Młodziutka biegaczka, Becky Wade, wybrała się w samotną biegową podróż dookoła świata śladem biegaczy różnych kultur. Dotarła do 9 krajów, zdarła 11 par butów i pokonała ponad 5600 kilometrów. Spotkała się ważnymi postaciami biegowego środowiska, odwiedziła słynne miejsca. A w dodatku umiała o tym wszystkim ciekawie opowiedzieć.
Kim jest ta dziewczyna? Wyruszając w swoją podróż Becky miała za sobą już kawał owocnej kariery biegowej w college’u. Odniosła sukcesy w amerykańskiej lidze międzyuczelnianej, co na naszym polskim podwórku może nie robić szczególnego wrażenia, ale w USA ten światek wygląda całkiem inaczej. – Liga NCAA jest jednym z największych na świecie dostawców kolejnych gwiazd lekkiej atletyki. Czy mówimy o rekordzistach świata w sprincie, np. Michaelu Johnsonie na 400 metrów, czy o długodystansowcach takich jak Bernard Lagat lub Galen Rupp, łączy ich jedno: przeszłość w amerykańskiej lidze studenckiej – pisze w artykule na magazynbieganie.pl o akademickich mistrzostwach USA Marcin Nagórek.
Becky startowała więc z powodzeniem, specjalizując się w dystansach średnich i długich czyli na milę, 3000, 5000 i 10 000 metrów oraz w przełajach.
Dlaczego piszę o niej na napieraj.pl?
Ponieważ porwała się na ciekawy projekt i ciekawie o nim opowiedziała. Roczne stypendium Thomasa J. Watsona pozwoliło jej wybrać się w samotną podróż dookoła świata tropem biegaczy rozmaitych kultur.
Ok, żadna z niej ultramaratonka, a i na liście jej celów nie znalazł się Miedziany Kanion i biegacze Tarahumara, ani żaden inny, słynny ultramaratończyk. Nie przemierzała świata biegiem, jak Piotr Kuryło, ani nie biegała ultra czy nawet maratonu ciurem, przez 100 czy więcej dni, jak np. Serge Girard. W dodatku fragmenty, które są mocno powiązane ze światem lekkiej atletyki, wynikami, rywalizacją, klubami sportowymi – mogą prawdziwego człowieka gór trochę nudzić. Ale to raczej jedyna słaba część tej książki. Przewija się to tu, to tam, ale daje też ciekawy obraz tego, jak wygląda podejście do lekkiej na świecie. Również moje serce bije z dala od stadionów i klubów uczelnianych lub pozauczelnianych, za to z potężnymi tradycjami. Zdecydowanie bardziej interesowały mnie opowieści, w których Becky gotuje z Kenijczykami, biega po górach z dziewczynami z Etiopii, targając jakieś wielgachne łodygi, nie wiadomo po co. Albo jak mierzy się z biegami na orientację z Finlandii, czy też po prostu ogląda transmisję z największej sztafety na orientację na świecie – Jukola.
A zatem znowu – po co piszę o tej książce?
Bo jest ciekawym czytadłem. Będzie interesującą lekturą dla tych szerzej zainteresowanych bieganiem, jak i tych, którzy lubią dowiadywać się jak ludzie jak świat długi i szeroki podchodzą do pozornie tej samej rzeczy.
Autorka odwiedziła Anglię, Irlandię, Szwajcarię, Etiopię, Australię, Nową Zelandię, Japonię, Szwecję i Finlandię, kraje o różnych tradycjach uprawiania lekkoatletyki. Pomieszkiwała w domach biegaczy i trenerów, dzięki czemu miała okazję poznać ich zwyczaje oraz rytuały biegowe. Eksperymentowała z różnymi technikami treningowymi i sposobami regeneracji organizmu.
Becky dotarła do wielu ważnych w sporcie osób, biegała z Kenijczykami i dziewczynami z Etiopii, spotkała Usaina Bolta, mistrzynię świata Vivian Cheruyiot, legendarnego Petera Snella. Wybrała się w wiele istotnych miejsc, np. na stadion, na którym Roger Bannister dokonał „niemożliwego” i złamał 4 minuty na milę, czy do parku Yoyogi, gdzie Toshihiko Seko, japoński maratończyk, olimpijczyk i rekordzista świata nabijał na trzykilometrowej pętli większość ze swoich 320 km, które robił w… ciągu tygodnia. W każdym kraju, w którym się znalazła, Becky na kanwie swoich doświadczeń tkała opowieść o historii biegania, mocnych stronach biegaczy, słynnych postaciach, znanych ścieżkach, stadionach, formach biegów – od stadionowego, przez górskie i szosowe, do zawodów na orientację.
Z początku pomyślałam, że to będzie średnio ciekawa opowieść o przygodach młodej amerykańskiej dziewczyny, która zobaczyła, że poza Stanami też jest jakiś świat. Ba, że jest nawet jeszcze coś więcej niż Europa. Jej relacja z obserwacji maratonu na igrzyskach olimpijskich w Londynie zaczynała mi wyrabiać obraz, że usłyszę bardzo subiektywną opowieść bez większej wartości merytorycznej. Ale książka pozytywnie mnie zaskoczyła. A im dalej „w las”, tym przyjemniej.
Więcej informacji znajdziecie na stronie Wydawnictwa Galaktyka.
Zostaw odpowiedź