[size=x-large] DyMaNie 2008 [/size]
DyMNO to nietypowa impreza, wyrosła z marszów i biegów na orientację, ale już od 3 lat obejmująca również trasę „ekstremalną”. W tym roku po raz pierwszy rozgrywana była w formule dwójkowej, z podziałem na zespoły męskie i „miksy”. W teorii trasa liczyła 85 km, w praktyce optymalny wariant miał grubo ponad 100 km (nam wyszło 116). W połączeniu z trudną nawigacją (z której ta impreza zresztą słynie) i terenem spowodowało to, że ponad połowa ekip nie zaliczyła wszystkich punktów i/lub nie zmieściła się w limicie.
Startowaliśmy na najdłuższym rynku w Europie, z którego słynie Pułtusk. Faktycznie, nie byłoby tam żadnego problemu z pomieszczeniem wszystkich uczestników nawet maratonu warszawskiego. Start o wściekłej porze jak na sobotę, 7 rano. Handlarze dopiero zaczynają rozstawiać stragany i przyglądają się nam ciekawie. Rowery przyjechali sprzedawać???
Na początek tradycyjnie krótki BnO po mieście. Szczególnie podobał mi się punkt na dziedzińcu Zamku w Pułtusku (obecnie mieści się tam Dom Polonii z fantastyczną restauracją; szkoda że nie ma czasu, żeby wpaść na kawę z ciepłymi bułeczkami). Z przyzamkowego parku wydostajemy się przez ogrodzenie; nie ostatni raz na tym rajdzie zresztą. Następnego punktu brak; spora grupka dokładnie czesze okoliczne krzaki, ale punktu faktycznie nie ma. Za to pozostałe znajdujemy już bez problemów.
Na rynku wsiadamy na rowery i ruszamy na krótki dojazd przez Narew do przepaku B, gdzie zaczyna się 20-kilometrowy treking. Pokonujemy go w większości biegiem, z przerwami na szukanie punktów w krzakach. Po 2,5 godz. jesteśmy z powrotem.
Powrót rowerem do Pułtuska i wskakujemy do kajaka. Etap kajakowy (scorelauf!) był świetny – punkty pochowane w kanałach, jeziorkach i rozlewiskach Narwi. Pierwszy raz na rajdzie spotkałem się z trudną nawigacją na kajaku. Zupełnie inna jakość niż pływanie w poprzek zalewu. Ekipy pływały w dół i w górę Narwi szukając punktów. Do jednego z nich trzeba było dotrzeć niemal wpław wąskim kanałem, do którego nie dało się wpłynąć kajakiem. W innym miejscu trzeba było znaleźć „punkt styku” Narwi z małym jeziorkiem i przeciągnąć do niego kajak. Mogliśmy też podziwiać Pułtusk z miejskich kanałów – prawie jak Wenecja 🙂
Po kajakach króciutka „pamięciówka” – trzeba zapamiętać położenie 3 punktów kontrolnych z mapy wiszącej na drzewie i do nich trafić – a potem równie krótki odcinek nartorolek (takich jak na ZAT) po mieście.
Po czym ruszamy na rower, zdecydowanie najtrudniejszy etap. Oprócz mapy głównej 1:50000 dostajemy wycinki okolic PK w skali 1:25000. Bynajmniej nie ułatwiało to dotarcia do punktów, bo pozwalało organizatorom umieścić je w trudno dostępnych miejscach, do których trzeba było np. kilometr przedzierać się z rowerem przez krzaki. Jeden z punktów to np. „ambona na środku jeziorka”… Spora część trasy prowadziła po piachach wzdłuż Narwi. Był też OS (odcinek specjalny) – trzeba było jechać dokładnie wzdłuż kreski na mapie i wypatrywać punktów, które nie były na mapie zaznaczone.
Wybieramy krótkie warianty, co na odcinku pieszym się opłaciło, a na rowerze nie zawsze. Jazda wzdłuż „linii z prądem” okazuje się całkiem przyjemna, za to przedzieranie się wzdłuż wału niekoniecznie. Chcąc nie chcąc trzeba było ostro napierać, bo – jak słusznie zauważyła Chicken – Puszcza Biała to królestwo komarów i zatrzymanie się na dłużej groziło śmiercią z powodu utraty krwi. Współczuję tym którzy musieli tam wymieniać dętkę.
Na ostatnim punkcie kończy mi się woda i do Pułtuska dojeżdżam „na oparach”. Z ulgą zsiadamy z rowerów – oj, full byłby przydatny nie tylko w Beskidach…
[i]Krzysztof Przyłucki
(Beriza Team/Globe-Trotters)
4. miejsce na trasie ekstremalnej
Zdjęcia: [url=http://dabo.110mb.com/gallery/index.php?twg_album=200806_Dymno]Dariusz Bogumił[/url], Artur Wissuwa[/i]
Zobacz również:
[b]
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=155]Relacja z 2006 roku[/url]
[/b]
Zostaw odpowiedź