[size=”large”]Relacja z Próby Mamuta 2003 [/size]
[size=”small”]wariant rowerowy. 03-05 października[/size]

[i]Marek Szymelis / Diablo / LIRO team [/i]


[b]START [/b]

[img align=right]/xoops/modules/wfsection/images/article/mamutlogo3.gif[/img]Jest sobota przed ósmą rano, w składzie naszego teamu ja i Wigor podjeżdżamy pod szkołę w Wejherowie, która stanowiła bazę imprezy. Jest chłodno, wilgotno i szaro. Ludzi prawie nie widać, większość pojechała już na start. W korytarzu szkoły długi stół, jakieś nieco zbyt biurokratyczne formularze… Ok. Start ma być na boisku w innej części miasta, przez szosę, prawo, lewo, jakoś tak. Jesteśmy spóźnieni więc wyruszamy szybko. Walimy prawie za miasto, gdzie to boisko? Przypominam sobie znając trochę Wejherowo, że jakieś jest z boku. Faktycznie, pokaźna grupka zawodników, rozlegają się pozdrowienia. Jest między innymi Krzysiek Szczygielski, Andrzej Chorab, poznany przez internet Wojtek Mocarski, znajomy z maratonu w Bydgoszczy Wiki. Już podczas drogi do startu stwierdzam że licznik mi nie działa. Teraz zamiast słuchać organizatora szukam usterki ale daremnie. Magnes blisko czujnika, styki pod licznikiem przeczyszczone ale nie liczy. No cóż pojadę tak. Po chwili rozdanie map (ksero i jakaś kolorowa). Wsadzam to do mapnika widząc że 1. PK jest koło dobrze znanych Bieszkowic. Namawiam Wigora aby też ruszał ale on koniecznie chce przerysować wszystkie punkty na swoją kolorową mapę.
PK1
Więc ruszam przez osiedle bloków i dobijam do drogi wyjazdowej z miasta. Na podjeździe doganiam A. Choraba z którym nie rozstaję się aż do PK1. Droga to cały czas asfalt, głównie podjazd, pod koniec gruntówka. Mimo sporego tempa okazuje się że przed nami pojawiło się tam kilka osób które wybrały nieco krótszą drogę gruntową. Ja jak zwykle przymarudzam na PK podczas gdy Andrzej Chorab szybko załatwia formalności i momentalnie znika.
PK2
Trasa wydaje się oczywista, asfaltem do Kielna i dalej do Czeczewa gdzie jest punkt. Przed Koleczkowem oglądam się, ze 100m za mną jedzie Wigor i pewnie zaraz mnie dojdzie. Jednak nie zbliża się. Przed Kielnem mijam Krzyśka Szczygielskiego i jeszcze ze 2 zawodników. Okazuje się że droga oznaczona na mapach jako polna jest świeżo wyasfaltowana, lecz asfalt skręca łagodnie w lewą odnogę czego większość ludzi nie zauważa trzymając się go i ląduje dalej od Kielna dobijając do asfaltówki Kielno-Chwaszczyno. Ja dodatkowo robię błąd skręcając w kierunku Chwaszczyna, co kosztuje mnie z 5 darmowych kilometrów. Krótki rzut oka na kompas mógł zapobiec tej pomyłce. Po powrocie do Kielna skręcam na drogę do Czeczewa i docieram tam bez dalszych przygód. Na PK młode chłopaczki sprawnie załatwiają formalności. Dziwne jest że trzeba na każdym PK podawać oprócz numeru startowego także swoje imię i nazwisko. Wyciągam powerada z plecaka, pierwszy łyk.
PK3
Początkowo asfaltem do Kłosowa, potem na piaszczyste drogi polne. Za mną jedzie Wiki. Postanawiam dać trochę czadu i zobaczyć czy się utrzyma. Po kilku kilometrach stwierdzam że trzyma się nieźle z wyjątkiem zjazdów gdzie zostaje w tyle. Są różne rozjazdy i zakręty, w pewnym miejscu skręcam w bardziej wyjeżdżoną odnogę przeczuwając że to błąd. Najgorzej że nie widać słońca a kompas pozostaje gdzieś w plecaku. Jeszcze zanim dobijam z Wikim do asfaltu wiem że pojechaliśmy źle, no cóż, będzie parę darmowych kilometrów asfaltem. W Pomieczynie skręcamy w bok na gruntówkę i po jakimś czasie jesteśmy na punkcie. Sprawdzam czas Wigora, ma parę minut do prowadzącego Andrzeja Choraba. Mam nadzieję że wyjdzie na czoło.
PK4
Jedziemy dalej lasem, droga nie podoba mi się. Przystaję i przeszukuję plecak szukając kompasu podczas gdy Wiki znika z przodu. Kompasu nie ma, a niech to. Jadę dalej, na leśnym skrzyżowaniu Wiki konsultuje się z grzybiarzami a ja od razu skręcam w prawo. Po chwili jestem na asfalcie we wsi Kolonia i staję niezdecydowany, poczas gdy Wiki z jakimś zawodnikiem mijają mnie i szybko znikają. Zatrzymuję się i postanawiam porządnie postudiować mapę. Jestem w trochę innym miejscu niż planowałem ale dobrze. Ustalam trasę i ruszam asfaltem przez Sianowo, w Staniszewie w bok aż do Starej Huty, potem gruntówką do szosy na Strzepcz. Na szosie dostrzegam przed sobą grupkę ze 4 zawodników. Po chwili droga w bok i jestem na punkcie. Jest Krzysiek Sczygielski, Wiki i kilku innych. Po spożyciu żelka i popiciu odjeżdżam jako ostatni.
PK5
W Strzepczu obserwuję jak kilku ww. zawodników zatrzymuje się przy sklepie, kawałek dalej skręcam w prawo na drogę do Dargolewa i dalej w lasy. Dopiero w lesie przyglądam się dokładniej kserówce która w tym miejscu jest przytarta, i stwierdzam że punkt jest w schronisku Porzecze po drugiej stronie rzeki. Wiem że z przeprawami przez Łebę w tym rejonie nie jest wesoło. Mostka przy Tępskim Młynie po powodzi nie odbudowano, podobnie z kładką przy Porzeczu. Następne przeprawy to betonowa śluza przed Paraszynem i w końcu most w Paraszynie. W lesie spotykam drwali, dziewczyna informuje mnie że koło leśniczówki jest odbudowana kładka. Dojeżdżam do leśniczówki, najpierw wyskakuje pies a potem jakiś gajowy który wydaje się nie znać swojej najbliższej okolicy. Opowiada o prywatnej śluzie kawał dalej, ewentualnie przy Tępskim Młynie po resztkach tamy… Na moje bezpośrednie pytanie o kładkę w pobliżu odpiera że jest takie coś ale tam się nie przechodzi. Radzi mi pojechać po mostu w Paraszynie. (Później się okazało że była tam kładka, dlaczego ten człowiek naopowiadał mi głupot nie wiem.) Więc jadę w kierunku mostu w Paraszynie wypatrując w kierunku rzeki betonowej śluzy. Niestety jest niewidoczna wśród drzew i po chwili dojeżdżam do mostu. Na punkcie jestem jakieś 10 minut później. Cóż za porażka, przecież znam tą okolicę dobrze. Chłopak z obsługi mówi mi, że właśnie wraca z PK6 (samochodem), droga tam ma być dobra. [img align=left]/xoops/modules/wfsection/images/article/mamut03.jpeg[/img]

PK6
Najpierw mam zamiar wyjechać na Linię przez Osiek. Jadę trochę zdekoncentrowany i stwierdzam, że droga coś za bardzo się wznosi. Gdy widzę bruk wiem że wyjechałem na Łówcz. Haha no dobra. Następna pomyłka. Za Łówczem na polach skręcam w lewo i dobijam do asfaltu w kierunku Tłuczewa. Kilka kilometrów asfaltem, na mapie widzę że można wziąć skrót do Linii drogą terenową. Na ziemi widzę ślad, prawdopodobnie Wigor. Skrót jest taki sobie, trudne podłoże, pod górę i rozjazdy w lesie czyli totolotek. Potem kawałek przez pola i jestem w Linii. Tam zawijam do sklepu, kupuję kubusia i kolę. Na końcu Linii skręt w lewo na boczny asfalt do Niepoczołowic. Mam chyba niezłe tempo bo wyprzedzam rozpędzony traktor. W Niepoczołowicach jest droga w lewo z drogowskazem „Kamienica Król.” ale nie jadę tam bo wybrałem wariant przez Bukowinę. Docieram tam drogą piaszczystą ale w miarę twardą. Potem krótko asfaltem na Sierakowice po czym w Skarszewie w prawo, znowu na gruntówkę. Zaraz za wsią przystaję żeby poszukać w plecaku ciuchów przeciwdeszczowych bo zaczęło porządnie padać. Marudzę tam parę minut gdy z naprzeciwka nadjeżdża uśmiechnięty Wigor a zaraz za nim A. Chorab w foliowej pelerynce. Najwyraźniej wracają już z PK6. Pewnie mu się podoba że mam już taką stratę hehe. Woła żebym się nie przebierał tylko grzał. No dobra –myślę, wcale tak zimno nie jest. Piaszczysto-błotnista droga prowadzi przez las a potem pola. Napęd zaczyna paskudnie zgrzytać. Hmm wgórze 188m… Za zabudowaniami oglądam się w lewo, to musi być tam. Widzę nawet trójkąt triangulacyjny. Tylko że ścieżki nie ma, trzeba zasuwać po zaoranym polu. Jestem przy trójkącie, to może być tylko to miejsce ale po obsłudze punktu ani śladu. Na polu widzę ślady tylko 1 roweru (Wigora) a z punktu wracał również A. Chorab. Nie podoba mi się to wszystko. Robię ze 2 zdjęcia na dowód że tu byłem i ruszam dalej, w kierunku Załakowa.

[pagebreak]

PK7
Jeden rzut oka na mapę i już kojarzę to miejsce, nieczynny most kolejowy koło Rozłazina. Na polnej drodze przed sobą widzę grupkę 3-4 zawodników którzy najwyraźniej wracają z PK6. Do licha gdzie był ten punkt? –myślę. Na asfalcie w stronę Lęborka wyprzedzam ich. Są to m.in. znajomi Krzysiek Szcz. i Wojtek Mocarski. Jadę dalej do Łebuni, potem w bok przez Okalice do Popowa. We wsi staję na poboczu żeby wyciągnąć w plecaka picie gdy podjeżdża niedawno wyprzedzona grupka. Pytam ich o PK6, Krzysiek odpowiada że była obsługa itd. Odjeżdżają. Jestem zły. Z Popowa jadę szutrówką ok 100m za znajomą grupką. Gdy osiągają asfalt Lębork-Nawcz zatrzymują się niezdecydowani podczas gdy ja walę od razu w prawo. Wybieram trasę idącą trochę naokoło ale z dużą ilością asfaltowych zjazdów. W naprawdę szybkim tempie dojeżdżam do przejazdu pobliżu mostu aby wjechać na niego po torach gdy napotykam na dobrze znajomą grupkę. Jestem nieco zaskoczony, szybko przedostali się przez las. Byliście na moście? –pytam Krzyśka, ten odpowiada że tak ale nikogo nie było. Znowu jestem głupi, przecież wg mapy punkt musi być na moście. Zajeżdżam z grupką na podwórko pobliskiego gospodarstwa, okazuje się że Krzysiek miał na myśli co innego a nie duży most który jest obok. Podjeżdżamy wzdłuż strumyka, na moście widzę obsługę punktu. Jest tam też Wiki wyraźnie zmęczony. Podaję swoją kartę chłopakowi z obsługi wyjaśniając że na PK6 byłem ale nikogo nie zastałem. On wpisuje swoje znaki, jednak w okienkach należących do PK6, również czas. A przecież jesteśmy na PK7. Matowym głosem urzędnika wyjaśnia że takie ma instrukcje. Dla mnie jest to zbyt głupie żeby było prawdziwe. No nic, powalczę jeszcze – myślę.
PK8
Następny PK jest koło Bożego Pola, od razu przychodzi mi na myśl trasa przez Rozłazino i Jeżewo. Do Jeżewa asfaltem, potem dziurawą drogą do Bożego Pola, z góry. No jeśli teraz ich nie zgubię – myślę o grupce z Krzyśkiem. Na PK okazuje się że jestem 3-ci, przede mną tylko Wigor i Chorab, aczkolwiek z godzinną przewagą. Mimo tych wszystkich pomyłek trzeci, nieźle. Obsługę stanowi człowiek z Liona który mnie zna. Chwilę tam marudzę i ruszam dalej. W tym momencie nadciąga następny zawodnik (Wojciech Piwakowski).
PK9
Po przecięciu trasy Gdańsk-Sczczecin ze 2km asfaltu przez wieś po czym droga wchodzi między leśne wzgórza. Od pewnego momentu wszystko wygląda inaczej niż na mapie, liczne rozjazdy na odcinku ok. 4km powodują że nie wierzę iż jadę jeszcze wyznaczoną trasą. W końcu jest leśny asfalt. Jadę nim w prawo oczekując po jakimś czasie drogowskazu w stronę leśniczówki. Jednak wcześniej widzę bardzo zachęcającą drogę leśną w lewo. Jadę nią ale przeczucie mam złe. Zaczynają się rozjazdy i krążenie. Przede mną koniec lasu, widzę szosę i tablicę „Świetlino”. No tak, totalnie źle ale chociaż wiem gdzie jestem. Zawracam i po jakimś czasie jestem przy leśniczówce.
Są tam ludzie z trasy pieszej, jacyś posępni. Okazuje się że nadal jestem 3-ci, mimo potężnego błądzenia. Jednak gdy wyruszam dalej, na punkt wjeżdża ten sam zawodnik którego widziałem na poprzednim PK (Wojciech P.), a dalej w lesie spotykam grupkę z Krzyśkiem.
[img align=right]/xoops/modules/wfsection/images/article/mamut09.jpg[/img]PK10
Droga do PK10 wydaje się w miarę oczywista. Najpierw lasem do wsi Wysokie. Już na tym odcinku chyba obieram niezbyt optymalną trasę bo w tejże wsi przede mną stoi wspomniany wyżej Wojciech P. zastanawiając się nad mapą. Mijam go i wypatruję zjazdu z asfaltu na gruntówkę do Pużyc. Widzę jakąś zapuszczoną drogę, jadę dalej. Jest wyjeżdżona droga. Gdy idzie spory kawałek przez las, wiem ze coś jest nie tak. Stwierdzam że to musi być inna droga, do Brzeźna. No cóż, stało się. W Brzeźnie skręcam w prawo i robię parę darmowych kilometrów w kierunku Świchowa aby dobić do mojego szlaku. W Świchowie patrzę w kierunku z którego miałem nadjechać a tam zbliża się już Wojciech P. Dalej powinna być gruntówka w kierunku Tawęcina ale nie widać jej. Zjeżdżam w dół wsi a Wojciech P. tylko mnie obserwuje. Gdy docieram do końca wsi i zawracam już wie że to nie tędy i znika. Pytam mieszkańca, potwierdza że to w drugą stronę. Dobre przyjrzenie się mapie też by wystarczyło. Więc jadę tą gruntówką, w lesie jest mnóstwo rozjazdów. W końcu myslę że musiałem pobłądzić. Zatrzymuję wiejskiego motocyklistę i okazuje się że jestem pod Pużyckim Młynem. A niech to… Po jakimś czasie dojeżdżam do Tawęcina, przecinam je i osiągam wiadukt. Jest tam sporo ludzi, w tym znajoma grupka oraz z trasy pieszej Paweł Fąferek z kolegą którzy postanowili na tym punkcie zakończyć swój udział. Dowiaduję się że następny punkt będzie w Stilo po czym nastąpi odcinek plażowy 25km. Zastanawiam się czy również nie zakończyć bo następnego dnia czeka mnie męczący wyjazd na Ukrainę, poza tym morale mam nadszarpnięte przez ciągłe gubienie trasy, punkt-widmo PK6 oraz dziwne przepisy organizatorów (PK7).
Postanawiam pojechać jeszcze na PK11 i tam zdecydować.
PK11
Do Borkowa docieram polnymi drogami, po przecięciu asfaltu kawałek bruku i w lasy. Droga wije się, zgodnie z mapą wypatruję skrzyżowania, idzie gwałtownie w dół po czym nagle PK. No cóż po raz kolejny mapa „trochę” odbiegała od rzeczywistości. Podczas rejestracji zaczyna lać. Jestem zdecydowany na tym zakończyć. Obieram kierunek Wejherowo. Po 38km w deszczu docieram na metę. Po chwili na mecie pojawia się zwycięzca – Daniel Śmieja / Wigor, LIRO team!!!

Podsumowanie
Mimo nieukończenia trasy byłem o 50% bardziej skonany niż po Harpaganach 🙂 Niestety nie mogę być z siebie zadowolony, orientacyjnie to była porażka, technicznie częściowo (licznik, kompas, picie w plecaku). W sumie niezła lekcja.
Co do organizacji: zdecydowanie za duża i częściowo dziwna biurokracja, PK6 niezgodny z opisem i mapą. Kserówki map powinny być na nieco lepszym papierze żeby przetrwały chociaż te 12 godzin. Poza tym OK, mam nadzieję że impreza będzie kontynuowana.

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany