Każdy kto choć trochę mówi po angielsku może się domyślać jakiego typu buta się spodziewać, kiedy usłyszy nazwę Mudclaw. Mud oznacza bowiem błoto, a claw to pazur. Czy może chodzić więc o najnowszą startówkę do trzaskania ulicznych maratonów? Nie wydaje mi się. Bliżej im raczej do rozjuszonego rosomaka niż do nowego rekordu w Berlinie.
Brytyjskiej marki inov-8 nikomu chyba już przedstawiać nie trzeba, ale zatrzęsienie różnych modeli z tym logotypem może przyprawić o nie lada zawrót głowy. Modeli w cholerę, a do tego każdy z jakimiś cyferkami dla zmylenia przeciwnika. Żeby się w tym wszystkim połapać trzeba się trochę wczytać, a najlepiej jeszcze poprzymierzać, ale w przypadku tytułowych laczków jeden rzut oka nie pozostawia wątpliwości, że mamy do czynienia z terenowymi bestiami, z którymi pod względem zaciekłości mogą rywalizować jedynie Bare-grip 200. Ale do rzeczy…
Kupując Mudclawy dostajemy dokładnie to co widzimy, czyli agresywny but do biegania w trudnym terenie. Dobra, brzmi fajnie, ale nie powiem, żebym nie miał żadnych obaw, kiedy dowiedziałem się, że wylądują na moich stopach.
Przede wszystkim waga. 300 gramów, tyle bowiem ważą w standardowym rozmiarze w wersji męskiej według danych producenta (w rzeczywistości są trochę lżejsze) – dużo to i mało. Z jednej strony niewiele, kiedy pomyślimy, że jest to but przeznaczony do biegania w najbardziej hard-core’owym terenie, ale jednocześnie jestem przyzwyczajony do kapci o mniej więcej 100 gramów lżejszych, więc te wydawały mi się kapkę żelazkowate.
Po drugie, drop wynoszący 6 milimetrów. I znowu, niby niewiele, ale też nie do końca… Zresztą, nie lubię bawić się w taką numerologię bo drop dropowi nierówny, a wszystko i tak wyjdzie w biegu.
Poza tym miałem trochę obaw co do użyteczności tak skrajnie sprecyzowanego w swoim przeznaczeniu modelu. Miałem nadzieję, że mimo wszystko okaże się on trochę bardziej uniwersalny niż bare-grip, kótre jakkolwiek fajnie, mają wąski zakres tolerancji jeżeli chodzi o podłoże.
Zanim przejdziemy do części praktycznej jeszcze garść informacji teoretycznych. Mudlcaw przeszły bowiem kilka drobnych zmian, jednak nie tylko natury kosmetycznej.
Patrząc na cholewkę wyraźnie widzimy, że jest on niejako podzielona na dwie części – dolna wykonana jest z jednolitego materiału, który stabilizuje stopę i zapobiega jej przesuwaniu się, a jednocześnie jest wodoodporna (mniej więcej do wysokości 4 cm), górna natomiast została zrobiona z gęstej i wytrzymałej siateczki, która również została pokryta warstwą wypierającą wilgoć.
Język jest podszyty do cholewki, dzięki czemu żadne drobiny nie dostają się do środka. Co więcej, sznurówki zaciągają się nad nim bardzo wąską, więc jeszcze dodatkowo utrudniają przenikanie czegokolwiek potencjalnie drażniącego do wnętrza. Jednocześnie język jest miękko wykończony i dosyć długi, więc dobrze układa się na stopie i nawet mocno zaciągnięte sznurówki nie uciskają.
But siedzi na stopie dosyć ciasno. Nie jestem pewien, czy użyłbym wobec niego słówka wąski, ale z pewnością dobrze przylegający. Jest to w moim odczuciu zaleta, ponieważ biegnąc w terenie nie chcemy, żeby stopa nam „uciekała”, szczególnie kiedy mówimy o szybkim bieganiu. Mudclaw zostały zbudowane na kopycie precision lastprecision last, czyli właśnie dobrze dopasowanym, stworzonym z myślą o podkręceniu tempa. A skoro już jesteśmy przy kopycie, to chyba najwyższa pora przyjrzeć się bliżej podeszwie.
Uwagę w pierwszej kolejności przykuwa bezkompromisowa podeszwa zewnętrzna, która składa się z głębokich, gęsto osadzony trójkątnych „korków”, których zadaniem jest wgryźć się w podłoże i nie puścić dopóki pan nie każe 😉 Podeszwa wykonana jest z dwóch rodzajów gumy – bardziej miękkiej sticky oraz trwalszej endurance na czubkach „korków”.
Podeszwa środkowa oznaczona jest dwiema strzałeczkami, czyli plasuje się po środku czterostopniowej skali Inov-8. Oznacza to, że mamy tutaj wspomniany już 6 milimetrowy spadek pięta-palce oraz niezbyt wiele amortyzacji – ot tyle, żeby zapewnić komfort przy kontakcie z różnej maści nierównościami podłoża oraz trochę wytchnienia na długim dystansie i nic ponadto. Nie będę bawił się tutaj w klasyfikowanie butów do kategorii biegania naturalnego czy minimalistycznych, ale Mudclawy z pewnością zbytnio nie chcą ingerować w nasz ruch.
Podeszwa generalnie jest dosyć elastyczna i w czasie biegu stopa nie musi z nią walczyć. Pod śród- i przodostopiem umieszczona tzw. Meta Shank, czyli płytkę poprawiającą dynamikę podeszwy, jednak dzięki rozcięciom nie usztywnia ona całej konstrukcji. Mówiąc dynamika mamy tutaj zresztą na myśli nie sprężynę jak szosowych startówkach, a po prostu fakt, że podeszwa nie jest bezwiednym flakiem.
Czas na część praktyczną. Czy Mudclawy są rzeczywiście bardziej uniwersalne niż bare-gripy? Trochę z pewnością, ale i tak czuć ich wyraźnie zdefiniowane przeznaczenie. Na wszelkiego rodzaju luźnej i miękkiej nawierzchni natychmiast ujawniają swoje prawdziwe oblicze i łapczywie łapią podłoże. Im większe bezdroże, tym lepiej się czują. Biegnąc w nich można czuć się bardzo stabilnie oraz obdarzyć dużym zaufaniem. Pokonując kolejne wzniesienia na zaoranej ścieżce pomiędzy polami nie bałem się, że nagle stracę przyczepność i zawsze byłem pewien, że podeszwa złapie podłoże. Podobnie w podmokłym lesie, gdzie zazwyczaj testuję tego typu obuwie. Stopa jest bardzo dobrze trzymana i nie ujeżdża w żadnym kierunku.
Egzamin zdał również gumowy otok na czubku, który parę razy ochronił moje palce, włączając w to „czołówkę” z wystającym korzeniem podczas zbiegu na pełnej prędkości, a następnie malowniczy lot i lądowanie w pokrzywach. Generalnie całość cholewki jest trwała i nie straszne jej krzaczory ani inne zadziory.
Technicznie but jest dosyć wymagający, ponieważ sam z siebie nie oferuje zbyt wiele wsparcia. Niemniej chce się w nim biegać szybko i jakoś lepiej wychodziły mi w nim mocne biegi niż spokojne wybiegania.
Wodoodporna warstwa również zdała egzamin. Moim zdaniem patent z „uszczelnieniem” dolnej części cholewki i potraktowaniem górnej jej części środkiem wypierającym wilgoć to bardzo udane rozwiązanie. W końcu zazwyczaj zdarza się brodzić w błocie, kałużach czy śniegu, więc poziom zanurzenia jest chroniony, a górna część też daje sobie radę z zachlapaniem. Jednocześnie udało się zachować względnie dobrą oddychalność, chociaż oczywiście sandały to to nie są.
Sprawy mają się trochę gorzej, kiedy zaczyna się robić bardziej cywilizowanie. Oczywiście jakieś dobiegi, nawet asfaltowe, nie stanowią problemu, ale buty sporą tracą z komfortu. Kiedy na ścieżce zaczyna się robić „łatwo”, to mam wrażenie, że muszę walczyć z butami. O dziwo, jest to wrażenie nawet odrobinę silniejsze niż w przypadku bare-gripów – być może jest to spowodowane większą wagą i grubszą podeszwą.
Spotkałem się również z opiniami, że gumowe kolce szybko się ścierają, jednak ja tego nie mogę potwierdzić. U mnie trzymają się one bardzo dobrze i nie dostrzegam zbyt dużych śladów zużycia. Piszę o tym jednak, ponieważ generalnie powoli zużywam buty – być może przez niską wagę oraz generalnie raczej lekki styl biegania.
Reasumując, Inov-8 Mudclaw to bardzo udany model dla biegaczy, którzy wiedzą czego potrzebują. Z pewnością nie dla kogoś kto szuka uniwersalnej trailówki, a dla biegaczy, którzy lubią zbiec z udeptanej ścieżki w bardziej dzikie ostępy.
Zostaw odpowiedź