie stóp i utrudnia długie wędrówki, natomiast lepiej się sprawdza w gęstym lesie, gdzie długie deski zahaczają o krzaki i drzewa, utrudniając manewry.
W Polsce tradycyjne rakiety, zwane karplami (do tej pory używa się tych dwóch nazw jako synonimów) wykonywano ręcznie, najczęściej z leszczyny i kawałków skóry. Jeszcze do niedawna używane były w pracy przez leśników i drwali. Ich największym mankamentem było słabe połączenie z butem – najczęściej pojedynczy sznurek zakładany na stopę.
[b]A dzisiaj?[/b]
Współczesne rakiety występują w dwóch podstawowych odmianach – ramowej i kompozytowej. Te pierwsze ideą nawiązują do tradycyjnych modeli. Na lekką, aluminiową ramę naciągnięty jest kawał neoprenu lub innej nowoczesnej tkaniny, do której śnieg niechętnie przywiera. Dzięki temu nawet w niesprzyjających warunkach rakieta nie staje się ciężką bryłą. Wiązanie mocowane jest skrętnymi taśmami, natomiast połączenie z butem odbywa się przez system pasków. Dodatkowo pod palcami często instaluje się metalowe zęby, poprawiające przyczepność na śniegu typu „beton” i na lodzie. Ten typ jest przeważnie nieco lżejszy od najnowszego, czyli rakiet kompozytowych.
Jak sama nazwa wskazuje, mamy tu do czynienia z finezyjnie ukształtowaną płytą tworzywa sztucznego z wieloma otworami i szynami wzmacniającymi. Wiązanie (również wykonane z tworzywa) porusza się na metalowym zawiasie i posiada stopniową regulację dla różnych wielkości buta. Jako dodatkowe wyposażenie często występują zęby w przedniej części wiązań, kolce od spodu, a także dodatkowe ułatwienia w postaci podpiętków ograniczających niewygodne rozciągnięcie ścięgna Achillesa na podejściach. Najbardziej zaawansowane wiązania pozwalają także na opuszczenie pięty poniżej powierzchni rakiety, co pozwala na wygodniejsze schodzenie z długich, stromych zboczy.
W zależności od ciężaru użytkownika (należy uwzględniać również ekwipunek) oraz zastosowania, producenci różnicują powierzchnię nośną. Dla osób preferujących rozmiar XXL i noszących ciężki plecak najlepsze mogą się okazać giganty o długości niemal metra! Do celów sportowych natomiast używa się zwykle krótszych o połowę, lekkich i wąskich rakiet z nowoczesnymi, szybkimi wiązaniami typu Step-in (test w dalszej części materiału).
[b]Jak się w tym człapie?[/b]
Zasada działania rakiet jest bardzo prosta. W czasie marszu czy biegu ciężar ciała zostaje rozłożony na kilkakrotnie większą powierzchnię niż powierzchnia stopy, dzięki czemu zapadamy się dużo płycej i musimy pokonać mniejszy opór, by przemieścić się do przodu. O uzasadnionym użyciu rakiet można mówić, gdy śnieg sięga około 20 cm. Gdy nogi zapadają się płycej, bardziej męczymy się, przenosząc na stopach dodatkowy „odważnik” i zmieniając naturalny rytm chodzenia, niż uzyskujemy korzyści z utrzymania na powierzchni. Im grubsza pokrywa puchu tym większą radość można czerpać z przemieszczania się w tych „siedmiomilowych butach”. W skrajnych przypadkach odcinek, którego pokonanie pieszo zajęłoby cały dzień, można przejść w rakietach w ciągu 2 godzin. Najwięcej zyskujemy na podejściach w górskich, leśnych ostępach, gdzie walka w zwykłych butach przypomina Don Kichota zmaganie z wiatrakami, a średnia prędkość wynosi np. 0,3 km/h. Tam, używając rakiet, można przyspieszyć nawet 5-krotnie. Rakiety najczęściej stosuje się w połączeniu z kijkami. Stabilizują one pozycję gdy „wielka stopa” nierówno się ułoży. Zwiększają skuteczność na podejściach i pozwalają szybciej schodzić, zwłaszcza w trudnym terenie.
W przeciwieństwie do nart, nie trzeba wykazać się żadnymi specjalnymi umiejętnościami, by korzystać z rakiet. Nauka trwa parę minut. W czasie marszu czy biegu angażowane są te same mięśnie co w biegu w butach po asfalcie, tyle że ich zakres ruchu jest nieco większy. Jeśli chodzi o kontuzje, należy uważać na przeciążenie mięśni zginających stopę. Zdarza się to czasem po długich, trwających kilkanaście godzin sesjach i przejawia bólem z przodu u nasady stopy. Przyczyną bólu jest większe niż zwykle obciążenie okolic palców – miejsca, gdzie jest zamocowana rakieta. W ten sposób powstaje dźwignia obciążająca mięśnie, które na co dzień pracują lżej.
[b]Da się biegać![/b]
Da się w nich biegać, nawet dosyć szybko. Zwłaszcza mając na nogach sprzęt wyposażony w lekkie wiązania typu step-in. Najszybciej można poruszać się na trasach ubitych przez skutery śnieżne. Są na tyle miękkie, że piechur będzie się poważnie zapadał i na tyle twarde, że rakieta przejdzie właściwie bez oporu. Najlepiej oczywiście biegać w górach, gdzie gruba pokrywa śnieżna pozwala w pełni korzystać z zalet rakiet i wbijać się w ścieżki dotychczas niedostępne – zasypane szlaki turystyczne, leśne przecinki i dukty. Bez dotychczasowych ograniczeń na odśnieżonych drogach, gdzie pobocze często jest zajęte przez zaspy i uniemożliwia ucieczkę przed nieobliczalnym góralem za kierownicą. Oczywiście uparte trzymanie się kroku biegowego w głębokim puchu szybko wywoła pracę serca podobną do tej przy biegu na 1000 m, ale nie mówimy tu o całkowitym zastąpieniu zwykłego treningu i robieniu np. długich wybiegań w rakietach, jedynie o zdobywającej coraz większą popularność metodzie treningu uzupełniającego.
Jeżeli ktoś nie jest przekonany do rakiet, a chciałby jedynie spróbować tej dyscypliny, może rozejrzeć się za wypożyczalnią tego typu sprzętu. W Polsce działają one w kilku większych miastach i wielu schroniskach górskich (największe zagęszczenie jest w Beskidzie Żywieckim i Bieszczadach). Zakup rakiet to wydatek od 150zł na najprostszy model, aż do 1000 zł za rakiety z najwyższej półki, wyposażone we wszelkie możliwe dodatki i regulacje. Do tego warto dokupić jeszcze kijki teleskopowe (przydadzą się również w czasie letnich wycieczek) i można zacząć trenować!
W Polsce pojawiają się dopiero pierwsze zawody w tej dyscyplinie, ale w Zachodniej Europie oraz w Stanach Zjednoczonych organizowane są całe cykle imprez zarówno dla amatorów jak i elity, z mistrzostwami kraju na czele. Ten sport rozwija się bardzo szybko – jeszcze cztery lata temu rakiety oferował w Polsce tylko jeden sklep internetowy, w tej chwili istnieje cała sieć wypożyczalni, a sprzedażą para się nawet wielka sieć sklepów sportowych „dla mas”.
[size=x-small][i]
Zdjęcia: TSL
Artykuł powstał przy współpracy z miesięcznikiem Bieganie[/i][/size]
[b]Zobacz również
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=261]Test wyścigowych rakiet śnieżnych TSL Step-in Alpine oraz specjalistycznych butów TSL Nordic Race[/url]
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=87]Recenzja rakiet śnieżnych TSL Rando 325[/url][/b]
Zostaw odpowiedź