Szaga 2012 – relacja alfabetyczna

 

A – jak Autostrada

Jako rodowity warszawiak wyrażam zdecydowane poparcie dla idei organizowania maratonów i wszelakich imprez na orientację wzdłuż nowo otwartej autostrady A2. Błyskawiczny i luksusowy dojazd i powrót to doskonały bonus.

 

 

 

B – jak Bagno

Już w trzydziestej minucie biegu, zaraz po PK 1, kąpię się niechcący w wodzie. Zdradzieckie łąki, zalane deszczami, kryły taką właśnie niespodziankę. Chlupot w butach przez następne 95% trasy, to niestety konsekwencja tej głupiej wpadki na początku. Nie byłem jedyny. To mnie trochę pociesza.

C – jak Coca-cola

Na pierwszą pętlę zabrałem zdecydowanie za mało napojów. Już w Strzyżewie i Lutolu Mokrym liczyłem na jakiś sklepik, w którym będzie zimna coca-cola. Liczyłem? Właściwie, to moja wyobraźnia tak sobie uroiła. Był przecież środek nocy. Nie muszę chyba dodawać, że się nie doczekałem?

D – jak Dokąd biegniecie

„Dokąd biegniecie?” – krzyknął zaciekawiony miejscowy, gdy wybiegaliśmy z Trzciela (patrz hasło: „Start”). „Do Trzciela!” – odkrzyknął jeden z zawodników. Zgodnie z prawdą.

E – jak Elektryczna linia

PK 9 to skrzyżowanie drogi z linią elektryczną. Mój najbardziej pechowy punkt. Obrałem złą przecinkę, którą dostałem się pod wspomniane druty. Jednak w poszukiwaniu punktu skręciłem w złą stronę. Chaszcze się zagęszczały, możliwość spaceru pod linią praktycznie się skończyła, a ja… brnąłem dalej. Zanim zdecydowałem się zawrócić i spróbować wędrówki w drugą stronę straciłem chyba z pół godziny.

F, G, H, I, J – może ktoś z innych startujących ma swoje skojarzenia?

K – jak Kolorowa Trójka

Tak w myślach nazwałem ekipę, z którą ciągle krzyżowaliśmy ślady na drugiej pętli. Mieli różnokolorowe stroje – każdy inny, więc z daleka mogłem ich rozpoznać. Ja zwykle szedłem bardziej naokoło, ale z mniejszym ryzykiem. Oni zazwyczaj na szagę, jak nakazuje nazwa rajdu. Czasem moje było na wierzchu, czasem odwrotnie. Na pewno Kolorowa Trójka mobilizowała mnie do zwiększonego wysiłku. Dzięki, chłopaki!

L, Ł, M, N – może ktoś z innych startujących ma swoje skojarzenia?

O – jak Odżywczy punkt

PK 14 opisano jako „Skrzyżowanie dróg (punkt odżywczy)”. Akurat na drugą pętlę – nauczony przykrym doświadczeniem z pierwszej pięćdziesiątki (patrz hasło: „Coca-cola”) – zabrałem dość wody. Ale przynajmniej jest szansa zamienić z obsługą parę słów na punkcie. Powiedzą kto był i kiedy. Fajnie. Zawsze to miła odmiana od samotnego darcia. Jakież było moje rozczarowanie, gdy okazało się, że punkt odżywczy, to po prostu sterta 5-litrowych baniaków z niegazowaną wodą zrzuconych pod drzewem. Z baniakami sobie nie pogadam. Ale za to po chwili zjawili się trzej kolorowi (patrz hasło: „Kolorowa Trójka”).

P – jak Pokrzywy

W Borowym Młynie wbiegam na teren dawnego magazynu. Brama otwarta, więc nie przeczuwam pułapki. Mijam wiejski sklepik i dobiegam do poprzecznego płotu. „Koniec drogi!” – słyszę zza pleców śmiechy towarzystwa spod sklepu. Pytam więc, czy jakoś można przedostać się na drugą stronę (na mapie nie było ogrodzenia). „Wzdłuż płotu niech przejdzie. Przez pokrzywy. Tylko jajka poparzy.” – ostrzegają usłużnie miejscowi, ale przynajmniej wiem, że jest szansa. Przebijam się.

R – jak Rowery

Pierwsi cykliści nadciągają gdzieś między 1 a 2 w nocy. Pozdrawiamy się wzajemnie. „Ale się rozciągnęliście!” – woła któryś z nich, mijając mnie. Jak się chwilę zastanowić, to dobrze coś takiego usłyszeć.

S – jak Start

Start za samochodem policyjnym zdecydowanie dodał powagi imprezie. Dostaliśmy rozkaz, by biec za radiowozem pierwsze kilkaset metrów – od rynku do granic miasteczka. „Biec!?” – upewniał się z niedowierzaniem Leszek (H-I). Ale cóż, rozkaz to rozkaz.

T – jak Tiry

Długi bieg pasem technicznym wzdłuż autostrady dawał szansę na ciekawe obserwacje. Nocną porą przewalały się liczne kawalkady nietypowych transportów. Co chwilę mrugały pomarańczowe światła pilotów, a za nimi, na długich lawetach tirów, jakieś śmigła, fragmenty wiatraków i inne cuda, które z powodu olbrzymich rozmiarów za dnia drzemią w hangarach.

U – jak Uliczki Trzciela

Po 17 godzinach wpadam do Trzciela. Podbijam ostatni punkt – PK 20. Do mety ledwie kilkaset metrów. Uff… Już prawie koniec, zaraz będzie prysznic (patrz hasło: „Zimna woda”), potem obiad, browarek, drzemka, suche skarpety itd. I oczywiście przyplątuje się groźny wróg orientacyjnego biegacza, czyli rozprężenie. Myśli odlatują, a nogi skręcają w złą uliczkę. Jestem tak zakręcony – dosłownie – że nieświadomie robię kółko i wracam w to samo miejsce. No taka akcja na uliczkach Trzciela? Tuż przed metą? Jestem zły na siebie, ale jeszcze bardziej będę za chwilę, gdy odnajdę prawidłową uliczkę i dobiegnę wreszcie do bazy. A tam właśnie karty oddaje Kolorowa Trójka (patrz: hasło „Kolorowa Trójka”). Tak oto gapiostwo na ostatnich metrach kosztowało mnie spadek o 3 miejsca w klasyfikacji. Boli.

W – jak Wpław

Ewidentnie organizatorzy chcieli nas utopić. Nie tylko w pocie. Już na odprawie wspomnieli wyraźnie, że „może się opłacać przeprawa”. I rzeczywiście. Usytuowanie PK 16 i 17 niemal zmuszało do przepłynięcia przez rzekę. Wśród przeprawiających się dostrzegłem dwie taktyki. Pierwsza – „na hurra!”. Zawodnik po prostu nie zatrzymuje się. W butach, z plecakiem rzuca się w nurt i ociekający wyłazi z drugiej strony, cięższy o zassaną wodę. Druga – „na rozważnego”. Tak ją nazywam, bo to moja taktyka. Polega na zdjęciu (prawie) wszystkiego i ostrożnym przenoszeniu dobytku nad głową. Dłużej trwa, ale po drugiej stronie kanapka, komórka i inne takie rzeczy są nadal suche.

Z – jak Zimna woda

Jędrność mięśni zapewniona. Para spod pryszniców nie buchała, oj nie. Woda w Obrze była cieplejsza. Ale nic to.

* * *

Dzięki organizatorom za dobrą zabawę. Do zobaczenia!

 

Michał Kopczewski (trasa TP 100)

 

O Autorze

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany