Trzecia doba rywalizacji w Ekwadorze upłynęła pod znakiem małego trzęsienia ziemi – niemal cała stawka uczestników mistrzostw dostała czterogodzinne kary za naruszenie zasad poruszania się na etapie 3. Poszło o rzekę, most i kuszącą elegancką szutrówę na moment przed strefą zmian.
Zobacz:
– Dzień 1
– Dzień 2
– Dzień 3
– Dzień 4
– Dzień 5
– Dzień 6
– Dzień 7
Route book jedno, zawodnicy drugie
Na ostatnim fragmencie etapu trzeciego ekipy natknęły się na most i kuszącą szeroką i utwardzoną szutrówkę prowadzącą prosto do przepaku. Tyle, że w route book’u zapis jest dosyć stanowczy. Cały etap trekkingowy należy pokonać mając rzekę po swojej lewej stronie – a most wyprowadzał zawodników na drugą stronę. Wpadli niemal wszyscy. Niemal, bo zgodnie z literą regulaminu poruszały się tylko trzy ekipy – Polacy, Seagate i Haglofs Silva.
Pozostałe ekipy muszą za karę odsiedzieć cztery godziny kar w strefie zmian numer 5 – czyli zaraz po ostatnim wysokogórskim trekkingu. Z tej kary chyba najwięcej skorzystali Nowozelandczycy, którzy obecnie…
… wysforowali się na bezpieczne prowadzenie
Jeszcze na trekkingu – etapie 5 – zdołali doścignąć Francuzów, razem z nimi wpadli na przepak, gdzie reszta odczekuje karę i błyskawicznie zmyli się na najdłuższy etap rowerowy. Obecnie – według tracka – mają około dwóch i pół godzin przewagi nad Hiszpanami z Columbia Vidaraid i około trzech godzin nad Francuzami (team 36). Tyle, że ani tracking, ani leaderboard nie odzwierciedlają realnej sytuacji. Nie wiemy ile dokładnie zespoły odhaczały na strefach zmian z obowiązkowego ośmiogodzinnego rest stopu. Niektóre portale (jak breathmag.ca) estymują te czasy na podstawie tracka, leaderboardu i donosów bezpośrednio z Ekwadoru, ale ciężko im jednoznacznie zawierzyć, jeżeli sami sędziowie zawodów w tej materii milczą dosyć konsekwentnie. Nie zmienia to faktu, że ta czterogodzinna…
… kara może okazać się decydująca dla losów czempionatu
Francuzi (36) odwołali się od tej decyzji, tłumacząc, że ścieżka po właściwej stronie rzeki urwała się, była niebezpieczna i po prostu nielogiczna. Rzekoma zakazana droga po drugiej stronie rzeki była elegancka, pozbawiona jakiegokolwiek ruchu i – co chyba najważniejsze – była wybawieniem po wielogodzinnym marszu w osuwającej się błotnistej brei, w nieustannie padającym deszczu i zimnie. Podobnie argumentowały pozostałe ekipy. Poirytowana takim postawieniem sprawy Mimi Boisset – wiecznie uśmiechnięta, żelazna kobieta – stwierdziła, że to jej ostatnie mistrzostwa świata, bo ma już dosyć tego wszystkiego. Trudno się nie zgodzić – po nałożeniu kary Francuzi tracą kilka godzin do Nowozelandczyków, którzy za moment wejdą w swój żywioł – etapy kajakowe i white water. Oczywiście to jest AR i jeszcze masa rzeczy może się wydarzyć, ale pamiętajmy, że Seagate im dalej w rajd, tym jest mocniejsze i pewniejsze. Jedną z szans na doścignięcie Kiwi będzie…
… dark zone na etapie white water, który…
… trwa do 5:30 czasu lokalnego. Nowozelandczycy błyskawicznie pokonali większą część ponad 150 kilometrowego etapu rowerowego, wyprzedzając estymacje organizatorów o dobrych kilka godzin. Wydaje się, że co najmniej godzinę będą kiblować na przepaku czekając na otwarcie White Water. To jednak wciąż bezpieczna przewaga nad Hiszpanami i Francuzami.
Polacy – konsekwencja i nawigacyjna pewność
Nieustanne powody do dumy zapewniają nam nasze krajowe rodzynki na mistrzostwach. Spójrzcie bowiem co wyczyniali Amerykanie z Tecnu i Yogaslackers na starcie etapu trekkingowego:
Dość powiedzieć, że Tecnu straciło siedem godzin (!) na poszukiwanie punktu w dolinie. A jak poszło naszym? Voila!
To nie wszystko – aż do momentu stracenia łączności z trackingiem nasi bardzo pewnie nawigowali na czujnym wejściu na grań na 3400 mnpm. Tu sporo zespołów traciło cenne minuty, błądząc po ścieżkach trawersujących poniżej grani. Nawet Seagate utopił to dobre pół godziny. Obecnie jednak nie wiele wiemy – track stanął. W przeciągu dwóch, max trzech godzin powinni pojawić się na TA5, skąd startują rowerami na najdłuższy etap rowerowy.
Zostaw odpowiedź