[size=x-large][b]250 kilometrów po Beskidach[/b][/size]
Zamberlan Adventure Trophy 2008 – trasa „amator”


Rowerem, pieszo, kajakiem. W błocie, deszczu, mgle. W dzień i w nocy. Z wieloma przygodami, bo to „adventure” i z ostrym ściganiem, bo to także „race”. Nonstop przez 55 godzin, bo tyle czasu z trasą Zamberlan Adventure Trophy 2008 zmagał się zespół NONSTOP ADVENTURE ZHP 2 MIX.
Jak pisze Wojciech Cejrowski, kiedy rozpoczyna opowieść – „Posłuchajcie”.

[b]Sukces to wystartować.[/b]
Przed rajdem tradycyjnie – na wszystko brakuje czasu. W ogóle nie planuję zdążyć na odprawę. Zanim dojadę do Wisły zrobię dwie samochodowe przesiadki, pozbieram sprzęt z dwóch domów [trochę, jak się później okaże, pogubię] i zjem wielki obiad u rodziców.
W Wiśle wieczorem skupiam się właściwie na jednym – do północy przez ponad godzinę rysuję wariant pokonania trasy, spokojnie i dokładnie. Po rajdzie oceniam, że to była najważniejsza część przygotowań.
Rano przed startem szybkie pakowanie, trochę spontanicznie. Kasia pakuje przepaki, ja składam rower … i się zaczyna – nie ma siodełka. Szukamy wszędzie. Nie ma. Niewiarygodne, pakując się kilka razy do samochodów zostawiłem gdzieś siodełko. Dzwonię, pytam, próbuję coś pożyczyć. Jadę do serwisu do Wisły, budzę w Boże Ciało pół domu na parterze którego jest sklep, ale udaje się, właściciel otwiera i kupuję nowe siodełko.
Dojeżdżamy na Start, jest za 20 dziesiąta. Patrzę na tylne koło a ono lata jak hula-hop. Okazuje się, że w nowej obręczy obluzowały się szprychy. Pożyczam klucz i kręcę. Na szczęście mam hamulce tarczowe, wiec macham byle mocno i w miarę równo. 10,9,8 sekund do startu. Oddaję klucz, odwracam rower i … Startujemy.

[b]Hamować jak najmniej.[/b]
Etap 1 to konkretne MTB. Jedziemy gdzieś w połowie stawki. Na początku wszyscy zwykle gnają, więc jest ok. Na podjazdach wspólnie z holem, w błocie pchanie, na zjazdach ostrożnie. Może trochę za bardzo dociskamy hamulce, bo klocki Kasi szybko się zdzierają.
W parku linowym uzmysławiam sobie, że limity są blisko, a dalej jesteśmy w połowie stawki. Dociskamy pedały i jedziemy. Raz dociskam za mocno i po raz pierwszy zrywam łańcuch. Przejeżdżająca ekipa zatrzymuje się, pożycza skuwacz i pomaga skuć łańcuch.
Na zjeździe do zadania specjalnego – przeprawy przez rzekę – ręce Staśki już nie są w stanie utrzymać hamulca w maksymalnym ścisku, klocki zdarte. Zamieniamy się rowerami, trochę zjeżdżam, ale po chwili już w ogóle się nie da. Od tego momentu wszystkie przyjemne i szybkie zjazdy będę zbiegał z rowerem Staśki. Wyjątkowo cieszę się na każdy podjazd, najbardziej w Milówce, bo wiem, że teraz już tylko w górę i koniec rowerów na dziś. Zapada zmrok.

[b]Nocna orientacja.[/b]
Przepak spokojnie, ale bez zbędnego marudzenia. Podjadamy własny makaron z mięsem, ubieramy suche ciuchy, dokładamy jedzenia do plecaków i w drogę. Wszyscy straszą, że mgła okropna i trekking trudny. Mnie to cieszy, bo liczę że nadrobimy do mniej „zorientowanych” teamów. Tak też się dzieje. Muszę przyznać – to był mój dzień, a właściwie noc.
Idzie z nami kolega, którego partnerka została w schronisku [jak się okaże później, skończy sam całą trasę] i męski zespół, który już na wejściu w zielony szlak miał problemy. Chłopaki przyznają, że nie najlepiej nawigują i również się podpinają [na mecie miną nas o 1 minutę].
Idziemy ostro, warianty ryzykowne, ale bezbłędnie zaliczamy kolejne punkty. W środku nocy specjalnie dociskam tempo, żeby nie snuć się na półśpiąco. Doganiamy dwa pozostałe mixy NONSTOP ADVENTURE ZHP i już wspólnie kończymy pierwszy trek. Na przepaku jesteśmy na 16 miejscu. Minęliśmy w nocy 17 ekip.

[b]Serwisowania roweru ciąg dalszy.[/b]
W strefie zmian nie udaje nam się znaleźć zapasowych klocków, więc zbiegamy do Milówki i w sklepie dla … traktorów Staśka kupuje klocki [6.9zł – para]. Całą tą operację wykonujemy razem z Czarnym i Olą, bo mają dokładnie taki sam problem. Jak już wszyscy mają czym hamować, Czarnemu pada support i to już jest definitywny koniec wyścigu dla teamu NONSTOP ADVENTURE ZHP 1. My dojeżdżamy nad Jezioro Żywieckie na etap kajakowy. Jak przewidywałem ta zabawa w mechaników kosztuje nas kilka pozycji. Aż do drugiego treku będziemy plasować się w okolicach 22 miejsca.

[b]Hlup, hlup, ale nuda.[/b]
Nie lubię kajaków na jeziorze, szczególnie jak trzeba dymać 5 kilometrowe przeloty po trójkącie.
Atrakcją etapu jest podejście boso [jak Cejrowski] do punktu na moście i kilka chwil jak Staśka próbuje wiosłować i spać jednocześnie. Zaczyna pojawiać się też słońce.

[b]Najdłuższy przelot.[/b]
Kolejny etap rowerowy rozpoczyna się, tradycyjnie już, defektem. Znowu pęka łańcuch. Wracam na plażę, pożyczam skuwacz i naprawiam porządnie już skrócony łańcuch. Skucie nie poszło idealnie, wiec uważam od tego momentu żeby za mocno nie depnąć i jakoś dojechać do Wisły.
Równym tempem, ale zdecydowanie za wolnym podjeżdżamy i w końcu podchodzimy długą prostą na grzbiet dzielący zlewiska Soły i Wisły.
Kolejne błotniste zjazdy, asfalt i baza. Koniec rowerów. Zmrok już zapadł.

[b]Leniwy przepak.[/b]
Zanimy ruszymy na nartorolki, zjadamy co dają, dokupujemy żurek, frytki i ucinamy sobie pogawędkę z Napierajami i zespołami, które już odpadły. Jest leniwie. Trochę zapomnieliśmy, że się dalej ścigamy. Dopada mnie spanie i szybko decyduję się na 30 minut drzemki. Chyba czuję, że jeszcze mózg będę musiał trochę wysilić. Staśka nie słyszy budzika i dokłada gratis 45minut snu.
Zakładamy w końcu rolki i męczymy te 6 kilometrów. Wolno w górę, wolno w dół. To nie nasza konkurencja. Ta zacznie się za chwilę – ostatni trekking. Wszyscy znowu mówią, że długi i trudny…

[b]Nawigacji ciąg dalszy.[/b]
Do jaskini idziemy jeszcze nie za szybko, budzimy się, ale dalej rozpoczynamy już długi finisz. Już na przelotach czuję, że jest dobrze i pewnie kogoś dogonimy. Na PK 31 – płaska górka – wchodzimy bezbłędnie. Jest obsługa, dowiadujemy się, że minęliśmy 6 zespołów. Teraz to już końcówka na ostro. Podejście i podbieg na Przysłop, jakby to były pierwsze kilometry rajdu. Szybki wariant dojścia do ostatniego punktu i okazuje się, że połykamy jeszcze dwa zespoły.
Ten ostatni minięty, zalicza punkt 11 minut po nas i zbiegając szybkim wariantem na mecie melduje się minutę przed nami. Szkoda, że ich nie widzieliśmy.
Chłopaki dziękują za pierwszy trek, a ja się cieszę, że trochę pomogłem dotrzeć do mety. Jesteśmy 15 zespołem, 5 mixem. Wynik nas ucieszył, szczególnie, że wiele się działo. Wystarczająco by mogło nas to z wyścigu wykluczyć.

[size=x-small]fot. Marek Woźniczka, Monika Strojny, Aleksander Jasik[/size]

[b]Zobacz również:


[url=/xoops/modules/xcgal/thumbnails.php?album=79]Galeria zdjęć z zawodów autorstwa Moniki Strojny[/url]

[url=/xoops/modules/news/article.php?storyid=876]Adventure Trophy – zawody czas zacząć[/url]

[url=/xoops/modules/news/article.php?storyid=877]Adventure Trophy – relacja – Dzień pierwszy [/url]

[url=/xoops/modules/news/article.php?storyid=878]Adventure Trophy: Dzień drugi zmagań[/url]

[url=/xoops/modules/news/article.php?storyid=879]Adventure Trophy – rozstrzygnięcia[/url]

[url=/xoops/modules/mylinks/visit.php?cid=1&lid=90]Oficjalna strona Adventure Trophy[/url][/b]

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany