X-Adventure Raid Series to wielka liga Adventure Racing, której finał będzie miał miejsce w grudniu 2004 w Argentynie podczas rajdu non-stop długości 600 km. Większość zespołów kuszona atrakcjami The Raid World Championship w Patagonii, zdecydowała się na start w serii krótkich wyścigów w Maroko, USA, Francji i Australii.

Specyfika tych eliminacyjnych wyścigów, duże nakłady finansowe i doświadczenie organizatorów, łatwość relacjonowania oraz fotografowania zmagań zawodników na trasie tworzą wspaniałe możliwości rozwoju tej dyscypliny. Jest to jedyny na świecie rajd, podczas którego większość zespołów może spojrzeć sobie w oczy… na trasie. Częste zmiany zawodników (zespół stanowią 4 osoby ale w każdym z etapów biorą udział tylko 3) i dyscyplin robią z tych zawodów szybko przebiegające, naprawdę pasjonujące widowisko.
Różnicę w przygotowaniach do tego typu zawodów i do rajdów ekspedycyjnych można spróbować porównać do przygotowań do zawodów w biegu na 400 m przez płotki i do maratonu z przeszkodami.
W naszej strefie kwalifikacyjnej są obecnie zgłoszone 3 zespoły: Hellmann Salomon Adventure (POL), International Dimensions (RUS) i Speleo Lima-Pol – www.speleo.napieraj.pl (POL). Kwalifikacje z tej strefy uzyskają 3 najlepsze zespoły, z największą ilością punktów po 4 edycjach Raid Series (sumuje się punkty zdobyte podczas 3 najlepszych startów).

Pierwsze kwalifikacje odbyły się w Maroku w górach Atlas. Trasa rajdu przebiegała z dala od cywilizacji i ze względu na surowe, dzikie góry była niezwykle wymagająca. Za to widoki z przełęczy i wrażenia z pokonywanych kanionów rekompensowały włożony w dotarcie tam wysiłek.
Ogromną ilość czasu potrzebnego na treningi zabrały nam poszukiwania sponsorów i dodatkowe zarabianie na pokrycie kosztów tego rajdu. Na szczęście znaleźli się ludzie, którzy doceniają wysiłek sportowców, ich styl życia i pomysł na spędzanie wolnego czasu. Firmy: Lima-Pol – producent opakowań kosmetycznych oraz Technika Podwodna – oficjalny przedstawiciel Firmy Suunto zdecydowały się na pomoc w realizacji sportowych planów zespołu Speleo. Zegarki z kompasem i monitorem pracy serca Suunto doskonale pracowały dla nas podczas rajdu w Maroku, a także podczas przygotowań do zawodów.
W Maroko startowaliśmy w nowym składzie. Z Filipem spotkaliśmy się wcześniej – dużo wspólnie trenowaliśmy, znaliśmy jego możliwości z zawodów w Polsce, Chorwacji i Szkocji. Z Anną mieliśmy się spotkać dopiero na lotnisku w Casablance.

6 maja 2004 – czwartek

Wystartowaliśmy z Warszawy w niepełnym zestawieniu: Artur Kurek, Filip Pawluśkiewicz, Kasia Pawluśkiewicz, Edyta Popławska, bez Piotrka Kosmali i Anny Medvedevej. Wszyscy spotkaliśmy się dopiero w hotelu w Casablance. W tym czasie drugi zespół z Polski Hellmann Salomon był już w Agouti i „łapał aklimę”.

7 maja 2004 – piątek

Wynajęty land-rover przyjechał rano na czas. Zjedliśmy więc szybkie śniadanie, zrobiliśmy ostatnie drobne zakupy. Czekała nas 4-5 godzinna jazda przez góry. Większość klamotów wylądowała na dachu – a więc to jednak safari.

Po 3 godzinach zaczęliśmy się niepokoić o to czy zdążymy dotrzeć na weryfikację techniczną i rozdanie map – byliśmy dopiero w połowie drogi. Organizatorzy podali nam niedokładnie informację o czasie przejazdu do Agouti. Wlekliśmy się niemiłosiernie po koszmarnych drogach – ale przecież to Afryka i wysokie góry Atlas.
Po drodze spotkaliśmy zdenerwowanych Francuzów, którzy czekali aż ich kierowca odpocznie po obiedzie, raczy zasiąść za kierownicą, napić się coca-coli i rozgrzać silnik land-rovera, aby wyruszyć w dalszą drogę. Ze względu na lokalne przepisy nie było, niestety, możliwości przejąć kierownicy we własne ręce.
Dziewczyny przy przekraczaniu ogromnej tamy pstryknęły fotkę o zachodzie słońca, co natychmiast spostrzegli żołnierze pilnujący konstrukcji i zażądali oddania filmu! Filmu nie było, bo mieliśmy aparat cyfrowy – udało się jednak przekonać szeryfa żołnierzy, że fotka została skasowana.
Dotarliśmy na briefing w ostatniej chwili. Wysiedliśmy z samochodu gdy wywołano Speleo Lima-Pol na scenę po odbiór numerów startowych (NR 1) oraz map. Za chwilę zmęczeni musieliśmy przygotować sprzęt, ciuchy i prowiant na zawody.
Kolację na dywanach i nocleg u gościnnych Marokańczyków będziemy bardzo miło wspominać, chociaż byliśmy u nich tylko kilka godzin. Nasz support team od razu wziął się do pracy. Pomimo tego, że dziewczyny pierwszy raz brały udział w zawodach adventure racing jako support, wszystko przebiegało sprawnie, a przeprowadzane było przecież w bardzo trudnych, surowych warunkach, przy małej ilości sprzętu, przy małym menu zabranym w drogę.

8 maja 2004 – sobota

Po 2 godzinach snu, szybkie śniadanie i szybki przejazd na start. Zaczęło świtać i… dopiero wtedy zobaczyliśmy w pełnej okazałości przełęcz, na którą już za chwilę miał rozpocząć się szaleńczy bieg.

Punktualnie o 6.00 z wioski Tabant 123 zawodników z 41 zespołów ruszyło na pierwszy bardzo trudny etap pieszy, od tego roku nie nazywany już „trekking’iem” tylko „adventure runing”. Gratulacje dla Filipa, który bardzo mocno trenował specjalnie do tych zawodów i wspaniale sobie radził na trudnej, czasami bez drogi trasie górskiego etapu. Biegliśmy przez 2 przełęcze na wysokości ok. 3500 m n.p.m., a potem po piargach w dół do kanionu na drugi etap – „kanyoning”. Było zimno, gdyż momentami brodziliśmy po pas w lodowatej wodzie, ale wyścig rozgrzewał więc dało się przeżyć lodowate bryzgi rzeki. Szukaliśmy na ścianach Davida Kaszlikowskiego, ale to chyba nie ten rejon jego wyprawy, chociaż 400 metrowe ściany kanionu są godne polecenia.

Kolejny etap – to dość łatwe rowery – niestety straciliśmy na tym odcinku ok. 45 minut przechodząc niepotrzebnie w chaszczach cały wąwóz. Artur bowiem zamiast nawigować samodzielnie zasugerował się drogą wybraną przez Rosjan, ponoć świetnych orientalistów.
Ale następny „aventure running” poszedł nam już znacznie lepiej – bez wielkiego spręża, za to idealnie nawigacyjnie. Przed nami był bardzo długi odcinek na rowerach – głównie w dół. Wcześniej zamieniliśmy opony na twardą nawierzchnię i to okazało się błędem. Jechaliśmy w błocie czasem w poprzek drogi, a zjazdy odbywały się z „duszą na ramieniu” przy prędkości 30-35 km/h, po koszmarnej, nie kończącej się drodze.
Wyjechaliśmy około 9 wieczorem, a do końca etapu dojechaliśmy po 3 nad ranem. Rowery po tym etapie nadawały się jedynie do serwisu, który czekał, ale w Polsce. Na szczęście na tych zawodach rowerów już nie było.
Za to dziewczyny z support’u wspomagały nas coraz bardziej profesjonalnie, z każdym etapem zdobywały nowe doświadczenia. Wykonały naprawdę wielką pracę i nadal pozostaje tajemnicą w jaki sposób zorganizowały się wykonując to wszystko po raz pierwszy. Tym większe podziękowania dla Edyty i Kasi za ich cierpliwość, serdeczność i pomoc ufajdanym i śmierdzącym zawodnikom.

Ekipa Speleo Lima-Pol ścigała się w przyjaznej i wesołej atmosferze, co bardzo spodobało się Annie, która ma niemiłe doświadczenia z poprzednich swoich startów w różnych, także międzynarodowych zespołach.

9 maja 2004 – niedziela

Po rowerkach marzyliśmy o 2-3 godzinach snu na campingu, jednak bardzo długi, wyczerpujący siły i nerwy odcinek pozwolił jedynie na 30 minut snu dla Anny i Piotra, którzy z Filipem o 5.30, w ostatniej chwili, wyruszyli na sekcję biegową ze zjazdem linowym.

Nie wiedząc, że po ich wyjściu ogłoszono odwołanie sekcji canoe, szli świadomi, że za chwilę wskoczymy do łódki na rwącą, mętną rzekę. Anna bardzo zmartwiła się tym odwołaniem, my także, bo wreszcie popłynęlibyśmy rzeką może bez wywrotki, a na pewno bardzo szybko i optymalną drogą. Anna pływała w kadrze Rosji na kajakach, a jej ulubioną dyscypliną na rajdach są właśnie kajaki. Liczyliśmy na profesjonalną lekcję kajakarstwa. Do tej pory jednak najlepszym nauczycielem pozostaje dla nas Piotr Sikora ze szkoły Retendo.
Trochę z ociąganiem zaczęliśmy przygotowania do wyjazdu na następną sekcję, żar zaczął lać się z nieba, chciało się odpocząć po krótkiej nocy i … zapomnieliśmy o limicie na start do kolejnego odcinka. Znowu nerwowe ruchy, gorączkowe odliczanie pozostałego nam czasu. Zdążyliśmy – mieliśmy 5 minut do limitu na start. Znowu w ostatniej chwili, jako ostatni zespół wyruszyliśmy na ostatni odcinek „adventure running”, na którym popełniliśmy jeden mały błąd, przy pokonywaniu wąwozu, przez który straciliśmy około 30 minut. Potem już droga była łatwa, wiodła przez siedliska ludzkie w górach, przy akompaniamencie beczących owiec, kóz i osiołków. Pognaliśmy bez przeszkód na start canoe po sztucznym jeziorze. Anna okazała się niezwykle mocna podczas wiosłowania i w ekspresowym tempie nauczyła nas optymalnej w tych warunkach techniki. Filip przykładał się do wioseł jakby całe życie pływał w canoe. Jeszcze trochę techniki sterowania u Artura i wygramy wszystkie sekcje kajakowe na X-Adventure!
Wpłynięcie na metę przy wiwatujących tambylcach zrobiło na nas duże wrażenie, byliśmy ponadto bardzo zadowoleni z ukończenia wszystkich sekcji tego rajdu.


Rajd miał długość 192 km, w tym pieszo – „adventure running” – 86 km, MTB – 98 km, canoe – 8 km.
Pierwszy krok w kierunku The Raid World Championship uczyniony – Speleo Lima-Pol znajduje się na drugiej pozycji w naszej strefie kwalifikacyjnej do Mistrzostw w Patagonii z 21 punktami na koncie.


Wielkie dzięki dla Piotra, który cały ten bałagan potrafił idealnie zorganizować i Gawła Boguty – www.napieraj.pl , który najbardziej wierzył w nasz start w eliminacjach.

Anna po wpłynięciu na metę była z nas zadowolona, a jeszcze bardziej z tego, że zaczęła co nieco rozumieć po polsku – zwłaszcza te nieco mniej cenzuralne słówka, których trudno się ustrzec podczas napier…ania. Niestety nie doczekała kolacji – udało jej się pojechać rządowym BMW na lotnisko. W ostatniej chwili, jak zwykle w zespole Speleo Lima-Pol, wjechała niemalże do samolotu.


Team: Piotr Kosmala, Artur Kurek, Anna Medvedeva, Filip Pawluśkiewicz Support Team: Kasia Pawluśkiewicz, Edyta Popławska

Team: Piotr Kosmala, Artur Kurek, Anna Medvedeva, Filip Pawluśkiewicz Support Team: Kasia Pawluśkiewicz, Edyta Popławska

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany