Polski światek rajdowy ma się coraz lepiej. Przybywa zarówno zawodów jak i zawodników. Bez jednych ani drugich rozwój nie jest możliwy. Jednak żeby zawodnicy mogli wystartować, a zawody odbyć się, musi być ktoś trzeci – organizatorzy. Chciałbym przedstawić Wam rozmowę z organizatorem, chyba (przynajmniej w mojej opinii) jednego z największych wydarzeń rajdowych tego roku, czyli cyklu NONSTOP ADVENTURE ZHP. Marek Woźniczka opowie nam o kulisach tego przedsięwzięcia, zapraszam do lektury!
Grzegorz Łuczko: Witaj Marek, nie wszyscy wiedzą kim jesteś, może więc na początek kilka słów o sobie…
Marek Woźniczka: Powiem to, co istotne w AR-owym temacie. Startuję w zawodach od 4/5 lat. Pierwsze oczywiście były mniej lub bardziej ar-owe imprezy harcerskie. Od dwóch lat współtworzę Zespół Nonstop Adventure ZHP. Startujemy w najważniejszych polskich rajdach i organizujemy Cykl Rajdów Przygodowych Nonstop Adventure ZHP.
GŁ: Moje związki z harcerstwem ograniczają się jedynie do lektury „Pana Samochodzika” (pamiętacie Baśkę, Wiewiórkę i Wilhelma Tella?) , nigdy nie byłem harcerzem i wydawało mi się, że ta pożyteczna bądź co bądź organizacja obecnie dogorywa, no bo kto będzie teraz przebierał się w mundury i chodził na zbiórki skoro dzieciaki mają całą masę elektronicznych gadżetów. Czy Wasz projekt „Nonstop Adventure ZHP” może zmienić ten stan rzeczy? A może już zmienia?
MW: Stwierdzenie, że ZHP dogorywa nie jest „stanem rzeczy”, lecz tylko Twoją hipotezą. Zgadzam się jednak, że nie jest najlepiej, a jeden dobry projekt nie poprawi od razu wizerunku całej organizacji. Kierunek jednak, w moim odczuciu, jest jak najbardziej słuszny. Organizujemy ciekawe imprezy, które znajdują uznanie również poza ZHP. Treścią imprez jest przygoda, wyczyn, działanie zespołowe i pokonywanie wyzwań. Rusza to wszystkich, a jednocześnie to główne elementy pracy z wędrownikami – najstarszą grupą wiekową w ZHP. Poprzez organizację wspólnych imprez ludzie „spoza” zaczynają myśleć, że harcerstwo nie jest takie złe. O to chodzi.
GŁ: Cykl Nonstop pomyślany był jako forma popularyzacji rajdów przygodowych właśnie w środowiskach harcerskich, Wertepy ukończył jeden zespół harcerski, Szarpaninę pokonały trzy teamy, Wyzwanie jeden. To rajdy były za ciężkie czy harcerze słabo przygotowani?
MW: Jedno i drugie. O trudności kilka razy decydowały konkretne sytuacje, jak wydłużenie trasy w ostatnim momencie na Wertepach, czy zima na Wyzwaniu, która zmusiła do rezygnacji wiele doświadczonych teamów. Szukamy rozwiązania, w którym harcerze w większej ilości wystartują w naszych rajdach, ale jednocześnie nie chcemy za bardzo obniżać poprzeczki. Przygotowanie przyjdzie z czasem. Większość harcerskich zespołów to debiutanci. Ci którzy już startowali wcześniej, kończą rajdy.
GŁ: Dlaczego akurat „czwórki” nie baliście się małej frekwencji? Wystarczy rzut oka na listy największych polskich rajdów, żeby mieć spore obawy o sens organizowania małych zawodów dla drużyn czteroosobowych…
MW: Mnie wystarczył rzut oka na Harcerski Rajd Błękitny Grom sprzed 4 lat, gdzie w czwórkach z dziewczynami, w „klasycznych” dyscyplinach, słowem – Rajdzie Przygodowym pełną gębą, wystartowało 35 zespołów. Jaki był dystans – 60km …
O to tu chodzi, wypełniliśmy lukę. Debiutanci nie boją się wystartować. Średniej klasy zespoły doskonale bawią się na zawodach, które mają szansę ukończyć. Zanim ktoś pojedzie na Adventure Trophy, startuje u nas, sprawdzając swój zespół.
GŁ: Śmiało można chyba mówić o sukcesie Waszego przedsięwzięcia, świadczy o tym przede wszystkim te prawie 30 zespołów, które wzięły udział w Wyzwaniu. Jak Ty oceniasz cały cykl?
MW: Cykl oceniam pozytywnie, bo słucham opinii. Rozgraniczam jednak ocenę na grupy docelowe. W środowisku rajdowym, rzeczywiście zrealizowaliśmy to co chcieliśmy i pokazaliśmy, że konsekwencją można osiągnąć trudne cele – czytaj zrobić cykl dla czwórek, w którego sukces mało kto wierzy. Wśród harcerzy jeszcze dużo mamy do zrobienia. Chodzi głównie o to, że potencjalnie zainteresowanych osób jest naprawdę bardzo wiele, a uczestników, póki co, mało. Pracujemy jednak nad tym problemem.
GŁ: Zatrzymajmy się na chwilkę przy tych 30 zespołach. Czyli jednak można, a przecież wielu ludzi narzekało na formułę rajdu tylko dla czwórek, jak wytłumaczyłbyś taką popularność „Wyzwania”? Czyżby przymus startu tak zmotywował środowisko?
Damian Gruszecki [napieraj.pl]: Na początku sezonu, szałem na który wiele osób czekało – wśród nich ja – był cykl Salomon Cup. Harcerski cykl rajdów czwórkowych ZHP Nonstop powstawał niejako w cieniu tego pierwszego. Była to pewna świeżość w kalendarzu zawodów, gdyż wcześniej praktycznie nie było zawodów krótkich dla czwórek. A teraz każdy mógł się sprawdzić w klasycznym AR pełnej próby, nawet jeżeli nie miał mocy napierać trzy dni po Tatrach, czy innych wielkich pagórach. Każde zawody w cyklu były zrobione porządnie – bez większych zastrzeżeń. Wierzę, że ta koncepcja, jakiejkolwiek by nie przyjęła formy, odniesie sukces i w przyszłym sezonie 2008.
MW: Klucz w tym aby przewidzieć co się stanie – i mieć rację w swoich założeniach. Nam się udało. Założyliśmy że „czwórki” są najciekawszą opcją, że ludzie na to pójdą, tylko nie mogą mieć łatwiejszej drogi do wyboru. Formuła cyklu także generuje większe zainteresowanie. No i to co wcześniej pisałem – zobaczyliśmy lukę, uznaliśmy że takich rajdów brakuje. Wyzwanie w pewnym momencie zaczęło przyciągać kolejne zespoły, bo imponująca lista startowa zapowiadała niezwykłą rywalizację. Ludzie chcieli pojechać na rajd na którym będzie 20/22/25 … teamów „czwórkowych”. Jedna trasa, jedna rywalizacja to większy prestiż. Tym Wyzwanie wygrało. Ma też znaczenie to, że imprezy jedna po drugiej, były dobrze przygotowane.
GŁ: Niestety moje doświadczenia z Waszym cyklem ograniczają się jedynie do Wertepów, które były dobrze zorganizowane, a nawet bardzo dobrze, gdyby nie jeden minus, dość spory zresztą. Liczba kilometrów do pokonania z zapowiedzi na stronie różniła się od tego, co zaserwowano nam na trasie. Co okazało się zabójcze dla słabszych teamów. Jakie były największe błędy tegorocznej edycji cyklu, które koniecznie trzeba poprawić za rok, a z czego jesteś najbardziej zadowolony?
MW: Nie będę wyliczał wszystkich błędów, ale jest nad czym pracować: szacowanie długości trasy, testowanie jej, zadania specjalne. Wiele rzeczy można poprawić.
Chyba najbardziej jestem zadowolony z ciekawych, urozmaiconych i pięknych tras. Szczególnie że to nie było łatwe. Nie pokazywaliśmy wszystkim znanych Tatr czy Śnieżki, tylko miejsca o których mało kto słyszał, a jak słyszał np. o Katowicach to nienajlepiej.
GŁ: Moim zdaniem ten rok był przełomowy jeśli chodzi o polski adventure racing, 2 cykle zawodów, jeden dla czwórek, drugi dla dwójek, obydwa krótkie i soczyste, idealne na weekendowy wypad. Nie ma już Eco–Challenge, nie ma The Raid, pojawia się coraz więcej krótkich zawodów. Czy to właśnie kierunek, w którym zmierza AR?
MW:Mówisz o przełomie w polskim AR, a podajesz przykłady ze świata.
W Polsce długie rajdy mają się dobrze. Celem nie powinno być odejście od nich, ale tworzenie nowych krótszych, dzięki którym dyscyplina będzie się stawała bardziej dostępna. Tak się chyba dzieje i bardzo dobrze. Największe światowe rajdy to wielki wyczyn organizacyjny i chyba problem w tym, że nie zawsze da się to zrobić. Nie wydaje mi się, żeby chodziło o zmianę koncepcji.
GŁ: Nie baliście się trochę konkurencji ze strony Salomon Adventure Cup? Jak oceniasz ten cykl?
MW:Oczekiwano od tego cyklu bardzo wiele i chyba dlatego tak głośno mówi się o błędach jakie się na tych rajdach zdarzały. Cały cykl jednak oceniam dobrze – najwięcej uczestników, ostre ściganie, niewątpliwie duża promocja AR w Polsce.
Konkurencji się nie bałem bo cykle ze sobą nie konkurowały, raczej się uzupełniały.
Jednego się nie spodziewałem, że Salomon „zwędzi” jedną z naszych imprez do swojego cyklu. Od razu zaznaczę, że w pełni rozumiem decyzję organizatorów Wertepów. Salomon to największy mecenas AR w Polsce.
Igor Błachut [Deuter Adventura]: Moim zdaniem był to zdecydowanie dobry pomysł i cykl; jako całość, znacznie lepszy od nadmuchanego nieco zbyt SACP. Mnie interesowała głównie strona sportowa (mapy, ustawienie punktów). Pod tym właśnie względem robione skromnymi środkami harcerskie zawody wyprzedzały o kilka długośći SACP. Punkty stały, trasy pomyślane rozważnie, mapy nie były najgorsze – choć tu mam zastrzeżenia (jak zawsze :)). Zwłaszcza na Wyzwaniu – ustawienie PK na obiekcie nie zaznaczonym na mapie to poważny błąd – mam nadzieję, że się już nie powtórzy. No i sprawa niewymierna, czyli atmosfera tych imprez. Naprawdę jeździło się na zawodki z przyjemnością; nie ukrywam, że będę polecał cykl także w przysżłym sezonie.
GŁ: W sieci pojawiły się pierwsze informacje o przyszłorocznej edycji, a właściwie tylko zapowiedź, że cykl się odbędzie. Mógłbyś uchylić rąbka tajemnicy?
MW:Tajemnica tajemnicą pozostaje, ale już nie długo. Będzie trochę zmian. Wkrótce komplet informacji o Cyklu 2008.
GŁ: Startujesz również jako zawodnik, jak oceniasz sezon w Twoim wykonaniu? Pamiętam dzielną walkę Twojego zespołu na TNFAT, niestety nie udało Wam się ukończyć tych zawodów…
MW: …a niewiele brakowało.
Początek roku obiecujący – dobre 5 miejsce na Bergsonie. Potem gorzej – nieukończone TNFAT Masters, Nawigator. Na końcu spokojne ściganie na Eksplorisie z 10 lokatą. Oczekiwania były większe.
GŁ: Plany na przyszły sezon?
MW: Ambitne. Przygotować się, pozyskać sponsora, wystartować i ukończyć Bergson Challenge Masters. Potem już z górki.
Koniec…
A Wam jak podobały się harcerskie zawody? Ja miałem okazję wystartować niestety tylko raz – w Lubniewicach i byłem strasznie zadowolony. Zresztą sami się przekonajcie – link do relacji (mała uwaga – na Wertepach dopuszczono wyjątkowo dwójki, później można było startować tylko w czwórce).
Za jakiś czas, dla porównania, ukaże się podobny materiał z Salomon Adventure Cup (tylko najpierw trzeba go przygotować 😉 ). Jeśli ktoś jest chętny do napisania kilku słów o zawodach, które później mógłbym wrzucić do ramki w tekście zapraszam na mejla.
PS. Fotki z cyklu ZHP NONSTOP obejrzeć można na oficjalnej galerii. Zdjęcia wykorzystane w powyższym materiale są dziełem exmedio.pl. Oprócz jednego, pierwszą fotkę „popełnił” Tomek Skarżyński vel Mały.
Zostaw odpowiedź