Na Wyspach biega się inaczej. Po prostu. I ciężko to opowiedzieć. Poszukać przyczyn i skutków. Bo diabeł tkwi w szczegółach. W klimacie. Postanowiliśmy opowiedzieć to bardziej obrazem niż słowem. Bo jak powiemy, że biega się wieśniacko, to może wyjść zupełnie inna historia. Bo „wieśniacko” to znaczy tym razem dobrze. Z trawą na podeszwach i na łokciach.

Pojechaliśmy do Szkocji po to by zrobić Charlie Ramsay Round. Ja by zmierzyć się z trasą, a Rafał Bielawa i Karolina Krawczyk by mnie supportować. Ale mieliśmy też cały tydzień by oglądać trasę, czekać na pogodę no i co najważniejsze – wypuścić się na lokalne krótkie zawody.

Rafał Bielawa (w zieleni) goni za chartami z Lochaber AC

Bieg był w sobotę po południu – pierwsza zaskoczka, bo w Polsce raczej nie startuje się o 14. Ja nie leciałem, bo za kilkanaście godzin miałem ruszać na swoją Wielką Pętlę. Ale chwyciłem za aparat pożyczony od Karoliny i postarałem się uchwycić kawałek tego wyspiarskiego klimatu. A z trasą zmierzyli się moi supporterzy.

Zaskoczka 2

Bieg nie ma własnej strony internetowej. Jest wpisany w kalendarz, ale dane są bardzo lakoniczne. Do tego mapka trasy, wyniki z zeszłych lat. Wszystko co niezbędne i żadnych ozdobników. Spartańsko. Ważne, że wiedzieliśmy że bieg nazywa się Eagle Crag i ma 8 km. I z grubsza gdzie jest start i meta.

Strome stoki i ogrodzenia pastwisk, przez które czasem trzeba skakać – specjalność wyspiarskich biegów

Zaskoczka 3 

Stroje. Królują koszulki lokalnego klubu. Zaprojektowane pewnie 20 lat temu. Singlety takie same dla chłopaków i dziewczyn. Wdzięczne jak ubranka na wuef z lat 80.

Vicky Mackinnon – zdobywczyni 3 miejsca. Na zbiegu uciekła Karolinie o kilka sekund.

Zaskoczka 4

Buty – bardzo patriotycznie. Można by rzec, że jest inov-8 i inni. A wśród tych „innych” przewija się skrajnie niszowa lokalna marka o nazwie Walsh. Ktoś kilka lat temu próbował je sprowadzać do Polski, ale chyba bez wielkiego sukcesu. Nie podbiły polskiego rynku, bo wyglądają równie spartańsko jak te koszulki.

Walsh – najbardziej oldskulowy but jaki można spotkać na górskich szlakach biegowych

Zaskoczka 4

Trasa! Niby oznakowana, a jednak nie do końca. Są pomarańczowe chorągiewki, organizatorki mówią, że nie da się zgubić i że jest 6 wolontariuszy na trasie, ale Rafał i tak leci w jakieś krzaczory i się na moment gubi.

Zaskoczka 5

Trasa! O kurde! Rekord przebiegu 8 km to ciut poniżej godziny! Zaraz… To jakie jest przewyższenie? Powyżej 800m! Przy takich wynikach, to albo biegają ty fajtłapy, albo po prostu jest bardzo trudno. Okazało się, że to drugie…

Rafał na końcowym zbiegu.

Zaskoczka 6

Jest mocno! Czołówka szybko odstawiła Rafała na podbiegu, a na zbiegu było gorzej. Lokalne charty włożyły Rafałowi 10 minut. Sporo. Główną przewagę robili na zbiegach, gdzie po prostu trzeba wyłączyć mózg. I puścić się w dół.

Trzy skręcenia kostki, jedno zgubienie. No i finalnie siódme miejsce.

Zaskoczka 7

Trzeba zaliczyć kilka gleb. W Polsce biegacze nie przywykli do walenia brodą o szlak. Tu jednak jest inaczej. Zarówno Rafał jak i Karolina przylecieli przybrudzeni trawą to tu to tam. A to nogi wyjechały na mokrej trawie, a to kępy wytrąciły biegacza z równowagi. Spojrzałem na organizatorów czy mają karetkę czy lekarza. W zasięgu wzroku nic. Trzeba sobie radzić.

Zaskoczka 8 

Wpisowe! Całe 3 funty! Czyli o komercji nie ma co mówić. Zwłaszcza, że „pakiet” zawiera butelkę wody mineralnej.

Zaskoczka 9

Nagrody! A jakże! Były! Rafał wygrał kategorię wiekową, więc dostał płyn pod prysznic. Karolina też zapunktowała w kategorii i też ma żel od L’Oreal. Większych nagród nie widziano. Sponsorów również. I nie wyglądało na to by ktoś się za nimi rozglądał.

Płyn pod prysznic – nagroda dla Rafała.

Zaskoczka 10 

Organizatorzy. Biuro składało się z jednego samochodu osobowego, dwóch notatników, porcji chorągiewek i stopera z opcją drukowania. Z jednej strony można powiedzieć: – U nas też tak było 20 lat temu. – Ale nie mówimy o kraju zacofanym. Mówimy o Szkocji, gdzie rynek biegowy jest niesamowicie rozwinięty.

3 km dalej jest Fort William – stolica brytyjskiego outdooru. To tu są rozgrywane zawody pucharu świata MTB, jest ośrodek narciarski, kilka sporych sklepów ze sprzętem. Takie małe zakopane. Można by się spodziewać feerii barw i blichtru. Można by wypatrywać flag sponsorskich i rekreacyjnych biegaczy w kompresji.

Ale nie.

Udało się pobiegać w trochę innym świecie. Trochę to skansen, trochę kontrkultura. Przede wszystkim urzekło nas bardzo pierwotne i dziecięce podejście do biegania. Po trawie, z górki i pod górę. Ktoś się wywróci, ktoś nabije siniaka, a kto inny podrze kolana.

W dwie godziny było po wszystkim. Zeszliśmy po pastwisku mijając owce, zapakowaliśmy się do auta i wróciliśmy szykować się na Charlie Ramsay Round.

Ostatnia na mecie – Emma Pearce

 

Relaksik w strefie mety. I te nieodłączne koszulki na ramiączkach…

 

Inov-8 mudclaw 300 – wersja sprzed kilku sezonów, Elegancko umajona tęczowymi sznurówkami.

2 komentarze

  1. Piotr Stanek

    Fajny artykuł, dzięki 🙂
    Kto czytał „Stopy w chmurach” ten nie będzie zdziwiony takimi bieganiem w Szkocji i okolicach 😉
    ps. czekamy na relację z CRR 🙂

    Odpowiedz
  2. Tadeusz Piłkowski

    Ani skansen, ani kontrkultura. Nie przyciąga nuworyszy niedawno osiadłych w wielkich ośrodkach, nie pokazują tego w telewizji, zapewne nieduży procent uczestników prowadzi wymuskane blogaski lub fanpejdżyki. Zasadniczo chodzi o własną przyjemność z wysiłku w okolicznościach przyrody. Dokładnie tak samo, jak w dyscyplinie zwanej bieg na orientację. 🙂

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany