Gdyby firmy bukmacherskie przyjmowały zakłady na wyniki rajdów przygodowych, to ten kto stawiał na zwycięstwo mod-x zgarnąłby niezłą sumkę. Chłopaki samodzielnie przenawigowali rowerem przez nocną burzę i złośliwy odcinek pieszy. Wygrali w bardzo dobrym stylu (co prawda dzieląc się zwycięstwem z teamem Pocoloco), ale i tak należy się im szacunek. Zostawili za plecami wielu doświadczonych zawodników. Posłuchajcie ich relacj…i

Na On-Sight Adventure Race zgłosiliśmy się jako pierwsza ekipa na trasę Masters, a to dlatego, że z własnego doświadczenia wiemy, iż organizatorzy zapewniają moc wrażeń, satysfakcjonujące wszystkich uczestników trasy i świetną atmosferę. Tym razem 200km zapowiadało ostrą imprezę, jednocześnie jedną z najdłuższych, które dane nam było zaliczyć w swoim dorobku. Jadąc w piątkowe popołudnie do Lubniewic i próbując w jakiś sposób zrekompensować brak klimatyzacji w naszym pojeździe dywagowaliśmy o naszej formie, o przewidywanym czasie ukończenia i o tym czym będzie tajemnicza 5-cio kilometrowa niespodzianka. Co jakiś czas dorzucaliśmy info o pogodzie, o ekipach które raczyły się zgłosić na trasę Masters i o tym dlaczego mamy jechać na rolkach 40km. Z rozmów tych wynikało, iż 5-te miejsce bierzemy w ciemno, ale nieśmiało marzyliśmy o załapaniu się na podium w MM. Czas od momentu przybycia do bazy do startu zawsze mija mi bardzo szybko.

fot. Michał Unolt

Tak było i tym razem, ani się obejrzałem, a już stałem przed północą obok Arka pozując do przedstartowego zdjęcia. Ogień rozpalający moje uda chwile później to osobna historia, dodam tylko, że załapałem się za kołem należącym do Ulrike Fuhrmann i starałem się dotrzymać kroku. Już przy pierwszym punkcie zawładnął wszystkimi szał pogoni za czołówką, która oczywiście popełniła błąd i odbiła nie na tą górkę co trzeba. Wtedy Arek powiedział znamienne na tych zawodach słowa: „Młody, realizujemy swój wariant!”. Do drugiego PK zmierzaliśmy już tą drogą, którą wcześniej po odprawie ustaliliśmy, zamiast gonić za prowadzącymi ekipami. Wyszło nam to na plus bo czołówka ponownie zbyt wcześnie skręciła, a my oraz PocoLoco.pl AT podbiliśmy cichaczem karty 300 metrów dalej. Mina pełniącego rolę sędziego Krzyśka Łakomca gdy zobaczył nas podjeżdżających na 3 PK jako pierwsza ekipa – bezcenna. Na każdym z kolejnych PK mogliśmy urwać po kilka minut i baliśmy się że tracimy przewagę. Jak zapewne już wszyscy wiedzą pogoda nie rozpieszczała. Najgorsze chwile przeżywałem szukając PK na cyplu i w bunkrach, wszystko przez szalejącą nad naszymi głowami burzę. Pioruny waliły tak blisko i gęsto, że używanie czołówki było zbędne. Na cypel organizatorzy sugerowali drogę w wodzie po pas, ale wizja porażenia piorunem zmusiła nas do poszukania alternatywnego wariantu. Z kolei po wejściu do bunkrów oczom naszym ukazał się strop złożony ze stalowych elementów zalanych betonem. Na fizyce nie było mowy o tym czy bunkry pełnią rolę klatki Faradaya czy wręcz odwrotnie, ale po raz kolejny intuicja nakazała nam jak najszybsze odnalezienie PK i odjazd w siną dal. Dojeżdżając o 5 rano na rynek w Lubniewicach gdzie zorganizowano strefę zmian wiedzieliśmy, że nie ma nikogo przed nami. Nie znaliśmy tylko rozmiarów naszej przewagi.

fot. Michał Gałuszka

Niespiesznie szło nam przebieranie mokrych ciuchów i zakładanie rolek, cały czas czując, że ktoś zaraz się pojawi. Nikt się nie pojawił. Rolki zaczynały się tym samym wariantem, którym przed chwilą przyjechaliśmy na rowerach, więc spotkanie z innymi ekipami było nieuniknione. Nic z tego.

fot. Michał Unolt

Podbiliśmy PK12 i dopiero po przejechaniu ładnych paru metrów ukazali się śmigający na przeciwko: Navigatoria wraz z lokalesami z 17WBZ-ELITA Lubniewice, zaraz za nimi również w czwórkę ekipy Inov-8 oraz TEAM 360 ° – Event Horizon, a kawałek dalej małżeństwo napieraczy tym razem pod szyldem adidas Terrex Team Poland. Rolki można podsumować zdaniem: Gdyby tylko asfalt miejscami był gładszy… ale wszyscy mieli te same warunki pod kółkami. Obawialiśmy się, że po rolkach nie będziemy już prowadzić, bo jak wiadomo czwórkowe pociągi są szybsze niż para niezdarnych Jaskułek, ale znów miło się zaskoczyliśmy dojeżdżając do Chyciny. Czuliśmy się wtedy już mocno zmęczeni, a to dopiero 10 godzin za nami i do pokonania jeszcze ponad połowa dystansu. Prowadzenie zawsze dodaje kopa, więc szybkim krokiem zaczęliśmy przemierzać leśne dukty podczas 35-cio kilometrowego trekkingu, ale jak w zacienionej przestrzeni przesuwaliśmy się w nawet sensownym tempie, tak gdy tylko słońce zaczynało nas pieścić dostawaliśmy zadyszki i nie sposób było momentami iść. Arek wyglądał na coraz bardziej oddalającego się od rzeczywistości i wiedziałem, że tylko koniec trekkingu może go przywrócić do życia. Nie lepiej było z naszymi nogami, które zaczynały w takiej temperaturze gotować się w butach, a piasek wkradający się w skarpetki potęgował uczucie dyskomfortu. W pamięci miałem zdjęcia z Maratonu Piasków, gdzie w namiocie rzeźni po każdym etapie zawodnikom wycinano pęcherze. Kiedy podbiliśmy ostatni punkt na tym etapie i pozostało nam do przepaku jakieś 2 km, z tyłu pojawili się chłopaki z PocoLoco.pl AT (Tomek Kowalski i Piotrek Kłosowicz) – rześcy i szybcy jakby dopiero co wystartowali. Odrobili do nas na tym odcinku prawie godzinę, co tylko obrazuje ich moc, a naszą niedoskonałość w tym temacie. Postanowiliśmy, że jeśli mamy z nimi powalczyć to potrzebujemy odwiedzić szkołę, w której była baza i zaopatrzyć się w suche ciuchy na rower.

fot. Michał Gałuszka

Na rynku na scenie Piotrek już wiosłował na ergometrze (to ten 5-cio kilometrowy etap niespodzianka) i gdy Arek wystartował na naszej maszynie mieliśmy do PocoLoco 10 minut straty. Starałem się wiosłować mniej gdyż czekało mnie zaraz potem 7km BnO, a Arek już nie mógł się doczekać kiedy wskoczy do wody i przepłynie ok. 800 m po jeziorze. Biegnąc miałem w głowie tylko mapę i las – nic więcej się nie liczyło. Nawigacja była szczątkowa, ale 20letnia mapa mogła sprawić niektórym problemy, dodatkowo PK A stał kilkanaście metrów dalej niż wskazywała mapa, co w powiązaniu z tym, iż stał w dołku zmusiło mnie do biegania wkoło przez dwie minuty. Na końcówce mijałem Krzyśka Dołęgowskiego, który dopiero zaczynał bieg, a wcale nie wyglądał jakby miał w planach dogonienie nas – to dodało mi sił by przyspieszyć na ostatnich metrach. Przeloty na azymut się opłaciły, bo wbiegając po raz kolejny na rynek w Lubniewicach okazało się że PocoLoco jeszcze nie wyjechało na ostatni etap rowerowy, który zresztą organizatorzy skrócili dość poważnie do dwóch punktów kontrolnych. Nie było nam to po drodze, bo zmniejszało szanse na doścignięcie rywali, ale widziałem błysk w oku Arka, co znaczyło, że odżył. I rzeczywiście przelot na pierwszy punkt asfaltem to moje wypruwanie płuc, wysilanie się by utrzymać tempo i patrzenie na zębatkę w rowerze brata. Nie wiele więcej pamiętam z tego momentu. Uśmiech pojawił się dopiero gdy po wjechaniu na polanę zauważyliśmy lampion i chłopaków zmierzających w jego kierunku. Mieli 100 metrów przewagi. Oczywiście każdy pojechał w swoją stronę – tyle, że my w tę złą… podwórko z psem latającym luzem i niezbyt uprzejmy pan zatrzymali nas na kilka minut. Po dopadnięciu do asfaltu PocoLoco nigdzie nie było widać. Arek wrzucił szósty bieg i cisnęliśmy nie zważając na kolejną burzę, która formowała się nad naszymi głowami. Ostatni PK to górka, na którą prowadziło 2 km kostki brukowej… 500 metrów od szczytu mieliśmy rywali na wyciągnięcie ręki, a po podbiciu punktu podjęliśmy wspólnie męską decyzję: „Dość ścigania na dziś”. Razem po 19 godzinach 34 minutach wjechaliśmy na metę w Lubniewicach.

fot. Michał Gałuszka

W dotychczasowej karierze rajdowej to nasz największy sukces, zdarzały się nam już wygrane, ale nigdy w tak trudnym i tak mocno obsadzonym rajdzie. Nie da się ukryć, że to zaskoczyło wszystkich, w bazie od Maćka Więcka usłyszeliśmy: „Przegraliśmy z młodzieżą?”, a Michał Kiełbasiński z trudem wymawiał nazwę naszego teamu. Mamy nadzieję, że nie był to pojedynczy przypadek zważając na fakt, iż (wyłączając PocoLoco) nasza przewaga systematycznie rosła przez cały czas trwania zawodów. Życie to zweryfikuje ja tymczasem lecę pobiegać…

 

fot. Michał Unolt

Przybliżone długości poszczególnych etapów: rower: 68,8 km rolko-trekking: 48,6 km trekking: 33,7 km pływanie/BnO: 0,8/9,6 km rower: 34 km

 

1. Etap rowerowy (kliknij by zobaczyć powiększenie i wybrany wariant)

 

2. Etap rolkowy (kliknij by zobaczyć powiększenie i wybrany wariant)

 

3. Etap trekkingowy (kliknij by zobaczyć powiększenie i wybrany wariant)

 

4. Etap BnO (kliknij by zobaczyć powiększenie i wybrany wariant)

 

5. Etap rowerowy (kliknij by zobaczyć powiększenie i wybrany wariant)

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany