Z Bartoszem Gorzycą, czołowym polskim biegaczem górskim, tegorocznym wicemistrzem Polski w maratonie górskim, zwycięzcą Zimowego Ultramaratonu Karkonoskiego i Rzeźniczka, rozmawia Oskar Berezowski.
Ten sezon zaczął się od mocnego wejścia. Wygrałeś Zimowy Ultramaraton Karkonoski. Nie przeszło Ci przez głowę, że forma mogła pojawić się za wcześnie?
To był początek marca. Byłem jeszcze wtedy w okresie przygotowawczym i nie było mowy o tym, żebym był w wysokiej formie. Tego typu bieg jest dla mnie czymś w rodzaju sprawdzenia swoich zimowych przygotowań, odejściem od monotonii tego okresu, czyli od ciągłych treningów. Poza tym ZUK jest specyficznym i jednym z nielicznych biegów ultradystansowych rozgrywanych zimą. Tegoroczna edycja pokazała swoją wyjątkowość oraz “pazury” ‒ nie mogło mnie to ominąć.
To jaki jest Twój najważniejszy start w sezonie?
Mistrzostwa świata w skyrunningu na dystansie ultra 105 kilometrów (przewyższenie 8000 m +/- ). Odbywają się w drugiej połowie lipca. Będę miał okazję zmierzyć się z najlepszymi zawodnikami na świecie. Zostanę ustawiony w szeregu i zobaczę, gdzie jest moje miejsce. Da mi to szeroki pogląd na to, jakie są moje mocne i słabe strony, a dodatkowo zbiorę spory bagaż doświadczenia, który ‒ mam nadzieję ‒ zaowocuje w przyszłych latach.
W tym roku masz przynajmniej dwa bardzo mocne starty za granicą. Oprócz mistrzostw świata w skyrunningu są jeszcze mistrzostwa świata na długim dystansie w Słowenii. Gdzie się przygotowujesz do tych biegów?
Takie biegi niewątpliwie wymagają odpowiedniego przygotowania i nie mówię tutaj o naszych beskidzkich terenach. Profile tras tych biegów wyglądają niczym narysowane przez dziecko, któremu każe się zilustrować góry. Spiczaste szczyty i bardzo dużo przewyższeń na krótkich odcinkach. Do tego strome i trudne zbiegi. Jedyna szansa na dobry bodziec treningowy, przypominający te warunki, to nasze polskie Tatry. Niestety problemem tutaj jest to, że dopiero w maju zaczyna topnieć śnieg. I zostaje mało czasu do przygotowań.
Na szczęście nie marnuję tego czasu i mocno przygotowuję się w trudnych terenach beskidzkich i na stokach narciarskich, które przypominają swoim nachyleniem to, co będzie mnie czekało na zawodach. W czerwcu na pewno posiedzę trochę w Tatrach.
Poza tym dużą rolę w moich przygotowaniach odgrywa praca na siłowni (chodzę tam dwa‒trzy razy w tygodniu). Tutaj opieram się na wiedzy i doświadczeniu Daniela Michalczyka z Pro Sport Rehab Limanowa. Muszę przyznać, że na początku naszej współpracy byłem pod ogromnym wrażeniem, jak wiele można poprawić w bieganiu, robiąc kompletnie coś innego.
Trudno jest trenować w Polsce i atakować tak trudne biegi?
To na pewno jest wyzwanie, bo w Polsce mamy jedynie mały skrawek czegoś, co przypomina pirenejskie lub alpejskie szczyty, na których rozgrywane są najważniejsze światowe imprezy. Tym niemniej trzeba wykorzystywać ich potencjał. Wielu najlepszych biegaczy górskich pochodzi z nizin i nic nie jest ich w stanie powstrzymać od ciągłego rozwoju. Ja zaczynałem od górki mającej 562 m n.p.m (Liwocz), na której byłem w stanie zrobić maksymalnie 300 m przewyższenia w jednym ciągu. Jeśli ktoś jest ambitny, systematyczny i ma w sobie sporo motywacji, to nic nie może stanąć mu na przeszkodzie do postępu.
Mam jednak świadomość, że będę musiał w końcu zacząć trenować gdzieś w innych krajach, aby móc się rozwijać. Na pewnym poziomie progres staje się coraz mniej wyraźny i trzeba próbować nowych metod treningowych. Bieganie w nowych miejscach, na wyższych wysokościach również daje pozytywnego kopa treningowego.
Ostatnio testowałeś trochę nowych butów. Masz w końcu coś, z czego jesteś zadowolony?
Z doborem obuwia wielkich problemów nie mam. Moje stopy i kostki są stosunkowo twarde i wytrzymałe. Nie potrzebuję wielkiej amortyzacji oraz wsparcia, stabilizacji. Jestem w stanie przebiec różne biegi w różnych butach, nawet nieprzystosowanych do danej nawierzchni. To akurat moja mocna strona. Od czasów gimnazjalnych, gdy zacząłem przygodę z bieganiem (na bieżni lekkoatletycznej i w biegach ulicznych), przyzwyczajałem stopy do wielu rodzajów obuwia. Nie miałem nigdy swojej ulubionej pary i biegałem w czym popadnie. Zaczynałem od zwykłych bazarowych halówek. Teraz, gdy moje stopy przeszły już chyba wszystko, odnalazłem swój ulubiony model ‒ Adidas Adizero XT Boost. Wygodny, daje mi pewność podczas biegu, ma wbudowany stuptut i optymalną amortyzację. Nie zamykam się jednak na nowości i z przyjemnością zakładam inne modele. To nie stopa ma się dostosowywać do butów, tylko każdy rodzaj butów ma się dostosować do twardej i gotowej na wszystko stopy.
Podobno ciągle poszukujesz optymalnych metod regeneracji po startach, bo w sezonie zdarzają Ci się wyścigi co tydzień. Masz jakąś receptę?
Starty co tydzień… Hmmm, owszem zdarzają się dość często, ale często zdarza mi się również powiedzieć do kogoś po zawodach o mniejszej randze takie zdanie: ”Niejednokrotnie robię mocniejsze treningi niż te zawody”. Myślę, że to wyjaśnia sprawę. Nie oznacza to oczywiście, że nie poszukuję odpowiednich sposobów na regenerację po tego typu wyścigach oraz po najmocniejszych treningach. Odpoczynek jest kluczem do progresu, a jeśli odpowiednio się nie zregenerujemy, to nawet nie damy sobie szansy na start, który byłby szczytem naszych możliwości.
Dewizą obecnego sezonu dla mnie jest właśnie regeneracja ‒ nie bez powodu jestem w ekipie Salco Sport Teamu. Dość mocno skupiłem się na badaniu wpływu kąpieli solankowych na mój organizm i polepszenie regeneracji. Pozytywów stosowania takich kąpieli jest naprawdę wiele. Rozluźnienie mięśni, zwiększenie odporności, pomoc w zasypianiu, poprawa wyglądu skóry oraz ułatwienie adaptacji do większych obciążeń treningowych, a to nie wszystko. Nie zamykam się również na inne formy regeneracji, jak sauna, masaże, odpowiednio dobrana dieta ‒ tego typu sprawy przeszły już u mnie w codzienność i coś normalnego.
Chyba nie zdradzę wielkiej tajemnicy jak powiem, że widziałem Twoje testy wydolnościowe. O szczegółach nie powiem, ale czy masz już pomysł, jak obniżyć wagę?
Owszem, podczas badań w SportLab wyszło, że moja waga optymalna została przekroczona o jakieś 2-3 kg. Pozwolę sobie jednak zaznaczyć, że były one robione w początkowej fazie sezonu, gdzie ta waga według mnie może być delikatnie zawyżona. Wraz z biegiem sezonu startuję coraz więcej i zwiększam obciążenia treningowe, przez co nawet przy uzupełnianiu wszystkich traconych kalorii waga będzie spadać do tej docelowej. Podobnie jest w każdym sezonie, w tym również tak będzie. Dodam, że od badań minął już ponad miesiąc, a u mnie zleciało już około 1,5 kg, więc wszystko idzie zgodnie z planem. Starty docelowe są na przełomie czerwca i lipca, a do tego czasu wszystko będzie w normie.
Ciężko Ci ograniczać się żywieniowo?
Nie mam z tym problemu, nie ograniczam się zbytnio. Trzymam się zasady, aby jeść zdrowo, unikać przetworzonej żywności oraz konserwantów. Wegetarianinem nie jestem ‒ średnio raz‒dwa razy w tygodniu jem mięso. Czasami rzadziej, to wszystko zależy od tego, czy mam na to ochotę, słucham swojego organizmu i dostarczam mu to, o co mnie prosi w jak najzdrowszej formie. Sklepowe jedzenie pozostawia wiele do życzenia pod względem wartości odżywczych, więc siłą rzeczy również używam suplementów.
Pizza, gofry… Kebab… Zdarza się. Na czymś biegać muszę, a tego typu posiłki, choć są rzadkością, to i tak szybko umykają z każdym pokonanym kilometrem.
Wróćmy do korzeni, a raczej ulicy, na której zaczynałeś karierę. Ciągnie Cię jeszcze trochę do takich startów? Czas 32 minuty i 4 sekundy na 10 km znaczy, że potrafisz zakręcić szybko nogą.
Rzeczywiście zaczynałem na bieżni lekkoatletycznej. Biegałem 1000 m, 1500 m… Moją ulubioną oraz koronną dyscypliną był bieg na 3000 m z przeszkodami, który oprócz szybkości wymagał również siły do pokonywania barier. To właśnie tutaj zdobyłem całą swoją szybkość, natomiast później zacząłem startować w biegach ulicznych, które nadal utrzymywały moją prędkość, a zwiększały wytrzymałość. Miało to bardzo fajne przełożenie na biegi górskie, gdzie wbrew pozorom nie liczy się tylko siła i wytrzymałość, ale i szybkość.
Życiówka 32:04 jest akurat z okresu, gdzie już startowałem w górach, więc można powiedzieć, że gdzieś mi tej szybkości trochę “umknęło”. Odpowiednie przygotowanie na pewno pozwoliłoby mi wiele z tego urwać, lecz pewnie musiałbym odpuścić sobie góry… A to nie wchodzi w grę. Z biegów ulicznych w góry przeskoczyłem na tyle szybko, że nie zdążyłem wyśrubować swoich wyników na 10 kilometrów, w półmaratonie i maratonie. Ba, nigdy nie przebiegłem nawet płaskiego półmaratonu czy maratonu, więc siłą rzeczy moje życiówki na tych dystansach są z gór.
Twoim atutem jest szybkość, początkowo obawiałeś się dystansów ultra. Gdybyś teraz miał popatrzeć wstecz i powiedzieć: warto było rzucać się na stukilometrowe biegi?
Długie dystanse oraz ultra wiążą się właśnie z utratą szybkości. Ktoś, kto zaczął swoją przygodę z bieganiem od ultra, może mieć nie lada problem z nabyciem oraz pielęgnowaniem szybkości. Według mnie kolej rzeczy powinna być właśnie taka, aby zacząć od dystansów krótkich oraz szybkich, a gdzieś później przekładać to na biegi długie oraz ultra w górach. Dzięki temu nie zostanie pominięty żaden element przygotowania i będzie można być szybkim, wytrzymałym i silnym ‒ czyli zawodnikiem kompletnym. Oczywiście od każdej reguły są wyjątki i nie sprowadzam tego do recepty uniwersalnej.
To, że zacząłem biegać ultra, nie oznacza, że nie trenuję nadal swojej szybkości. Biegów ultra w moim terminarzu jest akurat jak na lekarstwo. Bardziej skupiam się na jakości i randze danego startu ultra niż na liczbie tych biegów. Im dłuższy dystans, tym większe ryzyko poważnej kontuzji, czyli czegoś, co każdy biegacz omija szerokim łukiem. Przekonałem się o tym w 2014 roku, gdy brałem udział w biegu na 240 kilometrów i z powodu kontuzji skończyłem po 170… Była to dla mnie bardzo ważna lekcja pokory.
Jak bardzo zmienił się Twój trening na przestrzeni ostatnich dwóch lat?
Główną zmianą jest to, że wprowadziłem wiele form treningowych niezwiązanych z bieganiem. Głównie mam na myśli trening siłowy. Dynamika, stabilizacja, trening izometryczny ‒ ma to wręcz ogromne znaczenie w moich przygotowaniach. W ubiegłym roku niejednokrotnie zauważałem, że warto poświęcić kilka godzin biegania po to, aby uzupełnić braki w przygotowaniu siłowym. Wcześniej tego nie zauważałem ‒ to główna zmiana. Poza tym nie zaniedbuję treningów szybkościowych, wytrzymałościowych, miksuję rower z bieganiem ‒ ciągle się uczę i eksperymentuję, szukając odpowiednich rozwiązań.
Ile teraz średnio biegasz w tygodniu?
Średnio od sześciu do ośmiu treningów biegowych w tygodniu plus inne aktywności, co daje w sumie około 12-14 jednostek w tygodniu. Daruję sobie podawanie kilometrażu, bo to naprawdę temat rzeka. Wszystko zależy od danego okresu przygotowań i wahania są bardzo duże. Czasami jest to 100 kilometrów, czasami grubo ponad 200 w tygodniu.
Kiedyś powiedziałeś, że Twoim marzeniem jest UTMB. Ile dajesz sobie jeszcze czasu?
Nie myślę już jakoś bardzo intensywnie o UTMB. Będzie okazja i będę w dobrej dyspozycji, to postaram się znaleźć w gronie startujących. Wszystko ma swoją kolej rzeczy. Rozwijam się, przede mną dwie ważne imprezy ‒ skupiam się na nich. Właśnie poprzez tego typu wyzwania mam szansę na pokazanie się w światowej czołówce ‒ to trudne zadanie, ale uważam, że mimo mojego poziomu przygotowania nadal mogę stawiać duże kroki w rozwoju. Mam jeszcze wiele zaległych sposobów i metod do wykorzystania, na przykład obozy wysokogórskie, których nie miałem jeszcze okazji sprawdzić, a mogłyby dać ogromny skok w rozwoju.
Masz jakiś ulubiony bieg w Polsce?
Po zeszłorocznym starcie ‒ Łemkowyna Ultra Trail. Piękna trasa w miejscu, w którym zaczęła się moja przygoda z biegami górskimi. To 150 kilometrów przez Beskid Niski ‒ krainę łemkowską, dziką, magiczną i hipnotyzującą, która tak naprawdę nie jest do końca poznana, a odcisk buta biegowego jest tu rzadko spotykany. Mam nadzieję, że w tym roku również będzie mi tu dane wystartować.
Czy jeśli UTMB już Cię tak nie kręci, to jest jakiś bieg, o którym marzysz?
Nie mam jednego topowego biegu, w którym chciałbym wziąć udział. Mam ich bardzo dużo! Bardzo cięgnie mnie do Ultra-Trail World Tour. To cykl imprez na całym świecie, nie tylko w Europie, ale też w Australii, Azji czy Ameryce Północnej! Na to jednak przyjdzie czas ‒ póki co skupiam się na tym, aby pokazać się na świecie z jak najlepszej strony, co da mi przepustkę do tego typu zmagań.
Zostaw odpowiedź