Leadville to owiane legendą miasteczko w sercu Gór Skalistych, które w okresie swojej świetności w drugiej połowie XIX wieku przyciągało bohaterów Dzikiego Zachodu. Miasteczko jak z westernu – stereotypowy Dziki Zachód, gdzie napada się na dyliżansy, a z saloonu wypadają rewolwerowcy i na ulicach rozpętują strzelaninę. Tak przynajmniej kiedyś to wyglądało.
Sto lat później czasy prosperity były jedynie wspomnieniem. Kopalnie zostały zamknięte, a ludzie praktycznie z dnia na dzień zostali z niczym. Bezrobocie sięgnęło 90%.
W miejscu takim jak Leadville ludzie są jednak twardzi i nie tak łatwo poddają się losowi. Gdy staną na krawędzi to albo zbudują most albo skoczą z bojowym okrzykiem, ale nie będą się nad sobą rozczulać. Jednym z takich ludzi był niejaki Ken Chlouber, który też stracił pracę, ale mimo to był aktywnym lokalnym działaczem.
Leadville Trail 100 – początek
Chlouber główkował jak by tu wybrnąć z patowej sytuacji, kiedy usłyszał o ultramaratonie Western States 100. 100 mil, czyli 160 kilometrów, to kawał drogi, której w kilka godzin się nie przebiegnie. Co za tym idzie, zawodnicy będą musieli spędzić w Leadville przynajmniej parę dni, a razem z nimi rodziny i znajomy, których pewnie ze sobą przytargają.
Jasne, jedna impreza, nawet jeżeli będzie udana, nie wyrwie miasteczka z zapaści, ale może pomóc się wybić i zmienić tory rozwoju tego miejsca. Bo w głowie Chloubera Leadville przedstawiało się już nie jako górnicze miasteczko, ale popularna miejscowość turystyczna.
W książce „Ultranastawienie” Travisa Macy’ego i Johna Hanca możemy przeczytać parę ciekawych anegdot związanych z powstaniem biegu w Leadville. Przeciwnicy tego pomysłu mieli twierdzić, że zamiast rozruszać sektor turystyczny, to bieg ożywi raczej miejscową kostnicę i zakład pogrzebowy, którym przybędzie klientów, a lekarz na zebraniu rady miejskiej podobno stwierdził, że porywanie się na taki bieg w tak wysoko położonym terenie to pewny wyrok śmierci. Cóż, dziś z perspektywy czasu możemy się jedynie uśmiechnąć.
Jako ciekawostkę można podać również, że ojciec Travisa Macy’ego jest posiadaczem najsłabszego czasu w limicie na mecie w Leadville 😉 Travis to czołowy zawodnik sportów wytrzymałościowych, w szczególności rajdów przygodowych, a jego ojciec również był wysokiej klasy zawodnikiem, jednak kiedy w 1983 roku stawał razem z 44 innymi biegaczami na linii startu pierwszej edycji Leadville 100 nie był chyba do końca świadom, tego co go czeka. Na mecie zjawił się zaledwie cztery minuty przed upływem wynoszącego trzydzieści godzin limitu czasu.
Jak więc widać, głównym motywem stojącym za Leadville 100 była kasa, ale nie jedynym i zresztą chyba nie ma w tym nic złego, prawda? Nie jedynym, bo motto Kena Chloubera na ten wyścig brzmi: „Jesteście warci więcej, niż wam się wydaje. Jesteście zdolni do większych rzeczy, niż przypuszczacie. Postanówcie sobie, że nie odpuścicie”. Mądra i przydatna myśl nie tylko w kontekście biegania, ale również (a może przede wszystkim) życia… szczególnie, kiedy jest wypowiedziana przez faceta z podupadającego miasteczka, które stoi na skraju bankructwa.
Leadville, czyli tam i z powrotem
Godzina 4 rano, chociaż czwarta to chyba jeszcze bardziej noc niż rano. Powietrze przeszywa głęboki dźwięk wystrzału ze strzelby i biegacze wyruszają na 160 kilometrową trasę na średniej wysokości ponad 3000 m n.p.m. Leadville 100 to bieg do punktu i z powrotem. Start znajduje się na wysokości 3100 m n.p.m., a najwyższy punkt na trasie to Hope Pass (3850 m n.p.m.). Hope Pass znajduje się pod koniec „pętli”, więc ledwo człowiek zbiegnie, już musi zawracać i wspinać się od nowa. Szczegółową mapę trasy można podejrzeć TUTAJ.
Rekord trasy został ustanowiony w 2005 roku i należy do Matta Carpentera, który ukończył zawody z niesamowitym czasem 15 godzin i 42 minut i jako pierwszy zawodnik w historii dobiegł do mety przed zmrokiem. Natomiast rekord w kategorii kobiet należy do Ann Trason i został ustanowiony aż w 1994 roku, kiedy to zawodniczka wbiegła na metę po 18 godzinach 6 minutach i 24 sekundach.
Co ciekawe, Leadville to miejsce w którym, rozsławieni przez książkę „Urodzeni biegacze” Christophera McDougalla, Indianie z plemienia Tarahumara zadebiutowali na oficjalnych zawodach. Ich pierwszy start w 1992 roku był jednak całkowitą katastrofą i cała piątka zeszła z trasy jeszcze przed półmetkiem. Problemem nie była jednak ich kondycja, a raczej nieprzystosowanie społeczno-cywilizacyjne. Tarahumara na punktach odżywczych czekali, aż ktoś poda im jedzenie, a latarki trzymali niczym pochodnie – skierowane w górę zamiast przed siebie. Ta pierwsza porażka była dla nich solidną lekcją i w kolejnych dwóch latach odbili sobie zwyciężając bezkonkurencyjnie.
Warto w tym miejscu wspomnieć również, że Leadville 100 Run to zwieńczenie cyklu zawodów Leadman & Leadwoman – imprez ultra rozgrywanych w tym rejonie na przestrzeni kilku dni. Wszystko zaczyna się od górskiego maratonu i wyścigu kolarstwa górskiego na dystansie 50 mil. Następnie znowu mamy kolarstwo górskie, ale tym razem na dwa razy dłuższym dystansie oraz bieg na 10 km. I na koniec właśnie tytułowy bieg ultra.
Nie jest tak różowo
W Ameryce Północnej zarejestrowanych jest prawie 130 stumilowych biegów, a Leadville jest zdecydowanym faworytem jeżeli chodzi o popularność. Podczas gdy na opisywanym w zeszłym tygodniu Hardrocku limit uczestników wynosi 140 osób, w Leadville startuje niespełna 1000. Wysoka frekwencja oprócz przypływu pieniędzy, przyniosła jednak również falę krytyki.
Po pierwsze, w biegach ultra oprócz ścigania liczy się również atmosfera i specyficzne podejście zawodników do przyrody, której chcą doświadczać i się z nią zespajać. Biegi ultra to przeżycie wręcz duchowe, którego ciężko doświadczyć przeciskając się w tłumie biegaczy na wąskiej ścieżce. Druga sprawa wynika poniekąd z pierwszej, chodzi bowiem o ochronę owej przyrody. Ciężko pozostawić względnie dzikie miejsce w nienaruszonym stanie, kiedy przetoczy się przez nie taki peleton.
Miarka się przebrała w roku 2013, kiedy na organizatorów spadła przytłaczająca fala krytyki, między innymi za śmieci pozostawione na trasie przez biegaczy. Swoją drogą, jest to problem, na który coraz częściej zwraca się również uwagę na naszych krajowych imprezach. Pałka się przegięła i organizatorzy musieli zmierzyć się z problemem.
Kiedy Chlouber organizował pierwsze edycje biegu jego podstawową zasadą był brak zasad. Był zniesmaczony wszystkimi obostrzeniami stosowanymi na Western States 100 – biegi kwalifikacyjne, loteria, zakaz udzielania pomocy na trasie itp. Chlouber i Maupin – dyrektor biegu, traktowali wszystkich jak rodzinę. W efekcie w Leadville wystartować mógł każdy i formuła taka sprawdzała się przez wiele lat, ale wraz z nastaniem boomu na ultra bieganie, zaczęły się też wspomniane problemy.
Nowi włodarze biegu – firma Life Time Fitness, która w 2010 odkupiła imprezę od Chloubera, zaimplementowała szereg działań, mających na celu poprawienie sytuacji, a najbardziej „radykalnym” krokiem było ograniczenie liczby startujących i wprowadzenie loterii.
To, co pozostało niezmienne, to zastrzyk finansowy dla lokalnej społeczności, co było przecież pierwotnym celem Leadville 100. Szacuje się, że cały cykl wyścigów Leadville, w którego skład wchodzą również zawody kolarskie, przynosi rocznie liczącemu lekko ponad 2500 mieszkańców miasteczku około 15 milionów dolarów. Fundacja Leadville Trail Series wspiera lokalne szkoły, a każdy absolwent szkoły średniej dostaje 1000 dolarów na podjęcie studiów. Dlatego też w tym przypadku niechęć organizatorów do wprowadzania bardzo restrykcyjnych limitów jest zrozumiała, a parcie na kasę wydaje się być usprawiedliwione.
W tym roku Leadville 100 odbędzie się w przedostatni weekend sierpnia – start, jak zwykle o czwartej rano, 22. sierpnia. Kto zgłasza swoją kandydaturę do zwycięstwa? Z pewnością Ian Sharman – zwycięzca sprzed dwóch lat. W 2014 Sharman był „dopiero” trzeci, ale nękała go kontuzja. W tym roku plan Iana, to zejść poniżej 16 godzin. Warto mieć też na oku Mike’a Aisha – 2. w 2014 i 3. w 2013.
Leadville 100, kolejny po Hardrock 100 z biegów zaliczanych do Ultra Szlema Gór Skalistych – ma swoje ciemne strony, ma inspirującą historię, a teraz przechodzi etap przemian. Nic nie zmienia jednak faktu, że jest to jeden z najstarszych biegów ultra w USA, impreza legendarna z bardzo wymagającą trasą, a zdobycie srebrno-złotej klamry za ukończenie w czasie poniżej 30 i 25 godzin to powód do dumy.
Zostaw odpowiedź