Na metę przybiegli razem z Łukaszem Saganem po 32 godzinach i 10 minutach. Walczyli z upałem, bólem stóp i żołądka. Zwyciężyli. Zapytaliśmy Rafała Bielawę o jego wrażenia z biegu i o to jak to w ogóle jest mierzyć się z dystansem 240 km?

Magda Ostrowska-Dołęgowska: Termoregulacja? Żołądek? Stopy? Mięśnie brzucha? Co jest największym problemem gdy biegnie się 240 km?

Rafał Bielawa: Ja najbardziej obawiałem się upału, cała reszta wydawała się mniej lub bardziej do opanowania. Sporo czasu poświęciłem na przygotowanie odpowiedniego zestawu (co może wydawać się absurdalne) koszulek i generalnie całego ubioru, który miałem nosić na sobie podczas tych wielu godzin rywalizacji. Nie znoszę wysokiej temperatury, ale jak stałem na starcie wydawało mi się, że jestem przygotowany.

To znaczy? Co miałeś ze sobą?

Tylko niezbędne minimum, a czapeczkę wyrzuciłem w ostatniej chwili czekając na wystrzał startera. Pytasz co pierwsze wysiadło? Raczej stopy, może nawet nie tyle wysiadły, co bagno do Śnieżnika spowodowało, że już po 40 kilometrach zaczęły się nieźle odkształcać. Jak dołożę do tego błędy m.in. zapakowanie zmacerowanej stopy do wąskich butów, mam już odpowiedź dlaczego paluchy tak dostały w kość. Od 113. kilometra biegłem w butach, które do tej pory miałem na nogach dopiero podczas 20-kilometrowego treningu.

Ups…

Dało radę. Łatwo przełączyłem się w tryb „niebolących nóg”. Mocna głowa czasem się przydaje. Co do żołądka i trawienia, niestety męczyłem się strasznie przez cały bieg. Nie mogłem przyjmować praktycznie żadnych stałych pokarmów. Przez cały bieg zjadłem 75% małego batonika. Niestety żołądek poległ dość szybko, a kulminację przeżyłem jeszcze przed Kudową.

Ekipa przed startem Biegu 7 Szczytów. Fot. Łukasz Buszka

Ekipa przed startem Biegu 7 Szczytów. Fot. Łukasz Buszka

„Jeszcze przed Kudową”, nieźle to brzmi. Kudowa to 130. kilometr. Dla większości ultramaratończyków to już granica biegu, który mogą sobie wyobrazić. Ok, jak to jest , problemy przychodzą i odchodzą? Jest jakiś newralgiczny czas, kiedy ma się wielki kryzys?

Największy demon podczas biegu czekał na mnie w sumie w spodziewanym miejscu, na polu przed Kudową właśnie. Dokładnie tak, jak rok wcześniej. Może właśnie dlatego rzuciło mną jak szmacianą lalką o ziemię. Biegłem wtedy z Tomkiem Komisarzem i obaj próbowaliśmy powalczyć ze swoimi problemami. Bez słowa, ale każdy z nas wiedział, że ten drugi także się zmaga.

Rafał Bielawa podczas DFBG 2016. Upału obawiał się najbardziej. Fot. Łukasz Buszka

Rafał Bielawa podczas DFBG 2016. Upału obawiał się najbardziej. Fot. Łukasz Buszka

Dla Tomka Komisarza to zmaganie zakończyło się w Pasterce. Wysiadł mu żołądek, później nogi, a przed Pasterką dobiła go jeszcze gorączka. Ty miałeś to szczęście, że się pozbierałeś.

Jakoś dobiłem do Kudowy, padłem na krzesła, w głowie obłęd i masa dziwnych myśli. Pozbierałem się, starając się na chłodno przeanalizować sytuację, a ta przecież była na tym etapie naprawdę niezła. Uwiesiłem się myśli o Pasterce i ruszyłem przed siebie. Czekając na Tomka szedłem powoli przed siebie i wtedy pierwszy błysk… Strumień za jakieś 2-3 kilometry. Złapałem się tego i „pognałem” przed siebie. Dogonił mnie Michał Kiełbasiński, ale nie miało to żadnego znaczenia. Liczyła się tylko zimna woda ze strumienia. Klęczałem z głową w nurcie, nie dostałem jeszcze zastrzyku energii, ale pojawił się pierwszy drobny sygnał, że może być tylko lepiej. Michał biegł gdzieś przede mną, a ja patrzyłem jak oddala się, aby za chwilę przebiec kilkaset metrów i stanąć za jego plecami. Kilka takich zrywów pozwoliło mi zapomnieć o problemach i przeszkodach. Na wyjściu z Błędnych Skał było już po wszystkim. Nagle coś w głowie zaiskrzyło i całe zmęczenie, problemy, wszystko zniknęło… Pozostała tylko prosta droga do mety. Wtedy wiedziałem, że jest dobrze, była moc. Wyprzedziłem Michała, pozdrowiłem i poleciałem do Pasterki.

Rafał Bielawa dorwany nad arbuzem podczas nocy na DFBG. Fot. Jace Deneka Ultralovers

Rafał Bielawa dorwany nad arbuzem podczas nocy na DFBG. Fot. Jace Deneka Ultralovers

Kłopoty żołądkowe, o których wspomniałeś to integralna część ultra. Niestety. I chyba każdy interesuje się tym co jeść podczas takiego wysiłku. W trakcie tak długiego biegu to już w ogóle wyższa szkoła jazdy… Co Ty jesz?

Teoretycznie jem wszystko, na co mam ochotę. Staram się zmieniać smaki, tak aby cała masa słodkości nie doprowadziła mnie do szaleństwa bardziej niż dystans. W sumie tym razem jednak miałem pod górę. Stałe pokarmy mnie odrzucały do tego stopnia, że kończyło się to wszystko torsjami. Nie było lekko. To jednak nie problem, znam to już z autopsji i wiem, że można spokojnie się podnieść. Co w takim wypadku? Leciałem na wszystkim co słodkie. Na każdym punkcie jeszcze zalewałem się po samo gardło colą. Ten odrdzewiacz się przydał.

Nieśmiertelna cola… Co jeszcze?

Ładowałem w siebie zupki, czasem jakiegoś tosta, oczywiście z dżemem i dalej przed siebie.

Rafał Bielawa ucina sobie pogawędkę na punkcie żywieniowym z organizatorem DFBG Piotrkiem Hercogiem. Fot. Łukasz Buszka

Rafał Bielawa ucina sobie pogawędkę na punkcie żywieniowym z organizatorem DFBG Piotrkiem Hercogiem. Fot. Łukasz Buszka

A zatrzymujesz się na jedzenie, czy wszystko w locie?

W zależności od sytuacji. Trzy ciepłe posiłki na siedząco, na spokojnie, ale mimo wszystko dość żwawo. Na lotnych punktach raczej krótko i jazda do przodu, tylko w ten sposób meta jest coraz bliżej, a nie stoi w miejscu.

Miałeś jakiś specjalny sprzęt? Taki na bieganie 240 km?

Raczej nie. Jedynie kijki zabrałem na chwilę, ale nie na cały dystans. To była zmiana w stosunku do poprzednich startów na tym dystansie.

A jak wygląda logistyka na takim biegu?

Plan na bieg to, obok treningu i mocnej głowy, jeden z najważniejszych elementów. Po raz pierwszy zwróciłem na to uwagę po przeczytaniu starego tekstu Krzycha Dołęgowskiego, który o tych trzech składowych pisał. To „wejście” w bieg zaczyna się w momencie, gdy się na niego zapisujesz, a nawet gdy zastanawiasz się nad startem. Od czego? Od przeczytania REGULAMINU! Tam poza wymaganym sprzętem podane są informacje o przepakach i o tym, czy na punktach możesz liczyć na pomoc znajomych i rodziny.

Rafał Bielawa na Biegu 7 Szczytów na mecie. Fot. Łukasz Buszka

Rafał Bielawa na Biegu 7 Szczytów na mecie. Fot. Łukasz Buszka

Niezwykle mnie cieszy, że to mówisz. Od lat przekonuję ludzi żeby czytali regulaminy, właśnie dlatego, że tam jest wszystko! No a co robiłeś na przepakach?

Ogólnie staram się robić tylko to co konieczne, czyli picie, jedzenie, zmiana ubrania, butów itp. I jazda. Chociaż wiem, że sporo czasu straciłem na oglądanie swoich butów, co uchwycił Piotr Hercog, który dał mi kolejnego kopa w tym sezonie. Jest zatem jeszcze sporo do poprawienia. Przepak, bufet to nie piknik, chociaż mi zdarzały się momenty, gdy siadałem i nic nie robiłem, jak chociażby w Kudowie. Wtedy mój organizm potrzebował chwili wytchnienia, ale tylko chwili, a nie 30 minut, o czym często zapominamy. Na marginesie wiem jak ciężkie życie mają wolontariusze na wszystkich biegach. To co jednak działo się podczas Dolnośląskiego Festiwalu Biegów Górskich przerosło chyba wszystko. Każdy zawodnik mógł się czuć jakby miał własny kilkuosobowy support. Dopadali do zawodnika i, gdyby było trzeba, to w plecaku znalazłaby się także manna z nieba.

Ale to też pułapka, można stracić dużo czasu przy takiej opiece i serdeczności…

No dlatego trzeba łapać w ręce to co najlepsze ze stołu obfitości i ruszać dalej.

A magiczna rozpiska, którą miałeś przy gaciach? To międzyczasy?

Rozpisałem sobie plan na bieg, zresztą wiele osób to robi. Ale przy tak długim biegu miałem rozpisane zarówno czasy, które miałem osiągać, jak i kilometraż do kolejnego punktu. Po prostu aby nie bawić się w arytmetykę, z której przy dużym zmęczeniu wychodzą czasem naprawdę śmieszne rzeczy.

No dobrze. To opowiedz nam trochę o rywalizacji! Wiedziałeś kto przed Tobą, a kto za Tobą?

Do setnego kilometra nie chciałem za bardzo interesować się sytuacją, kto przede mną, a kto za. Jednak na bieżąco wiedziałem co się dzieje. Łukasz Sagan pojawiał się i znikał tuż przed punktami, sam biegłem w tym czasie z Sebastianem (Białobrzeskim – przyp. red.). Spotkałem Konrada Ciuraszkiewicza, wspomnianego Michała i Tomka. Zdziwiłem się widząc Tomka już w Jamrozowej, ale później uświadomiłem sobie, że przecież to już ponad 110 km, czyli jest dobrze. Zresztą ten wyścig zaczynał się dopiero później. Na razie nieźle się rozgrzaliśmy, a ważne było jedynie to aby za dużo nie stracić. Zresztą po wyjściu z Pasterki moja strata do pierwszych urosła do 100 minut, ale i to okazało się do odrobienia.

Piękny finisz Biegu 7 Szczytów - Łukasz Sagan i Rafał Bielawa na mecie. Fot. Jacek Deneka Ultralovers

Piękny finisz Biegu 7 Szczytów – Łukasz Sagan i Rafał Bielawa na mecie. Fot. Jacek Deneka Ultralovers

Kończyłeś bieg razem z Łukaszem Saganem. Jak to się stało? Nie mieliście chęci się ścigać?

Łukasza widziałem kilka razy. Zauważyłem jak bardzo mocno zaczął już w Lądku, później dostawałem sygnały, że mam 10-15 minut straty do niego. Po Długopolu te straty zaczęły topnieć i stale pojawiał się przede mną. Pierwszy wspólny posiłek zjedliśmy w Bardzie. Gdy ja jeszcze delektowałem się rosołem, Łukasz ruszył na trasę. Dogoniłem go już na dobre na Przełęczy Kłodzkiej, to był 215. kilometr. Opowiadał mi o prowadzącym Sebastianie i w sumie potwierdził informacje, które do mnie docierały, że chłopak jest pełen mocy i ucieka. Szansa na jego doścignięcie była żadna. Doszliśmy do wniosku, że w sumie nie ma znaczenia jakiej wielkości plecak dostaniemy na mecie, więc ruszyliśmy wspólnie.

Biegliście z Łukaszem obok siebie milcząc czy zrobiła się zabawa teamowa?

Łukasz opowiadał o Sparcie, na którą się wybiera, ja starałem się narzucać tempo. Trochę już odczuwał trudy na zbiegach, ale w sumie wydawało się, że tempo nie jest najgorsze.

No ale to, że biegliście razem to jedno, a to, że przed sobą czuliście pewnie zapach Sebastiana to drugie… Nakręcała Was ta „zwierzyna”?

W Orłowcu bomba, tracimy tylko 7 minut. Szybki postój i jazda. Cały czas jednak z głową, na ostatniej górze jeszcze po żelu, energia może nam się przydać na samej końcówce i biegliśmy szybciej i szybciej. W pewnym momencie zobaczyłem błysk latarki. To Sebastian pojawił się w zasięgu wzroku. Był jeszcze daleko, ale też po raz pierwszy złapaliśmy kontakt. Był nasz! Noga kręciła mi się super, narzuciłem i stale podkręcałem tempo. Łukasz biegł obok i co chwilę słyszałem: „Ile jeszcze”, „Ile jeszcze”. Minęliśmy Lutynię, wpadliśmy do Lądka i w pewnym momencie usłyszałem gwar, jednocześnie zdając sobie sprawę, że nie stracimy 5 minut. Najbardziej cieszy mnie, że dobiegliśmy razem z Łukaszem. Walczyliśmy przez 228 kilometrów, a ostatnie pokonaliśmy razem. Wierzyłem do końca, że dogonimy Sebastiana na tyle, że to my wygramy. Gdybym nie wierzył pobiegłbym sam i na pewno bym go dogonił. Wtedy zastanawiałbym się, czy Łukasz może jednak by wytrzymał. Nie muszę jednak „gdybać” i jestem szczęśliwy, że tak to się skończyło.

Rafał Bielawa i Kamil Klich przed Biegiem 7 Szczytów. Razem pokonali Główny Szlak Beskidzki. Fot. Piotr Dymus

Rafał Bielawa i Kamil Klich przed Biegiem 7 Szczytów. Razem pokonali Główny Szlak Beskidzki. Fot. Piotr Dymus

Trzeba tu wprowadzić pewne wyjaśnienie. Rozstrzygnięcie biegu było bardzo emocjonujące, bo Sebastian przybiegł na metę 90 sekund przed (!) Wami. Dostał jednak słuszną karę za brak sprzętu obowiązkowego. Tylko i aż 5 minut. Tylko, bo dla każdego biegacza, który startuje i szanuje postanowienia regulaminu, kara 5 minut jest absolutnie symboliczna. Aż, bo tak niewiele dzieliło go od triumfu. Opowiedz nam coś więcej o tym jak to było z tym sprzętem obowiązkowym? I dlaczego dostał tylko 5 minut kary? Czego nie miał – wiesz może?

Słyszałem na ten temat wiele wypowiedzi, czytałem na stronach internetowych i moje zdanie jest proste. Jest sprzęt obowiązkowy, to trzeba go mieć z sobą. Wiele już widziałem i słyszałem na odprawach. Teksty nawet znanych zawodniczek i zawodników, którzy na prośbę o okazanie kurtki z kapturem pokazują zwykłą wiatrówkę (oczywiście bez kaptura) i dokładają buffa zamiast okrycia głowy. Nie rozumiem tego. Zresztą najlepszym komentarzem do tej sytuacji będą słowa Antonio, z którym biegłem Orobie Ultra Trail: „Jak można kontynuować bieg nie mając z sobą wyposażenia obowiązkowego?”. Jedziesz na zawody na zachodzie, wpadasz na punkt kontroli i nie masz jednej rzeczy i wyścig się dla ciebie kończy. Nie ma tłumaczeń, że nie mam kurtki z kapturem, czy spodnie mi wypadły. W zeszłym roku biegłem na Orobie 70 km i cały czas lało. Moja ulubiona pogoda, zimno i deszczowo, więc lecę na krótko. Byłem kontrolowany prawie na każdym punkcie, musiałem pokazywać kurtkę przeciwdeszczową, spodnie i inne gadżety. Co do Sebastiana nie chcę zagłębiać się w szczegóły, biegłem z nim 80 kilometrów i on wie najlepiej co miał, a czego nie. Oficjalnie karę dostał za brak kurtki. Kara, którą otrzymał była symboliczna, niedotkliwa. Do Ścinawki (170. kilometra – przyp. red.) byłem przekonany, że wynosi 30 minut, gdy Andrzej przez telefon powiedział mi o 5 minutach, machnąłem ręką. Na każdym innym dystansie, nawet na połówce doliczając 5 minut zachowałby wygraną, na 240 km okazało się, że nie. Sebastian to mocny zawodnik, myślę, że wiele się nauczył.

Były między Wami jakieś nerwy?

Nie, nic takiego. Na koniec nawet pokazał pełen profesjonalizm dziękując za wspólną walkę.

Powiedziałeś: „Nie ma znaczenia jakiej wielkości plecak dostaniemy na mecie”, ale zdaje się, że wpadło Wam coś więcej niż po plecaku?

Dostaliśmy kasę, którą się podzieliliśmy.

Rafał Bielawa i Łukasz Sagan na podium Biegu 7 Szczytów. DFBG 2016

Rafał Bielawa i Łukasz Sagan na podium Biegu 7 Szczytów. DFBG 2016

Ile wpadło do portfela? I na co je wydasz?

2500 na pół. Zapewne tak jak wiele innych zaskórniaków, pójdzie na bieganie. Czy to jakiś mały wypad w góry, czy sprzęt, nie ma tego dużo, ale zawsze łatwiej wydać na pasję to co z niej pochodzi.

Rafał, dziękuję Ci ślicznie i jeszcze raz – wielkie gratulacje.


Wyniki Biegu 7 Szczytów.

O Autorze

Dziennikarz sportowy, przez lata redaktor naczelna magazynbieganie.pl, biegaczka, zawodniczka rajdów przygodowych. Ultramaratonka, która ma na swoim koncie udział w prestiżowych imprezach, m. in. Marathon des Sables, Transalpine Run, CCC, Transgrancanaria czy Marathon 7500. Jedyna Polka, która ukończyła słynną angielską rundę Bob Graham Round. Promotorka biegania ultra w Polsce i współautorka książki "Szczęśliwi biegają ULTRA".

Podobne Posty

Jedna odpowiedź

  1. Andrze

    Fajnie było :)))
    Mój pierwszy w życiu bieg powyżej 85km :)))
    Jest co wspominać :)))
    Paseczek z limitami to podstawa, tak jak i logistyka „przepakowa”, dwie czołówki, zapasowe baterie, powerbanki, kamerka, Kamap (na wszelki wypadek – bo choć trasa była SUPER oznaczona, pomyliłem się 3 razy :)))
    No i luz że wygrać nie muszę – przecież :)))
    https://www.youtube.com/watch?v=lqEenOlnavs
    Pozdrawiam.
    PS. Też zawsze zaczynam od wydrukowania sobie i przeczytaniu regulaminu – takie tam „skrzywienie” :)))

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany