Szkocja to góry. I to piękne. Może nie takie słynne, ale za to bezludne i ciągnące się dziesiątkami kilometrów. I do tego startujące praktycznie z poziomu morza.
Ben Nevis ma mniej więcej tyle co Tarnica czy Turbacz. Rzecz w tym, że podejście na niego to całe 1300 m mozolnego pięcia się w górę. Czyli więcej niż z Morskiego Oka na Rysy. No i podobnie jak na Rysach, zdarza się, że w środku lata załamie się pogoda i przyprószy śniegiem.
Szkocja to również ogromne połacie niezamieszkałych terenów. O ile na Ben Nevis prowadzi rozdeptana ścieżka, tak na wschód od szczytu kilometrami ciągną się grzbiety i granie, po których chodzi jedynie garstka turystów. Nie ma kolejek linowych, nie ma wielkich uzdrowisk ściągających turystów w klapkach. Nawet oznakowanych szlaków brak. No i drzew również, dzięki czemu tak ładnie wychodzą górskie pejzaże.
A co to?
Charlie Ramsay to pętla w samym sercu Szkocji. Nie od razu miała 93 km i 8700 m przewyższenia. Jej pierwowzorem była Tranter’s Round – znana od dziesięcioleci, logiczna i bardzo długa wycieczka, łącząca dwie ważne grupy szczytów – Mamores, Grey Corries i grupy Ben Nevis. Wycieczka to oczywiście łagodne określenie na trasę, którą większość śmiałków pokonuje w około 20 godzin.
Charlie Ramsay, biegacz z lokalnego klubu, postanowił sprawdzić czy da się w ciągu doby zaliczyć jeszcze więcej szczytów powyżej 3000 stóp (ok. 900 m) i dokleił do Tarant’s Round 5 wierzchołków okalających jezioro Loch Treig. Pokonanie trasy zajęło mu dokładnie 23 godziny i 58 minut. W ten sposób udowodnił, że wyzwanie jest wykonalne w ramach jednej doby.
Jest trend!
Przez wiele lat zainteresowanie pętlą było niewielkie, podobnie jak angielską Bob Graham Round i walijską Paddy Buckley Round. Jednak rozwój biegów ultra sprawił, że pod hostelem Glen Nevis coraz częściej pojawiają się chętni by zmierzyć się z legendą.
Jeszcze nie można mówić o tłumach, bo do tej pory (wiosna 2017) zamknąć pętlę udało się jedynie 97 osobom. Co ciekawe, rekord należy do Jasmin Paris – biegaczki o szkocko-czeskich korzeniach. W sezonie 2016 pokonała trasę w 16 godzin i 13 minut. Najszybszy męski czas wykręcił Jon Ascroft (16 h 57’). To już są bardzo mocne wyniki, ale wydaje się, że rekord może zostać jeszcze podkręcony.
Tuptanie, truchtanie, turlanie
Ramsay Round ma niewiele wspólnego z płaskim bieganiem, bo już sam początek może przyprawić o ból głowy. “Biegnąc” zgodnie z ruchem wskazówek zegara, tak jak większość śmiałków, na samym początku trafia się na ścianę Ben Nevis. A ta ma 1300 metrów wysokości. Całe podejście to zaledwie 5 km. A potem jest równie ciekawie, bo im dalej tym teren robi się dzikszy. Szlaki są pozbawione oznakowania, więc trzeba biec cały czas czytając mapę, zwłaszcza, że większość odcinków nie ma nawet ścieżek. Oczywiście, gdy biegnie się po grani, trasa jest z grubsza jasna, ale zdarzają się fragmenty, gdzie nagle trzeba opuścić grań i “sturlać” się po zboczu w dolinę. I lepiej dobrze wiedzieć w którą dolinę i w którym miejscu.
Na szlakach poza Benem Nevisem jest turystów jak na lekarstwo. I Dzicz. Żadnych schronisk, żadnych znaczków, asfaltów, wiosek z dobrymi gospodarzami, którzy poczęstują herbatą. W czasie samej próby trzeba się liczyć, że ewentualny wycof będzie czasochłonny. Problematyczne są również rekonesanse, bo dotarcie do niektórych szczytów wiąże się z 30-kilometrową wycieczką.
Do tego dochodzi pogoda, a ta jest wyjątkowo wredna. Na otwartym terenie (czyli na całej trasie) często mocno wieje. Do tego latem temperatura może spaść poniżej zera. Nawigację często utrudnia słaba widoczność. Zatem pokonanie trasy w ciągu jednej doby wymaga nie tylko stalowych łydek, wytrzymałości, ale również sporo szczęścia, by trafić w “okienko pogodowe”.
Support
Pokonywanie brytyjskich pętli zwykle wiąże się z supportem. Jeśli przy wyniku nie jest podana adnotacja “solo”, “unsupported”, to możemy śmiało zakładać, że biegacz miał ekipę wspomagającą. Kogoś, kto wyręczał go w nawigacji, nosił plecak, karmił. Przy podejściach do bicia rekordu, ekipa składa się zwykle z kilku osób. Część towarzyszy na fragmentach trasy, część czeka w umówionych punktach w dolinach i dostarcza ubranie na zmianę, ciepłą strawę, etc.
W przypadku Ramsay Round logistyka jest bardzo trudna, bo pętla nie przecina żadnej drogi asfaltowej. Ekipa wsparcia musi poruszać się pieszo, często na spore odległości, by wspomóc biegacza.
Generalnie – asfaltu jest jak na lekarstwo. Na całych 93 km jakieś 400 metrów. Pięknie, prawda?
Polskie podejście
Jeszcze nikt z naszego kraju nie mierzył się z Ramsay Round. Na liście zdobywców jest zaledwie kilku nie-Brytyjczyków. Nie oznacza to jednak, że zostanie pierwszym Polakiem zamykającym pętlę w 24 godziny będzie łatwe. Podobnie jak w przypadku Bob Graham Round – największe szanse na ukończenie mają osoby, które zrobiły solidny rekonesans, w czasie treningów pokonały większość dystansu, a do pomocy mają doświadczoną ekipę wspierającą.
Będę miał okazję poczuć trud pętli na własnej skórze już w lipcu. Pakujemy z żoną auto – namiot, dwa psy, mnóstwo gratów i zamierzamy zamieszkać u stóp Ben Nevis przez kilkanaście dni. Jeszcze nie wiemy czy znajdzie się ktoś, kto pomoże z nawigacją lub supportem. Zostało jednak parę miesięcy do “startu” i dajemy sobie czas na dopięcie szczegółów.
Więcej informacji:
Charlie Ramsay Round w wikipedii
Zostaw odpowiedź