Dwadzieścia osiem szczytów polskich pasm górskich, dwoje szybkich biegaczy, piękne i trudne górskie szlaki, a do tego wszystkiego – tykający zegar. Kamil i Viola jadą wyznaczać wzorce. Pierwsze szczyty już za nimi.
Od Tarnicy w Bieszczadach, przez Rysy w Tatrach i Łysicę w Górach Świętokrzyskich, aż po zachodnie skraje Sudetów. Koronę Gór Polski zdobywano biegiem i na rowerze, ustanawiano najlepsze czasy w pokonaniu całości. My rozbieramy ją na czynniki pierwsze.
Wybierzemy najładniejsze, najbardziej efektowne szlaki od podnóża do wierzchołka każdej z gór Korony, a Viola Piatrouskaya i Kamil Leśniak, znakomici zawodnicy z Teamu inov-8, sprawdzą jak szybko da się tam wbiec. Formuła jest jeszcze mało znana w Polsce. Na zachodzie określa się ją mianem Fastest Known Time (FKT). Biegacze ścigają się z czasem na znanych szlakach, z dokładnie i zawsze tak samo wyznaczonym miejscem startu i metą. Dzięki temu każdy może się z taką trasą zmierzyć i poznać swoje miejsce w stawce górskich biegaczy.
Viola i Kamil to piekielnie szybka dwójka, piękna i bestia. Choć każde z nich ma w sobie sporo jedno i drugie. Każde ma również na koncie spore sukcesy w biegach górskich w Polsce i za granicą.
Viola jest córką Himalaistów, szybką biegaczką lubiącą rywalizację. Urodziła się u podnóża Uralu, wychowała na Ukrainie i Białorusi, stara się o polskie obywatelstwo. Biega na orientację, wspina się, a w ultra często przybiega w pierwszej dziesiątce w klasyfikacji generalnej. Niedawno rzuciła pracę w korporacji by poświęcić się swoim pasjom. W polskich górach organizuje górskie obozy dla biegaczy ze wschodu. Na swoim koncie ma między innymi zwycięstwo w Ultra Trail Serra de Montsant, biegu na 100 km w Hiszpanii i w SUpermaratonie Gór Stołowych, gdzie była piąta w generalce.
Kamil był najszybszym zawodnikiem w kategorii młodzieżowców w UTMB, biegu dookoła Masywu Mont-Blanc na 168 km. Zajął drugie miejsce w The North Face Thailand Ultra Trail, biegu na sto kilometrów. Jest jednym z najszybszych biegaczy ultra w Polsce. Najmłodszym w czołówce. Ma na koncie brązowy medal Polski w długodystansowym biegu górskim. Prowadzi popularny fanpage na Facebooku, łapie się za realizację ciekawych projektów. Przez dwa miesiące relacjonował swoje przygotowania do UTMB w Chamonix.
Viola i Kamil pobiegną najszybciej jak potrafią, rzucając wyzwanie kolejnym śmiałkom. Każdy biegacz, miłośnik gór i przygód będzie mógł się zmierzyć z wyznaczonymi przez nas trasami i zawalczyć z ustanowionymi przez nasze charty wynikami. Każdy będzie mógł zarejestrować swoją próbę na stronie, która ruszy już w wkrótce, i zobaczyć swoje nazwisko na liście wyników wszech czasów.
Na pierwszy ogień, na samym początku kwietnia, poszły: Kłodzka Góra, Ślęża, Wielka Sowa, Szczeliniec Wielki i Orlica.
Kłodzka Góra, jest jednym z najniższych szczytów korony. Wypada dosyć niepozornie na tle gigantów, z którymi trzeba będzie się zmierzyć latem. Zależało nam na tym, by ruszyć wczesną wiosną, gdy tylko pierwsze ciepłe dni stopią śnieg na zboczach i umożliwią szybkie bieganie. Gdy jechaliśmy w Sudety, wiedzieliśmy jedynie, że w sąsiednich Beskidach, na większości szlaków poniżej 800 m n.p.m., śnieg jest już tylko wspomnieniem. Rozpatrywaliśmy kilka wariantów wbiegu na Kłodzką Górę:
- z samego Kłodzka żółtym szlakiem (8,6 km, 507 m do góry) – jest ładny, ale zbyt asfaltowy jak na klasyk;
- z Przełęczy Kłodzkiej (2,9 km, 285 m do góry) – za krótki i zbyt łagodny;
- z Barda (9,3 km, 731 m do góry) – może nie prowadzi idealnie pod górę, ale jest najefektowniejszy.
Padło na najtrudniejszy wariant, w dodatku na górę, której nie znaliśmy za dobrze. Gdy siedzieliśmy nad mapą, Krzysiek Dołęgowski – naczelny logisty i Piotrek Dymus – nadworny fotograf, przypomnieli sobie, że byli na tym szczycie dobre dziesięć lat temu, podczas zawodów Bergson Winter Challenge. W dodatku, w środku zimy.
Jeśli któryś z Was, drodzy czytelnicy, zmarszczył właśnie czoło i chciałby zakrzyknąć: „Ależ Kłodzka Góra nie jest najwyższym szczytem gór Bardzkich!”, spieszymy z drobnym wyjaśnieniem. Do Korony Gór Polski nie zalicza się najwyższy szczyt Gór Bardzkich. Profesorowie, którzy szykowali to zestawienie w 1997 roku, zrobili psikusa i stworzyli furtkę do szerokich dyskusji. Zignorowali fakt, że kilkaset metrów od Kłodzkiej Góry, kryje się wyższe wzniesienie, Szeroka Góra. Pomiary to potwierdzają. Według danych geodezyjnych Kłodzka Góra ma dokładnie 757 m n.p.m, a Szeroka jest o osiem metrów wyższa. Nie prowadzi tam jednak szlak (Szeroką mija się po lewej ręce, dwie minuty wcześniej nim dotrze się do Kłodzkiej biegiem z Barda). Podobnie jest i w innych przypadkach. W Górach Wałbrzyskich do Korony Gór Polski należy Chełmiec, a nie Borowa, która jest o parę metrów wyższa. Spis gór Korony pokrywa się niemal całkowicie z listą najwyższych szczytów wszystkich pasm górskich Polski. Ale kluczowe jest tutaj wyrażenie „niemal”.
Uznaliśmy, że będziemy trzymać się tradycji. Jesteśmy sportowcami, a nie kartografami. Jak ktoś słusznie zauważył – od Aten do Maratonu wcale nie ma 42 km, a nikt nie chce z tego powodu zmieniać długości klasycznego dystansu.
– Na tym szczycie byłem po raz pierwszy w życiu – mówi Kamil Leśniak. – Nie robiliśmy rekonesansu trasy przed startem, oprócz wodzenia palcem po mapie. Biegnąc już na górę przekonałem się, że warto wiedzieć co cię czeka. Możesz długo oglądać profil i poziomice, ale praktyce i tak będziesz zaskoczony. Zwłaszcza jeśli biegniesz bardzo mocno i walczysz o każdą sekundę.
Największym zdziwieniem było bardzo długie wypłaszczenie po dwóch kilometrach. Nastawiałem się na stałe siłowe podejście do góry. Teren za Ostrą Górą mi się podobał, bo był lekko falowany. To jest to, co lubię! Ten projekt będzie przednią zabawą, bo już mnie korci, żeby poprawić ten czas – śmieje się Kamil.
Przed nami kilka takich wypraw. Na każdym z wyjazdów Viola i Kamil będą wbiegać na 4-5 szczytów. Każdego dnia jedno z nich zmierzy się z wyzwaniem, a drugie będzie zbierać siły przed kolejnym wyczerpującym biegiem. Powstaną filmy i relacje, które – mamy nadzieję – staną się inspiracją dla następnych śmiałków. Każdy bieg będzie miał swój ślad w postaci zapisu GPS. Na każdym z wyjazdów do biegaczy dołączy gość specjalny, mocny biegacz z górskiej czołówki. Podczas pierwszego wyjazdu towarzyszył nam Piotrek Hercog. Rozmowę z nim, przeprowadzoną wśród drewnianych ścian schroniska w Pasterce, będziecie mogli przeczytać już wkrótce. Piotrek motywował Kamila na końcówce wbiegu na Szczeliniec Wielki.
Warunki podczas wbiegu na najwyższy szczyt Gór Stołowych (919 m n.p.m.) zmieniały się jak w kalejdoskopie. Na dole mglisto i tajemniczo, wyżej mgłę prześwietlały promienie słońca, a szlakiem płynęła woda. Wśród skał pod szczytem leżał mrożony śnieg, wyślizgany idealnie stopami turystów, którzy ściągają tu licznie nawet w chłodnej porze roku. Piotrek dołączył do Kamila na przecięciu asfaltu tuż przed finalnym wbiegiem na górę, dokładając umęczonemu już biegaczowi sporą porcję motywacji.
Trasa jest skryta w większości w lesie. W weekendy na szlaku jest sporo turystów, którzy mogą być nieco wystraszeni. Dlatego lepiej unikać szczytu sezonu. Również ze względu na upał, który na podejściu może zagotować biegacza.
Ślężę zdobywała Viola. W wyborze trasy podbiegu nie było wątpliwości. Najbardziej oczywista i o największym przewyższeniu prowadzi z centrum Sobótki czerwonym szlakiem. Jest dostępna przez cały rok i dobrze oznakowana. Start wyznaczyliśmy przy początkowym słupie czerwonego szlaku. Znajduje się w Sobótce koło Placu Wolności, na tyłach kościoła. Jak ktoś akurat nie biegnie – warto by obejrzał kościół. Mało mamy w pobliżu szlaków budowli z XIV wieku. Obok na trawniku jest też starożytna rzeźba kultowa. Tuż po starcie trzeba przekroczyć jedną z głównych ulic Sobótki, ale zwykle nie sprawia to problemu. Dalej już bezpośrednio porusza się po szlaku – aż na szczyt. Na początku łagodnie po asfalcie miejskim, a następnie już na właściwym szlaku usłanym kamieniami (im wyżej tym ich więcej). Nachylenie jest na tyle wredne, że ciężko zdecydować czy biec czy iść. Viola działała na przemian. Nie próbowała utrzymać biegowego kroku za wszelką cenę. Jak robiło się stromiej – mocno się pochylała i szła długimi krokami. Nawrotkę ustaliliśmy przy krzyżu. Należy klepnąć postument i zawrócić. Viola zdecydowała się pokonać ją mierząc czas w górę i w dół, na tym drugim odcinku wprawiając towarzyszących jej chłopaków w osłupienie.
O ile w czasie biegu pod górę dało się jako tako asystować Violi i robić zdjęcia, tak w dół ruszyła jakby przypomniała sobie, że zostawiła w domu włączone żelazko. Ni cholerę nie dało się jej wyprzedzić i zrobić zdjęcia na stromych odcinkach pod szczytem. Spójrzcie na międzyczasy. Dziewczyna lecąca 3:15 – 3:20 po kamieniach w dół to skarb. Ona ma po prostu świetną koordynację. Zatem jeśli na szczycie macie nadzieję, że nadrobicie na zbiegu – porzućcie tę myśl. Zwłaszcza górna część zbiegu jest zrobiona potwornie mocno. Ktoś, kto ma ogólnie dobrą wydolność, jest w stanie nadgonić na dolnych łatwych częściach, ale tylko tam. No i jeśli chcecie bić ten rezultat – włóżcie wszystkie siły w podbieg, a zbieg… przetrwajcie. Jest kłopotliwy. Kamienie co prawda się nie ruszają i nie są szczególnie śliskie, ale dosyć duże, nieprzyjemne i na długich odcinkach. Po prostu się skacze. Trzeba też zostawić nieco sił na końcówkę zbiegu. Tam teren się nieco wypłaszcza i oprócz równowagi, koordynacji, zaczyna się liczyć taktyka. Po prostu trzeba zacisnąć zęby i dociągnąc do końca. Viola pytała czy nie było tam jakichś podbiegów – nie. Wszystko jest w dół. To po prostu zmęczenie dało takie odczucia.
Wielka Sowa przywitała nas śniegiem. Nie tylko tym pod stopami. Również padającym gęsto z nieba, cisnącym się do oczu, pokrywającym szlak śliską, świeżą warstewką. Biało i ślisko było też na Orlicy, gdzie Kamil i Viola biegli we dwoje, po trochę nazbyt porządnym obiedzie. Z wyniku nie są zadowoleni, zwłaszcza, że przed szczytem trochę się pogubili i utknęli w śniegu do kolan. Zapowiadają, że z tą górą zamierzają powalczyć jeszcze raz.
Przed nami kolejny wyjazd. Viola będzie wbiegać na Tarnicę, najwyższy szczyt polskich Bieszczadów (1346 m n.p.m.), wznoszący się na krańcu pasma połonin. Jej szczyt wznosi się ponad 500 m nad dolinę Wołosatki. Na wierzchołek prowadzą dwa piesze szlaki turystyczne. Pierwszy to końcowy odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego, mającego swój początek (lub koniec) w Ustroniu, ciągnący się dalej do Wołosatego. Ten fragment szlaku jest bardzo atrakcyjny widokowo. Drugim jest bardziej stromy szlak niebieski Biała – Grybów, który wiedzie z Wołosatego bezpośrednio na przełęcz pod szczytem Tarnicy. Viola najprawdopodobniej będzie wbiegała czerwonym szlakiem z Ustrzyk Górnych. Próbę zaplanowaliśmy na kilka dni przed Biegiem Rzeźnika, rozgrywanym w tym roku 27 maja (biegi towarzyszące w ramach „rzeźnickiego” festiwalu rozpoczynają się już 21 maja Rzeźnikiem Ultra). Bardzo blisko stąd, przez przełęcz pod Tarnicą, przebiega trasa Hardcore – dopełnienie głównego, rzeźnickiego dystansu do stu kilometrów.
Akcja potrwa do końca października. Do Violi i Kamila można dołączyć na szlaku, wesprzeć albo dać im poczuć swój oddech na plecach. Zapraszamy do kibicowania i śledzenia akcji na fanpage’u Team inov-8. Warto mierzyć się ze szczytami Korony i dorzucać do projektu swoje wyniki. Przy okazji kolejnych wyjazdów będziemy organizować konkursy z atrakcyjnymi dla biegaczy nagrodami.
Zostaw odpowiedź