Ubiegły weekend stał pod znakiem trzech znaczących imprez ultra, a polscy fani długiego dystansu nie mogli narzekać na brak emocji związanych z naszymi zawodnikami. W pierwszej kolejności warto wziąć na tapetę jeden z najbardziej kultowych biegów na świecie, czyli rozgrywany w upalnej Kalifornii Western States 100, w którym startował zawodnik teamu Inov-8 – Gediminas Grinius.

Mieszkający w Szczecinie Litwin przed biegiem zastrzegał, że tempo amerykańskich wyścigów nie do końca mu leży, jednak na mecie zameldował się jako czwarty zawodnik z czasem 15:40:55, co na takim dystansie ciężko podciągnąć pod wolne bieganie. Gediminas był wymieniany jako jeden z czarnych koni tego wyścigu i rzeczywiście pokazał, że jest mocny – na ostatnich 10 milach mocno gonił trzeciego Jareda Hazena, jednak Amerykanin zachował więcej sił na końcówce i zdołał obronić pozycję. Zawodnika temu Inov-8 będzie można spotkać za trzy tygodnie w Lądku Zdroju na Dolnośląskim Festiwalu Biegów Górskich, podczas którego weźmie udział w Złotym Maratonie. Jeżeli ktoś więc ma ochotę spróbować dotrzymać mu tempa, to będzie okazja.

Gediminas Grinius i Gordon Ainsleigh - ojciec WSER

Gediminas Grinius i Gordon Ainsleigh – ojciec WSER

Bieg wygrał bezkonkurencyjny Rob Krar, któremu do rekordu trasy Timothiego Olsona, wynoszącego 14:46:44 zabrakło zaledwie dwóch minut. W wywiadzie na mecie Rob powiedział, „Biegłem dzisiaj po zwycięstwo, chciałem zrobić rekord i dałem z siebie wszystko i to jest dzisiaj dla mnie najważniejsze.” Pecha mieli Francois D’haene i Ryan Sandes – faworyci teamu Salomona. Obaj złapali jakiegoś wirusa żołądkowego, który sprawił że Sandes w ogóle nie pojawił się na starcie, a D’haene mocno zwolnił po 100 km i skończył kilka godzin za liderami.

To jednak nie koniec polskich akcentów podczas Western States 100, ponieważ rywalizację kobiet z czasem 19:05:21 wygrała biegnąca w charakterystycznym kapeluszu Magdalena Boulet – Polka urodzona w Jastrzębiu Zdroju, która mieszka na stałe w USA. Zawodniczka ta ma na swoim koncie dwa brązowe medale Mistrzostw Świata w Biegach Przełajowych zdobyte w drużynie. Reprezentowała również Stany Zjednoczone na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie w 2008 roku, jednak z powodu kontuzji nie ukończyła biegu. Jej występ w Kalifornii to ogromny sukces i z zainteresowaniem będziemy obserwować jak będzie rozwijała się jej ultra-kariera.

Drugim, nie mniej znaczącym, punktem weekendu był rozgrywający się w piątek Marathon du Mont Blanc na 82 km trasie z 6000 m przewyższenia. W biegu świetnie zaprezentował się Marcin Świerc, który rozpoczął spokojnie i na pierwszym punkcie kontrolnym zajmował 22. miejsce, ale stopniowo piął się w górę klasyfikacji. Siedemnasty kilometr i 16. pozycja. Dwudziesty szósty kilometr i 12. miejsce. 42,2 km i Marcin był już w pierwszej dziesiątce. Na 65 km zawodnik Salomon Suunto Team był piąty ze stratą dziewięciu minut do kolejnego zawodnika. Ostatecznie po ponad 11 godzinach ostrej walki na trasie Marcin, podobnie jak Gediminas, zajmuje czwarte miejsce. Po biegu Marcin napisał na swoim facebookowym fanpage’u, „W tym roku organizatorzy postanowili jeszcze utrudnić i urozmaicić bieg – wyszło ponad 87 km. Same góry mega. Pogoda dopisała, widoki przednie, kibiców pełno na trasie. Prawdziwe święto w stolicy biegów górskich. Na sam bieg przyjąłem dwie zasady… 1) luźna łydka 2) chłodna głowa.  Początek bardzo asekuracyjnie, choć moc była. Ale konkurencja jeszcze bardziej cisnęła. Im dalej, tym pogoda dawała popalić – dlatego chłodna głowa. Na napotkanych strumieniach nabierałem wody do czapki i chłodziłem się. Przez cały bieg było w miarę równo, dużo piłem, mało jadłem. (…) Takie starty dużo uczą, doświadczenie zebrane, już mam pomysły na treningi pod przyszły sezon-jak iść tylko do przodu i do góry”. Bieg z czasem 10 h 30 min wygrał Alex Nichols – zawodnik teamu Inov-8 z USA, przed Franco Colle i Andy Symondsem.

Trzecim wydarzeniem weekendu był Lavaredo Ultra Trail. Rozgrywany we włoskich dolomitach bieg cieszy się dużą popularnością wśród polskich amatorów ultra dystansów i w tym roku na liście startowej można było znaleźć prawie sto nazwisk z dopiskiem pol, a wśród nich Kamila Leśniaka oraz Piotra Hercoga. Takie nagromadzenie polskich zawodników sprzyjało nawet organizacji polskiego wieczoru w jednym z miejscowych lokali.

Niestety, ani Kamilowi ani Piotrowi nie udało się ukończyć wyścigu. Kamil bieg traktował raczej luźno, jako że za tydzień startuje w Zermatt w Mistrzostwach Świata w maratonie górskim. Z trasy musiał zejść również faworyt – Timothy Olson, na którego fanpage’u czytamy, „Stało się… znowu. Chciałem czegoś mocnego i dostałem. Coś jest z moim ciałem nie tak i nie potrafię tego wytłumaczyć, to jest nie do opisania. Organizm odmówił mi dzisiaj po prostu posłuszeństwa. (…) Teraz zamierzam odpocząć. Proszę, przekażcie tą wiadomość dalej, żeby inni wiedzieli, kiedy powiedzieć dość”.

(źródło: https://www.facebook.com/naturalbornrunners)

Łukasz Belkowski na finiszu. Fot. www.facebook.com/naturalbornrunners

Przy takich układach bieg wygrał Norweg Didrik Hermansen z czasem 12:34:29 i ponad 25-minutową przewagą nad drugim Francuzem – Erikiem Clavery i trzecim Yerayem Lopezem Durano. Didrik po świetnym drugim miejscu na Gran Canarii, pokazuje że na stałe zagościł na podium największych imprez i mieszkańcy Alp powinni się go obawiać. Najlepszy z Polaków – Łukasz Belowski z teamu Natural Born Runners– z czasem 16:27:02 zajął dobre 47. miejsce.

Cóż można powiedzieć w ramach podsumowania… oby więcej takich weekendów z Polakami w czołówce!

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany