Po niespełna dwóch dobach ścigania stawka zespołów została solidnie przetrzebiona i poszatkowana przez koszmarny trekking, deszcz, błoto, trudny nawigacyjnie etap rowerowy i … nie do końca zrozumiałe zasady dotyczące obowiązkowego rest-stopu na przepakach.
Polacy – po problemach żołądkowych na etapie trekkingowym – pojechali fenomenalnie na etapie rowerowym, pewnie nawigując tam, gdzie nawet największe tuzy światowych rajdów błądziły jak dzieci we mgle. Sam rower wywindował ich z pozycji 22 na 9. Wchodząc w trzeci dzień ścigania na czele niezmiennie Francuzi, Hiszpanie, lokalesi, Kiwi i Brytyjczycy.
Zobacz:
– Dzień 1
– Dzień 2
– Dzień 3
– Dzień 4
– Dzień 5
– Dzień 6
– Dzień 7
Trekking – niekończący się koszmar
Trzeci etap z profilu wyglądał nawet łagodnie – to po prostu długie, 45 kilometrowe podejście w okolice 3500 mnpm. Nic bardziej mylnego – ściecha, którą podążały zespoły, choć nie nastręczała problemów nawigacyjnych, po obfitych opadach deszczu przekształciła się w błotnisto – gliniasty potok, który spowolnił niemal wszystkie zespoły do 3-4 km/h. Media obecne na Strefie Zmian 3 donosiły, że zespoły wychodzące z tego etapu miały naprawdę dość. „To był najgorszy etap trekkingowy w moim życiu” – opowiadała Rebecca Law, Nowozelandka ścigająca się w ekwadorskiej ekipie. A dziewczyna ma sporo punktów odniesienia, bo brała udział m.in. w kostarykańskim czempionacie przed rokiem. Polacy w trackie tego etapu zatrzymali się na około dwie godziny. Jak się okazało – to przez problemy żołądkowe Maćka, który nie był w stanie przyjmować pożywienia. Na przepaku odpoczęli i w świeżych, suchych ciuchach dosłownie…
… przejechali jak burza etap rowerowy wychodząc na 9. miejsce
A startowali z okolic 22. Wszystko przez … nawigację. Zresztą, spójrzcie na ten poglądowy szkic.
Zabawiłem się w Jacka Gmocha i nabazgrałem coś takiego. Przelot od punktu 7 do 9 można było wykonać wielowariantowo. Polacy śmignęli po bożemu, trzymając się poziomic w skomplikowanej siatce lokalnych dróg. Francuzi – zielony szlaczek – obrali południowy objazd masywu i – sądząc po czasach – zyskali na tym wariancie około pół godziny nad innym teamami. Kreatywnością w nawigowaniu wykazali się Szwedzcy żołnierze – czarna kreska – którzy z pk 8 wracali na górę i od południa wjeżdżali na 9. Wariant kosztował ich godzinę straty. W każdym razie pewna nawigacja na tym etapie dała Polakom znaczącą przewagę i wywindowała ich z okolic 22 miejsca na 9! Dalsze zespoły w tym rejonie miały potężne problemy – lokalesi z teamu numer 10 wjechali z rowerami niemal na sam czterotysięczny szczyt. Amerykanie z Tecnu zjechali 400 metrów za nisko, by za moment pałować się tą samą drogą w górę. Podobne historie stały się udziałem jeszcze kilkunastu ekip.
Zamęt w czubie, leaderboard daleki od doskonałości
Dwie sprawy wprowadziły do czuba spory zamęt, który powoduje, że nie sposób ocenić, kto prowadzi. Na mapie trackingu oczywiście wiadomo, że na początkowym fragmencie etapu 5 – 45 kilometrowego trekkingu – są Francuzi (36) i Hiszpanie (28). Tyle, że różne ekipy różnie rozkładały na przepakach obowiązkowy rest stop. Regulamin imprezy wprowadza konieczność 8 godzinnego odpoczynku na strefach zmian. Co to oznacza? Że na dziewięciu TA (transition area) należy odbębnić te 8 godzin, z czego obowiązkowo dwie godziny na TA8. Na obecną chwilę wiemy, że na TA3 Seagate z tego czasu już wykroiło trzy godziny, Francuzi – dwie, Hiszpanie – dwie, Amerykanie – godzinę. Należy to wziąć pod uwagę przyglądając się bardzo niedokładnemu leaderboardowi na stronie LIVE.
Druga sprawa to kara dla niemal wszystkich ekip na trasie za naruszenie zasad poruszania się podczas etapu 3. Spójrzcie na mapkę.
To końcowy fragment etapu 3. Road book w tym fragmencie jest jasny – należy bezwzględnie cały czas poruszać się po północnej stronie rzeki, mając ją po swojej lewej stronie. Tyle, że na kilka kilometrów przed strefą zmian na drugą stronę przechodziła szeroka i wygodna szutrówka. Wszystkie ekipy oprócz Polaków, Seagate i Silva wykorzystały tę szutrówkę. Kiwi błyskawicznie złożyły protest. Efekt? 4 godziny kary do odbębnienia na TA 5! Prowadzący Francuzi już się od tej decyzji odwołali, ale decyzja sędziów jest dosyć klarowna – przejście na południową stronę rzeki narusza regulamin.
Kolejny długi i wysoki trek, kolejny długi rower – atrakcje dnia trzeciego
1500 metrów przewyższenia na dzień dobry – to czeka na ekipy w chwilę po wyjściu na trekking na etapie 6. Dobra wiadomość – to już ostatnie wyjście na taką wysokość. Dalej jest już tylko niżej. Co nie znaczy, że łatwiej. 45 kilometrowy etap trekkingowy – przynajmniej w road booku – nie powinien nastręczać problemów nawigacyjnych. Ciężki będzie z powodu wysokości i – jak można się domyślać – błota. Po treku najdłuższy rower – 160 kilometrów z zadaniem specjalnym po drodze. Mnóstwo trudności nawigacyjnych, nikłe, błotniste ściechy – najlepsi spędzą tu pewnie około 20 godzin.
Zostaw odpowiedź