[size=x-large]Author Vision[/size]

cena: 4299zł (wrzesień 2006 – wcześniej 5299zł)
waga: 11.40kg (rozm. 19″ razem z pedałami)


Przez osiem lat intensywnej eksploatacji udało mi się zniszczyć każdy element mojego roweru z wyjątkiem mostka. Z pierwotnej konfiguracji została tylko przemalowana rama i mostek… Nie to żebym był maniakiem tuningu. Oryginalna przerzutka shimano STX (obecnie zabytek) rozsypała się jeszcze w zeszłym tysiącleciu. Dwa tylnie koła wylądowały w śmietniku – jedno rozpadło się tuż przed startem rajdu w Czechach przyprawiając mnie o kilka siwych włosów. Jeszcze w tym roku na kilka dni przed rajdem TNFAT rozstałem się ze starymi korbami, których zęby starły się niemal do dziąseł. W końcu zacząłem się obawiać o żywot ramy. Rower wiele razy wodował i nie byłem pewien czy zmęczenie materiału połączone z utlenianiem aluminium nie skończą się gwałtownym zgrzytem i śmiercią mojego roweru. „Zobacz,… w tym roku mamy ładne rowery” – powiedział z politowaniem mechanik, gdy po raz kolejny przyprowadziłem mu swoją odrapaną maszynę, która według wieku powinna już iść do pierwszej klasy i uczyć się literek.
Przyszedł czas na decyzję. Bury Scott idzie na emeryturę i będzie służył jako szkapa do ujeżdżania w mieście i na zimową chlapę. Musiałem znaleźć następcę.

Moje oczekiwania względem roweru miały dużo czasu by dojrzeć. Na starty w rajdach i maratonach MTB potrzebuję lekkiego sztywniaka z niewielkim skokiem amortyzatora. Rozmiar 17-18 cali. Na mój wzrost 178cm wolę mniejsze rozmiary. Lepiej się czuję mając trochę przestrzeni między krokiem a ramą. Ważę około 70kg więc sztywność ramy i komponentów nie jest kluczowym problemem.

[b]Nówka funkiel w barwach narodowych[/b]

Wybrałem model z wyższej półki (ale jeszcze nie najwyższej – tam nie sięgam) – Author Vision – biały przód, czerwony tył. (Spodobał by się jeżdżącym w pewnej polskiej rodzinnej lidze 😉 ) Pierwszą misją zupełnie dziewiczego roweru było największe w Polsce wyzwanie dla sprzętu MTB – Transcarpatia – 500km ścigania po górach, często w błocie i kałużach. Nie brakowało też kamieni tłukących po ramie i bezlitośnie testujących wytrzymałość kół. W tej chwili Vision ma za sobą niewiele ponad 500km, ale nikt nie dał by się nabrać gdybym próbował go teraz sprzedać jako „nie śmigany”. Ważne, że przetrwał ten morderczy tydzień w Karpatach. Inaczej nie było by o czym pisać.

[b]Przyjrzyjmy się z bliska. [/b]

Rama wygląda bardzo lekko. Zespawano ją z potrójnie cieniowanych rurek wykonanych z Aluminium 7005. Klasyka firmowana przez Columbusa. Tylne widełki mają bardzo fantazyjne przekroje. Ich dolne rury w okolicach suportu są spłaszczone w pionie, natomiast w połowie długości silnie „rozdeptane” w poziomie. Haki kół są delikatne i ażurowe. Wymienny haczyk do mocowania przerzutki w przypadku jego zniszczenia, jest łatwy do nabycia. Warto od razu zaopatrzyć się w większy zapas – nigdy nie wiadomo kiedy pęknie, a 29 złotych to niewielki wydatek.
Górne rurki mają owalny przekrój i zostały wygięte w S dla poprawienia pracy V-brake’ów.

Główka ramy została przystosowana do sterów zintegrowanych (w zestawie zainstalowano model Ritchey Zero Logic Pro Itegrated). Rury górna i dolna mają przekrój kroplowy. Rura podsiodłowa jest okrągła. W okolicy główki dospawano aluminiowe wzmocnienie. W okolicach suportu jest jeszcze sporo miejsca na wykonanie szerszego połączenia rur. Szkoda, że projektanci Visiona nie zwiększyli przekroju dolnej rury – można by w ten sposób uzyskać większą powierzchnię spawu i sztywność ramy (jak to zrobiono np. w wyższym modelu – Introvert)
Geometria Visiona to standard jeśli chodzi o ramy o zacięciu sportowym. Kąt główki wynosi 71°, rury podsiodłowej 73,5°. Długość górnej rury to 560mm. Co to znaczy w praktyce? Rower jest dosyć krótki, aż prosi się o założenie rogów. Prowadzi się bardzo dobrze. Chętnie wchodzi w zakręty, a kierownica nie ucieka na boki na byle wybojach. Dopiero, gdy byłem bardzo zmęczony, rower przestawał mnie słuchać i ciągnął w krzaki. Ale to już nie kwestia ramy tylko zmaltretowania jeźdźca.

[b]Amor [/b]

Manitou R7 comp LO był najważniejszym argumentem przy zakupie Visiona. Ma grubsze nóżki niż starszy brat Skareb, co daje lepszą sztywność i płynniejszą pracę. Mimo większych gabarytów jest o 150 gramów lżejszy od poprzednika. Rzucony na wagę pokazuje tylko 1405 gramów. Do tego blokada skoku na asfalty i cóż można więcej chcieć?! Ja wiem, Rock Shox SID jest ciut lżejszy, ale nie przepadam za ich serwisem w Polsce, a dystrybutor Manitou ma swoją siedzibę trzy kroki od mojego domu i większość spraw mogę załatwić bez pośrednictwa kurierów i czekania na części. Warto pamiętać, że w przypadku zakupu roweru z powietrznym amorkiem trzeba jeszcze wyłożyć co najmniej stówkę na specjalną pompkę. Inaczej będziemy skazani na częste wędrówki do serwisu.
W czasie Transcarpatii wielokrotnie testowałem R7 w skrajnych warunkach, waląc na łeb, na szyję po kamienistych szlakach Beskidu. Zachowywał się jak dżentelmen. Delikatnie, poważnie, sztywno i zdecydowanie. Nigdy nie byłem zmuszony na zjeździe zejść z roweru z powodu obolałych nadgarstków (mój partner – Piotrek, choć mocniejszy fizycznie, ze swoim Skarebem Super czasem musiał odpocząć). Co do realnej sztywności, niech się wypowiadają goście powyżej 80kg, dla mnie to co oferuje R7 jest zupełnie wystarczające.
Blokada skoku odbywa się przez przekręcenie tłumienia kompresji do oporu. Duże pokrętło chodzi bardzo lekko, wręcz niepokojąco lekko (!) – można je przełączyć nie spuszczając szlaku z oka. Blokada jest bardzo przydatna na asfaltach. Pozwala tracić znacznie mniej energii zwłaszcza jeżdżąc na stojąco, a po wielu godzinach w siodle, tyłek sam się czasem podrywa do góry by chwilę odetchnąć.

[b]Łańcuch ma skośne oczy[/b]

Napęd stanowią od początku do końca produkty japończyków z Shimano. Mieszanka solidnych grup LX i XT. Ich cena nie jest tak powalająca jak kosmiczne wynalazki dla zawodników z czołówki polskich maratonów. Nawet jeśli coś się urwie czy połamie, można wymienić na nowe, nie rujnując domowego budżetu. Z drugiej strony różnica wagi w porównaniu z najdroższą opcją nie jest większa niż dwa bidony z piciem (a na rajdach, gdzie plecak waży 6kg, a błoto na ramie 2kg, zapominam o takich szczegółach).
Z tyłu użyto przerzutki o odwrotnym ciągu sterowanej manetkami rapidfire. Ostatni dłuższy kontakt z rapidfire miałem wiele lat temu, ale mimo to odruch pozostał i minęło kilka dni zanim przyzwyczaiłem się do odwrotnego przerzucania biegów (naciągnięcie sprężyny kciukiem powoduje przerzucenie na mniejszą zębatkę). Rower ma jednak posłużyć przez kilka sezonów więc te kilka dni adaptacji nie znaczy wiele. Biegi przeskakują bez problemów, cicho i elegancko (oczywiście dopóki hak przerzutki jest prosty – u mnie to już przeszłość).
Korby LX wraz z zintegrowanym suportem cieszą oczy. Bardzo lubię te „dziurawe” modele z łożyskami na zewnątrz i prześwitem przez rurę suportową. Zębatki mają standardowe przełożenie – 44, 32 i 22 zęby. Blat jest już niestety szczerbaty. Jeden ząbek został gdzieś na zjazdach z Pasma Radziejowej. Dwa sąsiednie zęby wymagały przypiłowania pilnikiem. Ale konfrontacji z kamieniami nawet XTR by nie wytrzymał. Kaseta i łańcuch z grupy LX współgrają bardzo dobrze i nie sprawiają problemów nawet w największym błocie. Nie mam też zastrzeżeń do przedniej przerzutki. Po 500km górskiego ścigania, gdy czasem zamiast smaru na całym napędzie była tylko lepka maź ze szlaków, nie zauważyłem luzów. Jedyne co bym zmienił to wózek tylniej przerzutki, preferuje krótki wózek, bo na tym już są szramy po kamieniach.

[b]Koła tak, piasty nie![/b]

Obręcze firmuje Ritchey – model Girder Pro został zaprojektowany z myślą o ściganiu i możemy go spotkać w wielu rowerach z tej półki. Transcarpatię przejechały bez szwanku. Koła są proste jak nowe, a szprychy Sandwicka ciągle są dobrze naprężone. Wytrzymały nawet walnięcie w drewnianą belkę przy prędkości 50km/h, gdy szarpnęło mnie tak że ledwo utrzymałem się w siodle i byłem praktycznie pewien, że obręcz będzie ósemkowata. Obszyte kevlarem „kapcie” Panaracera szerokości 2,00 i bieżnikiem semi-slick lepiej zachować na suche szutrowe warunki. Chętnie założę je na zawody na Jurze, czy na Rajd Orła Bielika. Dobrze też śmigają na asfalcie. W deszczowych Bieszczadach tańczyły w błocie jak hippisi na Woodstock, więc po dwóch etapach zmieniłem je na coś z grubszym bieżnikiem.

Piasty firmowane przez Authora są dla mnie niespodzianką i to niestety przykrą. W tej chwili czekają na przegląd i czyszczenie. Mam nadzieję, że kulki są w dobrym stanie, ale koła nie obracają się tak płynnie jak na początku, zwłaszcza z przodu, gdzie odczuwalny jest lekki opór. O ile to można wybaczyć to luzujące się zaciski mogą podnieść włosy na głowie nawet największemu luzakowi. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło, a w czasie Transcarpatii aż trzy razy miałem do czynienia z poluzowaniem koła! Raz na zjeździe tył wyskoczył mi z widełek, „dzięki czemu” hamulce rozpruły oponę! W tej chwili feralne zaciski leżą już na półce, a na miejscu są stare obdrapane Shimano wyciągnięte z szuflady. Brrrr! Mam nadzieję, że mój przypadek jest odosobniony (dystrybutor zapewnia, że tak). …

[b]Rurki i końcówki[/b]

Vision wyposażono w prostą kierownicę o średnicy 31,8mm (ważne dla użytkowników mapników Miry – standardowy uchwyt będzie za mały). W tym roku zwolennicy rogów muszą je sobie sami dokupić.
Mostek to bardzo elegancki Ritchey, jednak blednie on przy szykownym karbonowym wsporniku siodła, który jest największą ozdobą roweru. Zestaw zamyka wygodne wąskie siodło Fizik Nissene sport i pedały Shimano M540, które zasłużenie cieszą się dobrą opinią.

[b]Podsumowanie[/b]

Polubiłem nowego Visiona. Myślę, że jest wart danych za niego pieniędzy (a na jesieni panowie z Velo spuścili jeszcze 20%). W przyszłym sezonie zamierzam wyposażyć go w tarczówki i nowe piasty na łożyskach maszynowych. To rower, który ma spory potencjał do rozbudowy, podstawa (rama i amortyzator) są już bardzo solidne.
Jazda na nim to prawdziwa przyjemność. Z blokadą amortyzatora polubiłem szybkie zrywy i sprinty. Geometria ramy nie powoduje u mnie żadnego bólu w plecach, nawet na długich wypadach (jeżdżę z 3- litrowym camelbakiem). Author Vision spełnia moją definicję dobrego roweru – takiego o którym w czasie jazdy można zapomnieć i tylko czuć pęd powietrza owiewającego twarz.

[b]Model[/b] [b]Author Vision 2006[/b]
Dostępne rozmiary 17″, 19″
Rama Alu 7005 (columbus zonal)
Amortyzator Manitou R7 Comp LO (80mm)
Stery Ritchey Zero Logic (zintegrowane)
Korby Shimano LX 44-32-22
Suport Shimano LX
Przerzutka przednia Shimano LX (31,8mm)
Przerzutka tylna Shimano XT (rapid rise), 9 biegów
Manetki Shimano XT (rapidfire), 9 biegów
Kaseta Shimano HG-70-9 11-32
Łańcuch Shimano HG 73
Piasty Author (32 otwory)
Hamulce Shimano LX (V-brake)
Klamki hamulca Shimano XT
Obręcz przednia Ritchey Girder Pro (32 otwory)
Obręcz tylna Ritchey Girder Pro OCR (32 otwory)
Opony Panaracer Rolling Stone 2.00″
Pedały Shimano M540 (SPD)
Kierownica Ritchey Comp
Rogi brak
Mostek Ritchey Pro V2
Wspornik siodła Author carbon
Siodło Fizik Nissene Sport

[b]Zobacz również:


[url=www.velo.com.pl]Strona dystrybutora[/url][/b]

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany