[size=”large”] Harpagan 26 [/size]
[size=”small”]trasa rowerowa. 17 października 2003 [/size]

[i]Marek Szymelis / Diablo / LIRO team [/i]


[img align=right]/xoops/modules/wfsection/images/article/harpaganlogo.gif[/img]Przygotowania

Zakupy sprzętu objęły tym razem plecak z camelbakiem w który nalane zostały 4 powerady, zegarek z kompasem, 2 małe kompasy na rękę (dla mnie i Wigora), po 6 żelków energetycznych na głowę. W przeddzień rajdu Wigor skleił mi ładną mapę z 4 arkuszy 1:100000. Poza tym nasze przygotowania polegały na skonfigurowaniu rowerów, Wigor dostał tymczasowo ubijaki platformowe ponieważ oryginalne ubijaki od LIRO teamowego Scotta parę dni wcześniej udało mu się zajeździć.

Dzień zero
Wyjeżdżamy z Lęborka ok. 4.50, przejazd przez Kaszuby trwa ponad godzinę, po czym osiągamy rozświetloną wśród otaczających ciemności szkołę w Bytonii. Zaskakuje mnie ilość samochodów wokół szkoły. Następne wrażenie to zimno, podobno jest minus 3. W hallu szkoły w tłumie spotykam Scoota i An tęskniących już za swoimi rowerami (są u mnie w samochodzie). Ponieważ jest późno, z Wigorem szybko dokonujemy rejestracji i wyciągamy rowery.

[img align=left]/xoops/modules/wfsection/images/article/harpagan0x.jpg[/img]Tłum ustawia się na placu przed szkołą. Po chwili ogłoszony zostaje start po czym rozstawione osoby rozdają komplety map. Na placu robi się pusto. Rozpościeram swoją kolorową mapę na masce jakiegoś samochodu i przy pomocy mazaka nanoszę na nią punkty kontrolne. Potem wpadam jeszcze na pomysł żeby odwiedzić toaletę. Na korytarzu szkoły są m.in. Wigor i Krzysiek Szczygielski którzy również przenosili punkty. Gdy wychodzę z toalety już ich nie ma. Chwytam rower i opuszczam szkołę. Na szosie uświadamiam sobie że nie pomyślałem nad wyborem trasy, przecież kolejność zaliczania punktów nie jest obowiązkowa. Rozpościeram mapę i po chwili postanawiam zrobić koło zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Później okazało się, że identyczną kolejność PK wybrał organizator do obliczania dystansu trasy.

PK3
Rozkręcam się najpierw na szosie w drodze do miejscowości Kaliska (tam mały błędzik, strata ok. 200m), potem w lesie droga zamienia się w bruk. Na PK zastaję Scoota i An (czyli Scooty), Krzyśka Szcz. i jeszcze parę osób. Robię zdjęcie i zastanawiam się nad dalszą trasą. Kilka słów konsultacji z Krzyśkiem który zwraca mi uwagę na PK13, który u mnie jest za załamaniem mapy. Odjeżdżam z PK jako ostatni z grupki.

PK13
Trasa prowadzi począkowo kawałek brukiem gdzie wyprzedzam Krzyśka i dochodzę prawie do Scootów ale oni skręcają gdzie indziej bo świadomie pomijają PK13. Następują piaszczyste odcinki przez las, co jakiś czas mijam się z różnymi zawodnikami. Robi się całkiem jasno choć temperatura nadal minusowa. Widzę też sporo ludzi z trasy pieszej, w różnym stanie umęczenia. Na punkcie próbuję pociągnąć picie z camelbaka. Niestety płyn w rurce i ustniku zamarzł. Wyruszam dalej.
PK12
Trasa jest nieskomplikowana, cały czas leśną drogą niedaleko leśniczówki Drzewiny, która kojarzy mi się z organizatorami. Na punkcie jest obsługa w małym namiocie i cała gromadka zawodników. Szybko kasuję moją kartę i ruszam dalej.
PK14
Jadę najpierw do Konarzyn, potem polną wijącą się drogą przez pole i w las. Zaczyna świecić słońce, jest ładnie. Mijam jakiś mostek przy młynie po czym jest dużo kopnego piachu. Udaje się przejechać. Punkt to skrzyżowanie leśnych dróg, jest sporo ludzi, lecz brakuje obsługi i kasownika. Spisuję na kartę numer z drzewa i ruszam po krótkim zastanowieniu w stronę Starego Bukowca.

