Gediminas Grinius przez trzy lata mieszkał i pracował w Szczecinie, stawał też na starcie wielu polskich biegów ultra. Tutaj, w Polsce, budował swoją moc, która pozwoliła mu wygrać Transgrancanarię w 2015 roku i zająć drugie miejsce w cyklu UTWT. Dwa lata temu zajął rewelacyjne 5. miejsce w UTMB, w ubiegłym zszedł z trasy. Miał rachunki do wyrównania. W tegorocznej edycji „nasz Litwin” po fenomenalnym wyścigu dobiegł na metę jako drugi. Zapytaliśmy go: „Jak było?!”.

Fot. Fotografia Piotr Oleszak

Magda Ostrowska-Dołęgowska: Gediminas, wielkie gratulacje! Niezwykłe osiągnięcie. Zwłaszcza, że pod Wilnem też ostatnio szczególnych ruchów górotwórczych nie było i trenujesz raczej na pagórkach. Jak się czułeś przed wyścigiem?

Gediminas Grinius: Naprawdę dobrze. Powiedziałem nawet Krzyśkowi (Dołęgowskiemu – przyp. red.) jak razem biegaliśmy w Bielsku-Białej, gdzie zatrzymaliśmy się jadąc na zawody, że prawdopodobnie jestem w najlepszej formie w życiu. Nie nękały mnie kontuzje, żadne drobne bóle, mój trening przebiegał całkiem pomyślnie więc byłem gotów na walkę. Uważałem to za dobry sygnał przed zawodami.

Chłopaki z elity padali jak muchy, a Ty i Ludovic pięliście się w generalce. Wystarczyło patrzeć na międzyczasy żeby zobaczyć, że biegniesz mądrze. Jaka była Twoja strategia?

Zamierzałem po prostu trzymać się planu, który zakładał spokojny bieg i wyczekiwanie aż do Grand col Ferret (to przełęcz w okolicach 100. kilometra trasy – przyp. red.). Potem miałem przycisnąć tak mocno jak dam radę. Ale nie było tak łatwo jak myślałem, bo wiesz jak to jest jak na starcie! Uderza adrenalina i wszyscy mocni zawodnicy zachowują się jakby ich ktoś spuścił ze smyczy. Pomyślałem, że może spróbuję się trzymać Zacha Millera (Amerykanina, znanego z tego, że niezależnie od długości wyścigu stara się przewodzić stawce. Na UTMB debiutował na dystansie 170 km i choć długo prowadził, skończył na 6. miejscu – przyp. red.), ale szybko zdałem sobie sprawę, że to może nienajlepszy pomysł, że lepiej zrobię jak skupię się na swoim planie i poczekam z atakiem. A Zach Miller zajechał w ten sposób Luisa Alberta Hernando i Miguela Herasa Hernandeza i innych bardzo mocnych gości.

Gediminas Grinius na mecie. Fot. Cyril Bussat

Gediminas Grinius na mecie. Fot. Cyril Bussat

I myślisz, że to strategia sprawdziła się świetnie czy miałeś szczęście?

Raczej nie, nie myślę, że miałem szczęście. Ok, oczywiście odrobina szczęścia jest niezbędna na tak długich zawodach, żeby wygrać czy być w pierwszej trójce, więc nie można tego nie doceniać. Ale główne skrzypce grała tu jednak taktyka, chłodne kalkulacje. Też moje przewidywania, że Zach Miller będzie biegł jak szalony, do Col Ferret się sprawdziły. I to, że spodziewałem się, że mocni zawodnicy będą próbować dotrzymywać mu kroku aż ich zajedzie. Miałem dobry plan, mądrą taktykę. Chłodne kalkulacje świetnie się sprawdziły i to one były najważniejszym składnikiem mojego sukcesu.

Do Ludovica Pommeret, zwycięzcy tegorocznego UTMB miałeś na mecie 26 minut. Czy był taki moment, że czułeś, że to Ty możesz wyjść na prowadzenie i stanąć na pierwszym stopniu podium?

Nie, właściwie to nie spodziewałem się, że mógłbym wygrać te zawody. W trakcie pomyślałem, że z pewnością będę w pierwszej piątce, bo czułem się dobrze. Jeśli nie czułbym się dobrze to pewnie byłbym w top 10. Gdy wszyscy trzej – ja, Ludovic i Zach spotkaliśmy się w Triencie czułem, że nie będę pierwszy. Zdecydowałem, że będę po prostu podążał za Ludovikiem, biegliśmy nawet razem przez jakiś czas, zaproponował mi żebyśmy biegli razem i kończyli razem. I nawet przez chwilę czas to miało ręce i nogi, ale później zorientowałem się, że o ile na zbiegach jest dobrze, trzymamy się razem, to na podbiegach był znacznie mocniejszy. Powiedziałem mu żeby leciał do przodu i się mną nie przejmował.

Gediminas Grinius na trasie UTMB. Fot. Materiały UTMB

Gediminas Grinius na trasie UTMB. Fot. Materiały UTMB

A dlaczego Ty tak wracasz na to UTMB? Bo masz do niego sentyment czy bo prestiżowe?

Generalnie – nie jeżdżę na zawody tylko dlatego, że są prestiżowe. Choć z drugiej strony lubię wysoki poziom konkurencji na UTMB. Jest pod tym względem dosyć wyjątkowe. Zawodowcy, biegacze ze światowej elity przyjeżdżają się tu sprawdzić, ścigać. A ja lubię się ścigać z najlepszymi! To pewnie jest powód dlaczego wracam na UTMB. Drugi jest niewątpliwie związany z tym, że ubiegłoroczny start nie był dla mnie szczęśliwy. Chyba musiałem odbudować swoją pewność siebie. Mogło mi się zacząć wydawać, że zabrakło mi umiejętności żeby coś więcej w tym wyścigu osiągnąć. Odpadłem w ubiegłym roku, odpadłem też na Reunionie, czyli w długich wyścigach 170-kilometrowych. Tak, to chyba kolejny powód dlaczego wróciłem.

I co? Chyba zdecydowanie czujesz się teraz bardziej pewny siebie… No i przez te kilka ostatnich lat zyskałeś ogromne doświadczenie.

Zdecydowanie. czuję się teraz mocniejszy, bo to nie pierwsze zawody, gdzie kończę na podium. Oczywiście przez te ostatnie trzy lata, kiedy się ścigałem, te sukcesy w jakiś sposób budowały moją pewność siebie. W pierwszym roku w UTMB byłem przekonany, że to czysty fart i byłem szczęściarzem. W ubiegłym roku byłem gotowy na ściganie i spodziewałem się wypaść dobrze i być przynajmniej w pierwszej piątce. W ciągu tych lat nabrałem doświadczenia, teraz radzę sobie lepiej na skalistym podłożu, umiem zbiegać znacznie szybciej niż kiedyś. Ale…

No tak, zawsze jest jakieś „Ale”…

Tegoroczne UTMB pokazało, że nadal brakuje mi mocy w nogach, której potrzebuję podczas dłuższych wyścigów, zwłaszcza na długich odcinkach w górę. To nie jest moją mocną stroną. Traciłem względem chłopaków z czołówki na podejściach, musiałem cisnąć mocno na podbiegach, gdzie dało się biec i dawać z siebie wszystko na zbiegach, by znowu zbudować nad nimi przewagę.

UTMB 2016: Gediminas Grinius, Ludovic Pommeret i Tim Tollefson na mecie.

UTMB 2016: Gediminas Grinius, Ludovic Pommeret i Tim Tollefson na mecie.

Opowiedz trochę o tym UTMB, upał był podobno niemiłosierny.

W tym roku był taki skwar, że Catherine Poletti (szefowa imprezy – przyp. red.) powiedziała, że to najgorętsze UTMB w historii. Przestrzegano nas, że będzie upalnie żebyśmy pili wodę gdzie tylko się da, zabierali ze sobą więcej picia na trasę. Już przed zawodami było gorąco. Mając już doświadczenia z Western Statest i Gran Canarii, również bardzo upalnych wyścigów, zabrałem ze sobą chłodzące chusty na kark, Gintare (żona Gediminasa i jednoosobowy team wsparcia na wyścigach – przyp. red.) z kolei załatwiła kostki lodu i chłodziarkę, żeby mieć lód na punktach. To bardzo mi pomogło radzić sobie z ciepłem. Dla mnie nie stanowiło ono większego problemu.

A co zrobiło na Tobie największe wrażenie?

Chyba najmocniejsze wrażenie z tego wyścigu, które mnie uderzyło to to, że choć oczywiście w biegach ultra ludzie rywalizują, to jednak na szlaku traktują się zdecydowanie jak kumple. Mam na myśli tę sytuację z Ludovikiem. Biegliśmy trochę razem, w kilku miejscach gadaliśmy jak koledzy, przepuszczaliśmy się, nie mieliśmy problemu z tym żeby życzyć sobie powodzenia. Jego ekipa mi kibicowała mimo że byłem blisko i ścigaliśmy się przecież. Te pozytywne emocje zrobiły chyba na mnie największe wrażenie. To jest w biegach ultra dosyć wyjątkowe, bo w innych dyscyplinach lekkoatletycznych ludzie zdają się być bardziej rywalizujący, i nie ma tam miejsca na bycie tak przyjaźnie nastawionym jak tu.

Pierwsza trójka na mecie UTMB. Fot. Pascal Tournaire

Pierwsza trójka na mecie UTMB. Fot. Pascal Tournaire

A czy coś się zmieniło w Twoim życiu jak stanąłeś na tym drugim miejscu podium?

Chyba jeszcze za wcześnie by to stwierdzić… Nic szczególnego się nie zmieniło w moim codziennym życiu. Następnego dnia po zawodach po prostu się spakowaliśmy z rodziną i jak zawsze ruszyliśmy do domu, 25-27 godzin. Po powrocie spędziłem dzień w biurze na zwyczajnej pracy. Nie mogę zatem powiedzieć, że dużo się zmieniło. Może zwróciłem na siebie większą uwagę na Litwie. Może dlatego, że nasza ekipa na Igrzyskach nie odniosła większych sukcesów. Może Litwini będą szukać teraz czegoś nowego i zwrócą uwagę na bieganie terenowe. Przynajmniej mam taką nadzieję.


Przeczytaj również: 

UTMB 2016: Ciekawe rozstrzygnięcia. Gediminas Grinius drugi

O Autorze

Dziennikarz sportowy, przez lata redaktor naczelna magazynbieganie.pl, biegaczka, zawodniczka rajdów przygodowych. Ultramaratonka, która ma na swoim koncie udział w prestiżowych imprezach, m. in. Marathon des Sables, Transalpine Run, CCC, Transgrancanaria czy Marathon 7500. Jedyna Polka, która ukończyła słynną angielską rundę Bob Graham Round. Promotorka biegania ultra w Polsce i współautorka książki "Szczęśliwi biegają ULTRA".

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany