Jeszcze wczoraj taki scenariusz nawet nie padał w mnożących się domysłach o tym, co mogło zatrzymać Polaków na długie godziny w strefie zmian po kajakach. Od kilku godzin wiemy – ziścił się scenariusz najgorszy z możliwych. Maciek Marcjanek zaraz po starcie etapu rowerowego miał wypadek i trafił do szpitala.

Jak donoszą organizatorzy – nic poważnego. Maciek Dubaj i Justyna Frączek po dłuższej chwili wrócili, by dokończyć trasę już we dwoje, poza rankingiem. To fatalna wiadomość, biorąc pod uwagę, że od mety po kajakach dzieliła ich lekko ponad doba napierania, a sami mieli już za sobą grubo ponad 100 godzin walki. Ot, specyfika wielkich, ekspedycyjnych imprez. Więcej szczęścia mieli lokalesi z Ecuador Movistar – absolutni bohaterowie ostatniej doby.


 Zobacz:

– przegląd pretendentów

zapowiedź trasy mistrzostw

Dzień 1

Dzień 2

– Dzień 3

– Dzień 4

– Dzień 5

Dzień 6

Dzień 7


 Prosta historia o tym, by nigdy nie przestawać walczyć

Po nocce nad rzeką, wracając z 11 godzinnej starty - tak zdobywa się trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata!

Po nocce nad rzeką, wracając z 11 godzinnej starty – tak zdobywa się trzecie miejsce na Mistrzostwach Świata!

Nikt, absolutnie nikt nie dawał szansy Ekwadorczykom na doścignięcie czołowej trójki podczas trzech ostatnich etapów. Tymczasem stało się niemożliwe. Przypomnijmy – Ecuador Movistar to ta ekipa, którą wczoraj – na półtora kilometra przed przepakiem – złapał dark zone na etapie kajakowym. Spędzili paskudnych 11 godzin na brzegu rzeki, przeczekując – bardziej niż przesypiając – czas do otwarcia etapu. W tym czasie cała czołowa trójka – Kiwi, Hiszpanie i Francuzi – pokonywała kolejne kilometry. Ale to zbyt doświadczona ekipa, by przyjąć w tym momencie taktykę doczołgania się do mety. Na krótkim rowerze odrobili niewiele – lekko ponad pół godziny. Gdy docierali do do przepaku Francuzi z Caffte Ups (36) mieli potworne problemy na trekkingu – błądzili w niknącej sieci ścieżek, mimo dnia i dłuższego wypoczynku na przepaku. Ten etap zajął Francuzom ponad dobę, co skrzętnie wykorzystali Movistar i przeskoczyli ich pod sam koniec. Wola walki? To coś więcej. Tym samym Ecuador Movistar został trzecią siłą w światowym AR! Gratulacje dla lokalesów i Amerykanki Jari Kirkland, która dołączyła na te zawody do zespołu.

Walka o top 10, czyli kto popełni mniej błędów

Dalej sytuacja jest nie mniej ekscytująca. Na początkowej fazie trudnego trekkingu w dżungli (zdaniem organizatorów najtrudniejszego) mocno szli Amerykanie z Tecnu, chcą wejść na kajaki jako pierwsi. Ale w pewnym momencie zaczęli popełniać błąd za błędem i delikatnie zbaczać z wąskiej ścieżynki prowadzącej przez równikową dżunglę. To nie były duże wtopy, ale gdy czasem pokonanie 500 metrów zajmowało ekipom 30 minut, każdy taki błąd oznaczał straty. Skorzystali z tego Adidas Terrex i Francuzi z Raidlight’a. Amerykanie muszą przełknąć sporo goryczy – ich ryzykowna taktyka przeczekania kilkunastu godzin do dark zone przed etapem kajakowym zaważyła, że na tym etapie nie mieli wystarczająco bezpiecznego zapasu nad resztą goniących ekip. O tym ile można stracić zbaczając choćby na moment ze ścieżki przekonali się też Szwedzi z PeakPerformance. Od wyznaczonej trasy zeszli najdalej kilometr, półtora. Powrót kosztował ich prawie cztery godziny! W tym czasie przeszli ich kumple ze szwedzkiej armii i Czesi z Black Hill/Opavanet.

Na trekkingu przez dżunglę najlepiej poradzą sobie te zespoły, które najuważniej podchodziły do opieki nad stopami - zapowiadali organizatorzy. Ale czy przez 120 godzin w błocie jest to w ogóle możliwe?

Na trekkingu przez dżunglę najlepiej poradzą sobie te zespoły, które najuważniej podchodziły do opieki nad stopami – zapowiadali organizatorzy. Ale czy przez 120 godzin w błocie jest to w ogóle możliwe?

Podium zapełnione, walka o dotarcie do mety trwa

Sukces Seagate nie dziwi – to kwartet wyjątkowy w skali światowego AR. Mnóstwo pochwał płynie za to w stronę Hiszpanów z Columbia Vidaraid, którzy drugi raz z rzędu na imprezie mistrzowskiej zajęli… drugie miejsce. Przed rokiem trasa w Kostaryce, choć ich niemożebnie sponiewierała, bardzo im przypasowała. W tym roku również doskonale radzili sobie z upałem, wilgotnością i całą paletą atrakcji jakie funduje równikowy klimat. Na ostatnich trzech etapach byli ewidentnie najszybsi – do zwycięstwa zabrakło im bardzo niewiele. Myślę, że już zacierają ręce przed ARWC 2015, które odbędzie się przecież w Brazylii, w podobnych wysokościach geograficznych. Brąz dla lokalesów, co cieszy organizatorów. Dalsze ekipy spędzą jeszcze dwie doby dobijając do mety. W tej chwili szanse na to ma około 22 zespołów. Sporo, biorąc pod uwagę to, jak trudna była trasa. My wiemy jednak, że najtrudniejsze – 45 kilometrowy trekking przez dżunglę – dopiero przed nimi. To tam mogą dziać się dramaty.

Columbia Vidaraid na mecie. Zadowoleni? Ich ambicje sięgały o oczko wyżej, ale mogą sobie uczciwie powiedzieć, że zostawili na trasie wszystko i zrobili co mogli, by dopaść Seagate.

Columbia Vidaraid na mecie. Zadowoleni? Ich ambicje sięgały o oczko wyżej, ale mogą sobie uczciwie powiedzieć, że zostawili na trasie wszystko i zrobili co mogli, by dopaść Seagate.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany