Słońce powoli chyli się ku zachodowi, a ty masz za sobą już kilkanaście godzin solidnego napierania. Czujesz już metę i pomimo zmęczenia, jakimś nadludzkim wysiłkiem jeszcze odrobinę przyspieszasz. Chociaż wcale nie musisz. Nie patrzysz na zegarek bo wiesz, że czas jest dobry. Nie oglądasz się za siebie bo wiesz, że nie zobaczysz żadnych rywali.

Jeszcze krótki zbieg, zakręt i już jest – meta! Cisza. Nie przebiegasz przez nadętą kolorową bramę, nikt nie sięga, żeby zawiesić ci na szyi medal. Kibice nie klaszczą, nikt nie podaje ci butelki z wodą. Tylko paru turystów rzuca ukradkowe spojrzenia, kiedy siadasz na krawężniku i przez gumową rurkę łapczywie wysysasz resztki wody z bukłaka. Kilku „dżentelmenów” degustujących złocisty napój, którego cudowny smak teraz wręcz czujesz spojrzeniem, w fantazyjnym barze po drugiej stronie ulicy z ciekawością marszczy nieogolone twarze i wydaje się fachowo komentować twój wyczyn. To tyle, koniec, udało się… trzeba się zbierać.

Fastest Known Time, w skrócie FKT, czyli z angielskiego „najszybszy znany czas” to coraz popularniejszy patent na ściganie się, głównie w światku biegaczy ultra. Kierunek ten wydaje się być całkiem naturalny, ponieważ biegacze, jak wszyscy sportowcy, mają w sobie silnego ducha rywalizacji i chociaż nie raz mogą mówić coś innego, to spoglądają na zegarek, oglądają się za siebie i porównują życiówki. Jednocześnie zapaleńcy biegania w terenie, a w szczególności na długich i ultra długich dystansach, mają w sobie pewną melancholię, która każe im szukać samotności i pierwotnego obcowania z naturą. Formuła Fastest Known Time idealnie łączy w sobie obie te skłonności.

O co dokładnie biega? Chodzi o nic innego, jak o jak najszybsze pokonanie jasno wyznaczonego szlaku, np. jakiegoś pasma górskiego albo wbiegnięcie na jakiś szczyt w jak najkrótszym czasie. Ciężko powiedzieć, aby był to trend całkowicie nowy, ponieważ od kiedy człowiek nauczył się odmierzać czas, od wtedy porównujemy swoje wyniki. Niemniej jednak, rozwój technologii – przede wszystkim Internetu oraz wszelkich mediów społecznościowych typu Facebook, Twitter czy Instagram sprawia, że sztuka komparatystyki wkroczyła w nowy, globalny wymiar.

Oprócz możliwości rywalizacji poprzez samotny bieg, FKT są pociągające również z paru innych powodów. Przede wszystkim pozwalają biegaczom sprawdzić się w pięknych okolicznościach przyrody, na szlakach które pewnie nigdy nie staną się areną masówek. Po pierwsze, ciężko wyobrazić sobie bieg rozgrywany na dystansie np. 500 kilometrów… dobra, wszyscy sobie to wyobrażamy, ale byłby to jakiś logistyczny koszmar i tak kosztowne przedsięwzięcie, że wpisowego wolimy sobie już chyba nie wyobrażać. Po drugie, na wielu szlakach, np. w Parkach Narodowych, z oczywistych względów nie ma mowy o organizacji żadnej imprezy, a samotnemu biegaczowi nikt biegać nie zabroni. Dzięki temu można ścigać się w naprawdę dziewiczych rejonach i do woli obcować z przyrodą.

FKT jest też fajny ponieważ nie ogranicza nas żaden termin. Większość biegaczy nie żyje mimo wszystko z biegania, ma jakąś „normalną” pracę i rodzinę, z którą też miło jest spędzić czas. Wyjazd z FKT w tle, albo nawet zwykłymi treningami w górach, o wiele łatwiej wkomponować w rodzinny rozkład jazdy, a ultra wpisowe nie zjada domowego budżetu.

Skoro już jesteśmy przy pieniądzach, to FKT jest dla niektórych zawodników sposobem na przyciągnięcie i utrzymanie sponsorów spragniony nowych ekstremalnych wyzwań, które będą dobrze prezentowały się na reklamówkach. Marki takie jak Salomon, New Balance, The North Face czy Patagonia kręcą materiały z udziałem swoich zawodników w spektakularnych sceneriach i produkują różnej maści blogi i vlogi, promując siebie i przy okazji zawodników, którzy inaczej mogliby nie mieć szansy zaistnieć.

Do najbardziej spektakularnych osiągnięć z działki Fastest Know Time na naszym krajowym podwórku bez wątpienia zaliczamy pokonanie Głównego Szlaku Beskidzkiego przez Macieja Więcka. Maciek wybiegł z Wołosatego w Bieszczadach, a 114 godzin i 50 minut… oraz ponad 500 kilometrów później był na mecie w Ustroniu.

W Polsce jest to stosunkowo nowa forma rywalizacji, więc nie mamy jeszcze wielu osiągnięć, ale warto przywołać również wyczyn Marcina Świerca z sierpnia 2014 roku, kiedy z wejścia do Tatrzańskiego Parku Narodowego w Palenicy Białczańskiej wbiegł na Rysy w 1 godzinę 34 minut i 49 sekund. Było to wyzwanie zupełnie innego typu niż to, co zrobił Maciek Więcek, jednak równie dobrze wpisuje się w ramy FKT.

Na arenie międzynarodowej szczególną uwagę zwraca projekt Kiliana Jorneta Summits of My Life, w którym próbuje ustanawiać rekordy kolejnych szczytów. W tej chwili jest rekordzistą na Mattrehornie, Mont Blanc i Górze McKinley, a kulminacją tego monumentalnego projektu ma być ustanowienie nowego FKT na Mount Everest.

Warto wymienić również rekord Roba Krara – zwycięzcy tegorocznego Western States 100 – na klasycznym szlaku od jednej krawędzi Wielkiego Kanionu do drugiej… i z powrotem. Krar pokonał dystans 42 mil w 6 godzin 21 minut i 47 sekund poprawiając poprzedni o ponad pół godziny!

Dokładnie teraz, kiedy piszę ten artykuł, Scott Jurek jest na trasie, która ma być zwieńczeniem jego kariery – próbuje ustanowić rekord na Szlaku Appalachów. Przywołam tylko parę liczb, żeby uświadomić sobie i tobie skalę tego wyczynu – długość szlaku to 2189 mil, czyli ponad 3500 kilometrów, a przewyższenie wynosi 515 000 stóp, czyli prawie 157 000 metrów. Aktualny rekord należy do Jeniffer Pharr Davis i wynosi 46 dni 11 godzin i 20 minut. Jurek planuje zmieścić się w 42 dniach!

Jak ugryźć temat? Formuła Fastest Know Time jest prosta i każdemu pozwala zmierzyć się z trasą i czasem, jednak żeby próba miała sens i przy okazji nie zrobić sobie krzywdy trzeba podejść do sprawy rozsądnie. Przede wszystkim należy zacząć od wyboru miejsca i oceny własnych możliwości. Sensowna próba powinna odbyć się na jakimś znanym i wytyczonym szlaku, który będzie stanowił punkt odniesienia. Trasa musi też prezentować jakiś konkretny poziom trudności, bo jaki cel ma wyznaczanie FKT na przysłowiowej osiedlowej górce śmierci – chociaż to też może być jakaś ciekawa forma rywalizacji na naszym lokalnym poletku.

Wyróżniamy dwa typy „startów” FKT – samotne oraz ze wsparciem ekipy technicznej. W pierwszym przypadku szczerze i z zimną głową oceń swoje siły, bo na trasie będziesz sam, nikt nie poda ci wody, ani nie zniesie do cywilizacji, kiedy organizm zaprotestuje. Nie porywaj się z motyką na słońce! Pamiętaj, możesz po prostu potrenować w górach, na fajnych szlakach, a nie każdy bieg musi być próbą ustanowienia rekordu.

Jeżeli masz ze sobą ekipę, która będzie cię wspierać, to sprawa jest dużo łatwiejsza, ale jeżeli biegniesz zupełnie sam musisz wszystko odpowiednio zaplanować i być przygotowany na różne ewentualności. Musisz nieść ze sobą niezbędny ekwipunek i wystarczająco dużo prowiantu i wody lub zaplanować miejsca, gdzie będziesz mógł ewentualnie uzupełnić zapasy (schroniska, sklepy). Przyjrzyj się również mapie pod względem wcześniejszego zejścia z trasy – jeżeli na przykład złapie cię kontuzja musisz mieć plan awaryjny, który w miarę sprawnie pozwoli wrócić ci do cywilizacji. Pamiętaj, diabeł tkwi w szczegółach. Zastanów się jak dostaniesz się na „start” i jak wrócisz do domu z „mety”.

Nie bez znaczenia jest również termin, kiedy planujemy wziąć się za bary ze szlakiem. Najbardziej dogodny wydaje się być przełom czerwca i lipca ze względu na długi dzień. Do tego w tym okresie pogoda jest zazwyczaj względnie łaskawa, ale warto zapoznać się z krótko- i długoterminowymi prognozami i przede wszystkim być przygotowanym na każdą ewentualność.

Fastest Known Time to sprawa honoru i wymaga wzajemnego zaufania, ale bez odpowiedniej dokumentacji nikt nie uwierzy ci na słowo. Najlepiej, aby wynik był udokumentowany zapisem GPS i materiałem fotograficznym z poszczególnych etapów biegu. W przypadku, kiedy mamy ekipę sprawa jest o tyle prosta, że mamy jednocześnie również naocznych świadków. Do tego dla przyszłych śmiałków warto podać informacje na temat stylu przejścia. Przede wszystkim czy było robione ze wsparciem zewnętrznym czy bez (ang. supported, unsupported). Zwykle te rekordy traktuje się osobno, zwłaszcza gdy biegacz porusza się w terenie niezamieszkałym i nie może liczyć na nocleg w schronisku. Wówczas zwykle musi mieć ze sobą śpiwór, płachtę biwakową, etc.

W Polsce jest jeszcze bardzo wiele miejsca na ustanawianie FKT – nawet najpopularniejszy szlak – Główny Szlak Beskidzki jest pokonywany w biegowym stylu raz na kilka sezonów. W USA szlaki liczące po 2000 km są świadkami kilku podejść do rekordów w ciągu sezonu. Męskie, damskie, samotne, ze wsparciem, z północy na południe i vice versa. Do tego dochodzą przejścia zimowe. Wiemy też, że krótkodystansowy wyczyn Marcina Świerca zaraził kilku zawodników by wytyczać nowe wyścigowe linie w polskich górach.

Fastent Known Time budzi również pewne kontrowersje. W Polsce zjawisko to nie osiągnęło jeszcze tak dużej skali, ale w Stanach Zjednoczonych najpopularniejsze szlaki robią się coraz bardziej tłoczne, a wpatrzeni w zmieniające się na zegarku cyferki biegacze stają się „trailowymi chamami”, dla których liczy się tylko pobiegnięcie na rekord. Bynajmniej nie chodzi tutaj o to, że biegacze trenują w górach, tylko o to, że nagle każdy szlak okazuje się być trasą wyścigu.

Ciekawą opinię wygłosił Geoff Roes na portalu irunfar.com, „Nie mówię, że ludzie nie powinni próbować przebiec jakiegoś szlaku najszybciej jak potrafią i że nie mogą być z tego dumni, ale zastanawiam się czy rzeczywiście jest to trend w bieganiu, który chcemy promować. Według mnie, kiedy jakiś szlak staje się oficjalną trasą wyścigu jednocześnie staje się mniej tajemniczy, traci coś ze swojego klimatu, staje się mniej naturalny. W pewnym sensie to samo dzieje się, kiedy jakiś szlak zostaje oznaczony przez FKT. Być może potrzebujemy więcej „najszybszych nieznanych czasów” i mniej „najszybszych znanych czasów”.

Jak widać ten trend ma również swoje pułapki, ale wszystko zależy od naszego nastawienia. Możemy się jednak spodziewać, że w sytuacji kiedy imprezy ultra stają się w zasadzie biegami masowymi trend Fastest Know Time będzie zyskiwał na popularności wśród czołowych zawodników spragnionych nowych wyzwań i swoistego powrotu do korzeni biegania. Pozostaje nam więc czekać i wypatrywać, czym zaskoczą nas polscy biegacze.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany