[size=x-large]GOP w całej okazałości[/size]
Emmet Cross II – Śląsk '2004


Mapa GOP-u wyglądała jak brudny obrus. Zbyt duża by wygodnie z nią biec ze skalą nie pozwalającą by raz zawiesić ją na szyi i nie przekładać. Już po pierwszej godzinie u wielu zawodników przypominała szmatę. Biegli. Biegli w ostatnim śniegu tej zimy. Pod nogami chlupało świeże błoto. Niebo szare i ponure nie wiedziało nic o nadchodzącej wiośnie. Mokry asfalt, tory kolejowe, brudne bytomskie kamienice przypominały obrazy twórców Cyber-punku. Po dwóch godzinach stawka rozciągnęła się – Ci z „czuba” – twardzi rajdowcy czy triathloniści robili swoje i znikali za horyzontem tym, którzy patrzyli na nich z podziwem, niedowierzaniem lub obojętnością. Nie każdy przyjechał się ścigać. Jedna z drużyn o wdzięcznej nazwie „Team Ciepłe Kapcie” – za cel przyjęła dobrą zabawę i realizowała swój plan konsekwentnie. Śnieg padał równo na wszystkich, przemaczał powoli ubrania i zmieniał krajobraz. Zadanie specjalne – jazda na hulajnodze, wyglądało w tym otoczeniu dosyć kuriozalnie. Podobnie wizyta na pływalni. Ubłoceni zawodnicy przebiegli przez przebieralnie, przepłynęli dwieście metrów, wyskoczyli z wody i tyle ich widziano. Zanim zapadł zmrok mieli za sobą czterdzieści kilometrów biegu i zadań specjalnych. Śląska sobota nie zachęcała do wychylania nosa z domu. Mieszkańcy grzali się przed telewizorami – okna świeciły niebieskawym blaskiem. Zawodnicy przesiadali się na rowery. Zapalali halogeny, czołówki i ruszali na nocny etap. Nikt nie odpadł mimo, że temperatura ciągle oscylowała w okolicach zera a meta jeszcze nie zaświtała w zmęczonej świadomości. Na rowerowych punktach kontrolnych drużyny i zawodnicy indywidualni pojawiali się grupami. Niełatwo jest nawigować w mroku, śledzić nazwy uliczek z niezliczonej sieci osiedli, fabryk i śląskich kopalni. Zwłaszcza, że na mapach nie naniesiono punktów, a informacje o kolejnych dostawało się w postaci adresów. Co bardziej doświadczeni nawigatorzy przejmowali inicjatywę. Ci słabsi podążali za nimi jak po sznurku. Dostawali co prawda sporą porcję wody spod kół prowadzących – wybierali jednak bezpieczeństwo stada. Około północy na prowadzenie wysunął się Daniel Śmieja. Znany ze zwycięstw w ekstremalnych rajdach rowerowych. Najwyraźniej czuł się dobrze jadąc samotnie. Ma dopiero dwadzieścia dwa lata i na pewno jeszcze będzie o nim głośno. Stopniowo uciekał pozostałym. Prowadzenia nie oddał do końca.

[b]Noc głucha[/b]

Noc zmieniła oblicze rajdu. Pojawiły się pierwsze poważne awarie techniczne. Limity czasowe wyznaczone przez organizatorów zmieniły się w bacik poganiający tych z końca stawki. W pewnym momencie zadzwonił telefon. To Maciek Tracz prosił o pomoc i zwiezienie go z trasy. Cały czas ciągnął w pierwszej piątce, starał się trzymać tempo… Gdy dotarł do niego samochód obsługi, stał przy drodze zgarbiony. Nie ruszał się i nic nie mówił tylko szczękał zębami. Posadzony w ogrzewanym wnętrzu powoli dochodził do siebie. Rano wspominał -Moje cele stały się tylko mglistym marzeniem. Gdy uciekła mi czołówka – posypałem się psychicznie, zaczęło mi być bardzo zimno, źle i samotnie… Każdy przeżywał rajd na swój sposób – Nad białymi polnymi drogami powoli zbliżał się szary świt. Światła lamp bledły. Szarość pojawiała się również na twarzach zawodników. To najtrudniejszy moment. Potem gdy robi się jasno człowiek odżywa. Na rajdach sięga się do nieznanych wcześniej obszarów świadomości – czasem pierwotnych instynktów, które usypiają w ciemności i rozbudzają o wschodzie mimo nie przespanej nocy.

Śnieg mimo marcowej daty ciągle padał, a na pokonanie czekała przeprawa przez rzekę. Organizator zapewnił ponton i linę dla asekuracji. Zadanie w zasadzie proste sprawiło jednak problemy. Kilka osób zsunęło się do wody i doszczętnie przemoczyło i tak niezbyt suche ubrania. Jednak żaden z pechowców się nie wycofał. – W kopalni zdarzało się, że całą zmianę pracowałem w mokrym ubraniu – powiedział wykręcając bluzę Jerzy Goj – triathlonista z Dąbrowy Górniczej. Rajd wydawał się jakąś makabrą tylko dla nad-ludzi z dywagacji pana Nietzche’go. Wydawał. Bo niedługo później na punkt zawitał „Ciepłe Kapcie Team” – pokazując, że może to być również dobra zabawa. Nie ścigali się. Bez poważnego sprzętu pokonali trasę z uśmiechem na ustach. Nie wszystkie zadania zaliczyli. Nie pobili żadnego rekordu. Mieli swój cel – dotrzeć na metę i go realizowali.

[b]Doba hotelowa[/b]

Przedostatnie zadanie specjalne – wejście po schodach na dwudzieste siódme piętro hotelu Qubus w Katowicach odbywało się gdy goście hotelowi siadali już do śniadania. Gdyby zajrzeli na klatkę schodową dostrzegliby przemykające się, sapiące sylwetki. Siedząc na samym szczycie widziałem zdesperowane twarze, pokazujące że stężenie kwasu mlekowego w mięśniach dawno przekroczyło granice zdrowego rozsądku… Ale meta oddalona o pięć kilometrów ciągnęła już jak magnes. Na ostatnim piętrze nie odpoczywali, tylko czym prędzej mknęli w dół. Wśród nich jedyna dziewczyna – Kasia Polak – na co dzień pracująca w banku i śmigająca windą w warszawskich biurowcach.
Odcinek pieszy do mety wiódł centralną arterią Katowic – obok Spodka w kierunku Chorzowa. Bez słońca i publiczności wzdłuż drogi. Samochody wiozły ludzi do pracy w deszczu ze śniegiem, pośród posępnych wieżowców. Scenografia niczym z „Łowcy androidów”.
Na koniec została do pokonania już tylko ścianka wspinaczkowa z chwytami przyprószonymi świeżym puchem. Po tym zadaniu wreszcie koniec – mogli się przespać. Najszybsi pokonali trasę w dziewiętnaście godzin. Wycofała się zaledwie co czwarta osoba. Czyli, nie taki diabeł straszny… Ostatni akcent zimy, a potem już wiosna, lato pełne słońca, którego ciepła na co dzień nie doceniamy. Ciepłe łóżko o którym nie pamiętamy, Obiady domowe których smak dopiero wtedy można naprawdę poczuć.

[b]Epilog[/b]

Po raz pierwszy w życiu widziałem rajd „z zewnątrz”. Wyglądał znacznie groźniej niż moje doświadczenia w czasie startów. Wcześniej sam byłem w centrum i interesował mnie tylko los mojej ekipy. Teraz ze zgrozą i podziwem patrzyłem na walczących zawodników…
Widziałem również jak organizatorzy próbują łatać dziury w organizacji, i zawodników kombinujących na trasie. To było bardzo ciekawe. Wszystkim zawodnikom polecam kiedyś zostać widzem AR (A widzom i organizatorom, oczywiście start w imprezie).


[b]Trasa rajdu;[/b]
90km rowerem
45km pieszo

[b]Zadania specjalne:[/b]
2km biegu „sprint”
500m na hulajnodze
200m pływania
500m chodnikami w kopalni
zjazd i podejście na nartach
strzelanie do celu
przeprawa przez rzekę
27 pięter w górę i w dół
ścianka wspinaczkowa

[b]Zobacz również:


[url=/xoops/modules/news/article.php?storyid=164]Emmet Cross II – Relacja na żywo i wyniki[/url]
[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?articleid=45]Emmet Cross II – relacja zwycięzcy w kat. Solo[/url]
[url=/xoops/modules/news/article.php?storyid=165]Emmet Cross II – podsumowanie organizatorów[/url]
[url=/xoops/modules/xcgal/thumbnails.php?album=7]Emmet Cross II – galeria zdjęć
[/url][/b]

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany