[size=x-large]RAJDY SUBIEKTYWNIE – EKSPLORIS[/size]
Relacja z rajdu Eksploris (II edycja ARCUP)
Maciek Dubaj, Sławek Łabuziński – Navigator Suunto 1
Gdy na początku maja 300 tysięcy ludzi zjeżdża do Zakopanego by pospacerować po Krupówkach, nieopodal w Kirach zbiera się niewielka garstka odmieńców o intencjach zgoła masochistycznych. Będą oni cały dzień mokrzy od potu, gradu i błota spod rowerowych kół. Będą się przedzierać przez zarośnięte wąwozy z bystrą wodą górskich potoków, bagna, zdobywać okoliczne góry, Butorowy, Mietłówkę, Gruszków, Przysłop Witowski. Niektórzy trochę pobłądzą, inni się poobijają, wszyscy się porządnie zmęczą. Zostaną za to utytułowani nienormalnymi lub niezwykłymi.
[b]Ja jestem jednym z nich.[/b]
I chociaż lubię być wyróżniony tymi, nie całkiem może zasłużonymi tytułami, to czy o to tylko chodzi w rajdach? Czym dla mnie jest rajd? Po co? Dlaczego?Każdy kolejny rajd daje mi jakąś cząstkową odpowiedź. Eksploris, choć jest wyjątkowo krótkim rajdem (75 km), też.
Przed startem warto opracować taktykę. Ustalamy za priorytetowe utrzymywać własną szybkość, a nie koniecznie trzymać się czołówki. Jako że jestem wolniejszy, mam dyktować tempo. A skoro to nawigator powinien dyktować tempo, bo idzie przodem, będę nawigował. Zgadzamy się też, że pod koniec, kiedy będę już zmęczony, nawigację przejmie Sławek, a ja mu tylko „kotwica w plecy i na oparach do mety”. Wybieramy razem także warianty przebiegów między punktami kontrolnymi na mapie. Wszystkie te ustalenia przydadzą się po starcie. Pozwolą uniknąć nieporozumień i precyzyjniej rozłożyć siły w zespole.
W prologu – biegu przełajowym wywalczyliśmy drugą pozycję na start handicapowy, ze stratą 2 minut do pierwszych i przewagą 30 sekund nad trzecimi i czwartymi. Sławka pewnie korci by wystrzelić jak z procy, ale nie. Spokojnie utrzymuje moje tempo gdy 2 minuty po starcie spadamy na 3 pozycję. Ku mojemu zaskoczeniu zostawia mi też wystarczająco dużo swobody w nawigacji. Czuję teraz wzajemne zaufanie, tak potrzebne do stworzenia silnego zespołu.
Na PK1 doganiamy drugi zespół, na PK3 już współprowadzimy. Każda górka dodaje mi skrzydeł, gdy widzę jak podcina je innym. Każdy celnie trafiony PK dodaje nam pewności. Most linowy nie sprawia problemów. Nawet nie przypuszczałem że będziemy na nim pierwsi unikając kolejek, a jednak.
[b]Motywacja wzrasta. [/b]
Po 18 km biegu wyjeżdżamy ze strefy zmian na rowerach z Arturem i Piotrkiem (Speleo Salomon Suunto). Czuję, że mam siłę i rezerwę i jeśli nic pechowego się nie wydarzy to jesteśmy w stanie wygrać…
Po przejechaniu 500 m Sławkowi pęka łańcuch. Można zacząć krzyczeć na kolegę, że na co drugim rajdzie zrywa łańcuch, że to jego wina, że zaraz pewnie ktoś nas dogoni i że dupa ze ścigania. Ale można to zrobić potem, w relacji, a teraz trzeba mu pomóc. Niecałe 3 minuty później ruszamy w pościg. Na najbliższym PK mamy kontakt wzrokowy. Na następnym, na Ostryszu 1023 m npm, jesteśmy pierwsi. Właściwie to wyprzedza nas organizator, starając się w pocie czoła postawić na szczycie perforator zanim tam dotrzemy.
9 km rolek upływa nam pod znakiem dziurawego asfaltu dróg podhalańskich. Szacujemy, że na rowery siadamy z ponad 3-minutową przewagą. Utrzymujemy więc mocne tempo, choć Butorowy małą górką nie jest, a tego podjazdu mam dość po innych rajdach. Wiem, że potem już tylko z górki i koniec pedałowania…
Jak się okazuje na rajdzie bywa tak, że pozornie łatwe momenty mogą przynieść spore trudności. Problemy zaczynają się kiedy Sławek stwierdza, że mamy jechać prosto, podczas gdy ja skręcam. Wydaje mi się, że zapomniał jaki wariant ustaliliśmy. Jemu wydaje się, że zapomniałem o PK i prowadzę na przepak. Odpowiadam, że nie zapomniałem i że chcę jechać zielonym szlakiem. Nie czekam na jego reakcję i zjeżdżam. Po chwili obracam się, a…
[b]Sławka nie ma! [/b]
Marudzi jeszcze długo zanim się pojawia. Czyżby początek problemów w zespole?
Chwilę potem, 3 km przed końcem etapu rowerowego, Sławek zgłasza gumę. Powietrze schodzi coraz bardziej. No nie, nie jest dobrze. Sprawę ma doraźnie załatwić dobicie koła nabojem ze sprężonym powietrzem. Zatrzymuję się 100 m dalej niż Sławek i czekam. Ogarnia mnie odrętwienie, pada rzęsisty deszcz. Zaczynam się niecierpliwić. Może trzeba mu pomóc? Ale nie, stoję i bezsensownie czekam. Z odrętwienia wyrywa mnie wołanie Sławka. Uff. Już po wszystkim. Złość i opór przeszły. Okazuje się że spory kamol utknął w ogumieniu. Dętka już zmieniona, trzeba ją tylko napompować. Sławek uzbraja pompkę w napój i … Całe powietrze uchodzi zanim orientujemy się co się dzieje. Okazało się, że nabój i pompka nie były kompatybilne. Pompujemy ręcznie. Współpracujemy. Po dobrych dziesięciu minutach od zatrzymania możemy jechać dalej.
W międzyczasie wyprzedzają nas Piotrek z Arturem. I znów od początku gonić, wyprzedzać, uciekać. Na ostatnie 13 km BnO wychodzimy mając ich 50 m przed sobą. Oddaję Sławkowi mapę – jest dużo bardziej doświadczony w orienteeringu. Pierwszy PK na tym etapie okazuje się być decydujący. Nasi przeciwnicy znikają między drzewami w dziwnym kierunku. Sławek właśnie wcina batona na obiadek i popija napój na deser więc nie ma ochoty patrzeć na mapę. Idziemy na pamięć. Wbiegamy na PK ściśle ustalonym wariantem. Nikogo wokół nie widać – chyba jesteśmy pierwsi.
Od czasu do czasu zaczyna przez chmury przebijać słońce, a my połykamy kolejne punkty. Gdy mijamy zapomnianą leśną skocznię narciarską myślę sobie, że rajdy i skoki mniej dzieli niż łączy. Zmęczenie dopada mnie na 73 km. Dobrze że meta tuż tuż. I zwycięstwo. I szampan.
[b]I najważniejsze – gorący prysznic. [/b]
Czym był dla mnie ten rajd? Przede wszystkim ćwiczeniem spokoju i równowagi. Można by powiedzieć medytacją. Był rozejmem między myślami i wrażeniami. Był poszukiwaniem najlepszego kompromisu między ambicją a rozsądkiem. Czy teraz biec, czy zwolnić by spojrzeć na mapę. Jak zachować spokój i zaufanie gdy pojawiają się trudności. Tego właśnie podobnie jak Biegi na Orientację uczą krótkie rajdy.
Ale rajdy to dużo więcej…
Maciek Dubaj
Zdjęcia: Monika Strojny
[b]Zobacz również
[url=www.arcup.com]Strona cyklu ARCUP[/url][/b]
Zostaw odpowiedź