[img align=right]/xoops/modules/wfsection/images/article/harpaganLIRO2.jpeg[/img]PK20
W Starym Bukowcu wyprzedzam paru ludzi po czym wjeżdżam na asfalt. Wypada mi jechać do skrzyżowania asfaltówek i skręcić o ponad 90 stopni w lewo. Udaje się ten zakręt nieco ściąć. Jestem na szosie którą jechałem z Lęborka do Zblewa. Po jakimś czasie dojeżdżam do bocznej drogi polnej, na niej widzę już cały sznureczek zawodników. Droga najpierw otacza jezioro, wije się po polach gdzie wyprzedzam wspomnianą grupę, po czym wchodzi w las. Na jego przeciwległym krańcu powinien być punkt. Dojeżdżam, nic nie widać. Rozglądam się. Ani śladu punktu, tylko czerwono- biała taśma na drutach pastwiska. Pojawia się wyprzedzona grupa. Robię parę zdjęć, sięgam do plecaka po baton.
Zakładam przyciemnione okulary, teraz będzie jazda pod słońce.

PK8
W drodze z nieobsadzonego PK20 jest najpierw porządny zjazd, po którym zauważam brak kompasika na ręku. Tradycyjnie zgubiłem go. Na PK20 podczas manipulacji musiał jakoś odpaść od rękawiczki. Nie chce mi się wracać, jadę dalej choć nastrój lekko pogarsza się. Teraz mam tylko elektroniczny kompas w zegarku, dość niepraktyczny w użyciu oraz nieprecyzyjny. Mijam zawodników pytających o drogę do punktu, upewniam ich że jadą dobrze. Droga prowadzi cały czas przez pola obok jezior i jest dość szybka. Dojeżdżam do Starych Polaszek i wpadam na asfalt. Coś jest nie tak, za asfaltem nie ma drogi dalej. Tzn. jest ale kończy się w polu. Z lewej widzę szosę, przez skiby przedostaję się do niej. Patrzę na mapę i pojmuję swój błąd, droga którą jechałem do Polaszek wyprowadziła mnie na inną szosę niż miało to być wg mapy, ponieważ w Starych Polaszkach krzyżuje się kilka szos. Po niecałym kilometrze wracam na moją trasę, trochę skonsternowany. Osiągnięcie punktu nie nastręcza już więcej trudności, w lesie kierowca samochodu na niemieckich numerach woła gdzie mam skręcać ale to i tak widzę na mapie. W okolicy odbywa się polowanie, słyszę pykanie strzelb. Na punkcie zastaję obsługę w postaci 2 miłych dziewczyn które wpisują mi czas na kartę. Po 2 nieobsadzonych punktach i zgubieniu kompasu mój nastrój wraca do normy.

PK2
Pedałuję najpierw drogą polną, później asfaltem przez Czerniki, Pałubin, znowu polną w kierunku BożegoPola Szlacheckiego i dalej kilka kilometów asfaltem. Punkt jest w lesie ok. 100m od szosy, nad jeziorem. Obsługa jest zajęta rozpalaniem ogniska.
Załatwiam formalności, pożywiam się i studiuję mapę.

PK6
Wracam do szosy gdzie stoi Krzysiek Sczygielski nad mapą. Zamieniamy parę słów, potwierdzam że punkt jest nieopodal. Pokonuję dłuższy asfalt aż do miejscowości Koźmin gdzie skręcam na polną drogę. Potem w las, po 2km zakręt w prawo i jest PK przy leśniczówce. Jest tam paru zawodników. Kasuję kartę, przyglądam się mapie. Muszę wrócić do Koźmina i posuwać się dalej na północ.

PK15
W lesie mijam Krzyśka który standardowo pyta jak daleko do punktu. Nie mogąc określić odległości odpieram ze kawałek. Z Koźmina pedałuję asfaltem do Pogódek, tam na skrzyżowaniu w lewo i pod górę aż do odbijającej w prawo drogi polnej. Mijam zawodników podążających w odwrotnym kierunku. Droga po kilku zakrętach na polach wchodzi do lasu, gdzie po chwili osiągam punkt. Licznik wskazuje 85 przejechanych kilometrów, jest to proporcjonalne do ilości zaliczonych PK. A więc wytyczenie trasy jest dobre – myślę. Zamieniam kilka słów z zawodnikami będącymi również na punkcie na temat trasy do PK18, można dołem albo górą. Wybieram ten pierwszy wariant.

[img align=left]/xoops/modules/wfsection/images/article/harpaganLIRO3.jpg[/img]PK18
Trasa z PK15 do PK18 jest dość długa. Pierwsze kilometry do dojazd do szosy w Głodowie, potem szosą aż do Skarszew gdzie za mostem powinienem skręcić w prawo. W Skarszewach wszystko się zgadza, lecz najpierw postanawiam zajrzeć do sklepu, bo łapie mnie ochota na puszkę pepsi. W pierwszym sklepie jest tylko z lodówki, ale zaraz obok jest drugi. Wypijam kolę ze snikersem, otoczony ciekawskimi miejscowymi. Pada pytanie: ten amor jest powietrzny czy olejowy? Nieźle hehe – myślę. Kontrola zegarka: oby tak dalej. Zgodnie z mapą polna droga wchodzi w las, wkrótce powinno być odejście w lewo. Jest jedno, trochę za wcześnie. Jest następne trochę brukowane, ok jadę tam. Powinienem dojechać prosto do punktu. Za lasem polana, jakieś domy, hmm. 2 ludzi kryje dach, pokazują niepozorną ścieżkę w las: „tam trzeba jechać”. Dziwię się trochę. „już 20 stamtąd wyjechało, my panu głupot nie opowiadamy” obruszają się. No dobra, jadę. Po chwili jestem przy rzece, nade mną duzy most kolejowy. A więc tutaj wylądowałem. Na most nie wchodzę, za nim droga się kończy, są zarośla a nasyp widzę z lewej. Zbliżam się do niego aż jestem przy wiadukcie pod którym powinien być PK. No i jest. Cóż, parę minut straty, trudno. Kasuję kartę po czym wyruszam w kierunku PK5.

PK5
Nie przychodzi mi do głowy aby jechać po nasypie kolejowym tak jak to zrobił Wigor ze swoim towarzyszem, więc docieram drogą leśną do wsi Bączek a następnie leśno-polną do rozciągniętej wsi Krąg, na której końcu zgodnie z mapą znajduję odejście w prawo na drogę prze pola. Tam mijam się i pozdrawiam z kilkoma szybkimi zawodnikami, potem droga wiedzie przez las aż do punktu w postaci dużej wiaty niedaleko domostw. Obsługę stanowi miła dziewczyna. Załatwiam papiery, wciągam żela i powerada z camelbaka. A więc to już komplet punktów powyżej szosy. Całkiem niezły czas – myślę.
[pagebreak]
PK16
Wyruszam w kierunku PK16, pod wiaduktem, potem kierunek Stary Las i na południe, w Sucuminie do asfaltu. Nogi mam już trochę miękkie, w prawej czuję parę ścięgien a szczególnie ścięgno Achillesa nadwyrężone podczas Próby Mamuta. A więc tempo jest takie sobie. Bez problemu docieram do leśniczówki Wygoda gdzie obsługą punktu jest wykapany Mc Gyver w łaciatym mundurku.

PK11
Z PK16 wypada pokonać dłuższy odcinek szosowy pod lekki wiatr poprzez Lubichowo. Na szosie nudzi mi się potężnie i tempo spada. W Lubichowie zawijam do sklepu aby uzupełnić sobie węglowodany, pepsi i baton smakują już nie tak jak poprzednio. Gdy tak stoję przed sklepem konsumując słyszę z tyłu wołanie, nadjeżdżają Scooty z jeszcze 1 zawodnikiem.
Jestem ciut zdziwiony że lajtowo nastawione towarzystwo tak sobie napiera. Z inicjatywy Scoota postanawiamy jechać dalej razem. Na pewno będzie weselej ale czy szybciej? – zastanawiam się. Zresztą pasuje mi to bo akurat mam lekki kryzys. Raźnie wyruszamy dalej. Kawałek za Lubichowem w las, tempo jest przyzwoite i nikt specjalnie nie odstaje. Dojeżdżamy do punktu pod mostem kolejowym.

PK19
Wspinamy się na most i pokonujemy nim rzekę. Następnie kawałek wzdłuż nasypu aż do wiaduktu. Na drogę leśną do szosy Ocypel-Wda którą przecinamy, następnie spory kawałek szeroką, bardzo nieprzyjemną do jazdy przecinką. W lesie jest znacznie więcej dróg niż zaznaczono na mapie, pojawiają się wątpliwości. Z naprzeciwka pojawia się sporo zawodników z trasy pieszej którzy wskazują drogę do punktu. Kawałek wzdłuż jeziora nieprzyjemną drogą pokryta miękką ziemią i jesteśmy.

PK9
Droga do PK9 wydawała się na mapie zupełnie oczywista, jednak w terenie owej oczywistej drogi w ogóle nie było widać. Dojeżdżamy najpierw do przecinki (po drodze nastąpiła mała destabilizacja mojego roweru w koleinie przez co znalazłem się na parę sekund na ziemi), zakręt w lewo, poszukiwanie właściwej drogi. Jedziemy przecinką której nie ma na mapie ale jej azymut jest jak w sam raz. dalej przed nami dolina z jeziorami a w poprzek leśna droga. Wyrażam opinię że warto by tą drogą dojechać do wsi Kasparus a stamtąd prosto na PK ale właśnie z kierunku doliny wychodzą piechury i mówią że jest kładka dla rowerów w sam raz. No dobra, jedziemy tam. Najpierw podmokła łąka, potem faktycznie mostek, za nim na łące kilkadziesiąt metrów w bok widzimy zabawną scenę, 2 zawodników pieszych idzie w stronę rzeczki dźwigając potężny konar. Wołamy pokazując na mostek, patrzą na nas i jak na komendę puszczają konar. Jedziemy dalej, na łące siedzi zawodnik ze zwieszoną głową. Aby wydostać się z doliny dojeżdżamy do wsi Długie, następnie na skrzyżowaniu w lesie stwierdzam że aby dobić do właściwej drogi musimy pojechać kilometr w poprzek. Potem jesteśmy na drodze której koło jeziora nie znaleźliśmy, łączącej bezpośrednio oba PK. Jest mocno piaszczysta, nieprzyjemna i pochłaniająca energię. W końcu punkt. Jest na nim cała gromada ludzi, w tym grupa z Elbląga. Rozmawiamy trochę i zastanawiamy się nad wyborem dalszej trasy.
Po paru minutach marudzenia postanawiam obrać trudniejszy wariant z wieloma rozjazdami w lesie.

[img align=right]/xoops/modules/wfsection/images/article/harpagan1x.jpg[/img]PK17
Będzie wiele skrzyżowań w lesie, więc obserwuję bacznie licznik roweru i mapę. Najpierw zakręt do Zdrójna. Tam dziwię się, droga pomiędzy domostwami jest pokryta głęboką miękką ziemią. Ciężko się po tym jedzie. Że ci ludzie sami nie umią sobie pomóc. Potem przez las do drogi z linią telefoniczną i wzdłuż niej do Dużego Krówna. We wsi mały podjazd gdzie nagle trzask, urywa mi się łańcuch. Mam narzędzie ze skuwaczem jeszcze nie używane, wypada bolec, trzeba usunąć jeszcze 1 ogniwo. Po jakichś 10-15 minutach sprawa załatwiona ale wiem że teraz nie mogę wrzucić kombinacji biegów 3-1 bo łańcuch się napręży. Wyjeżdżamy na jakąś nową asfaltówkę, jest inaczej niż na mapie ale dostrzegam właściwą drogę. Wpadamy na nią gdy nagle szczęk, bezwiednie wrzuciłem 3-1. Wypinam koło, odwracam rower. OK, jedziemy. Cały czas lasem, osiągamy PK na torach.

PK10
Zwracamy nasz ogólny kierunek ku mecie, po drodze są jeszcze 4 punkty do zaliczenia. Pierwszy z nich to PK10. Pedałujemy przez las na północ, pod wiaduktem, przez Osówek, punkt nad jeziorem osiągamy bez opóźnień.
Do mety
Kontrola zegarków i odległości od mety powoduje konsternację. Została niecała godzina!. Musimy dostać się do szosy i walić do Bytonii. Krótka narada, bierzemy wariant prze Zimne Wody. Wprost od punktu na północ widzę szeroką przecinkę której nie ma na mapie. Ruszmy nią. Nagle czuję że łańcuch się napiął, znowu wrzuciłem niewłaściwą kombinację. Klnę, poziom humoru mi słabnie. Szybko usuwam awarię i jedziemy. Mijamy wiele przecznic, pojawia się niezdecydowanie. Nie przypomina to mapy. Ogólny kierunek jest niezły. Pytam mijanych „zwykłych” rowerzystów, „najpierw w lewo potem w prawo”. Wydaje mi się że zlokalizowałem nasze położenie. Rwiemy dalej. na pewnym odcinku blokuje nas traktor z szeroką przyczepą. Wyjeżdżamy na jakieś zabudowania. Tablica „Jastrzębie”. Przeklinam i ostatecznie tracę humor bo w tym momencie wiem że bedzie spóźnienie. Na dodatek Scoot chce jechać na zachód. „No to cześć” mówię i rwę w kierunku Zimnych Zdrojów. Oni faktycznie jadą na zachód. Już bez pomyłek docieram do szosy. W międzyczasie zapada zmrok. Po ok. 10km dość szybkiej jazdy szosą dojeżdżam przed szkołę gdzie jest napompowana meta zupełnie jak na maratonach rowerowych. Fajny pomysł, szkoda że w ciemności była zupełnie niewidoczna 🙂 Mój nastrój jest fatalny, poprawia się dopiero stopniowo na stółowce. 17 PK to nie byłoby źle gdyby nie spóźnienie.

Zakończenie
Okazało się że komplet PK objechało w limicie czasu aż 4 zawodników, z czego Wigor / Daniel Śmieja i jadący z nim Grzegorz Grabiec dokonali tego z godzinną rezerwą czasu. Satysfakcję sprawia mi fakt że rower na którym jechał Wigor złozyłem specjalnie pod Harpagana sprzed roku (a ostatnio powierzyłem mu jako sprzęt LIRO teamowy), pod nim okazał się optymalnym sprzętem do wygrywania. Ponadto byłem trochę szybszy niż przed rokiem, przejechałem 201,65km ze średnią 21,60. Niestety nie obyło się bez awarii i drobnych pomyłek, a najgorsze że pod koniec za późno zacząłem myśleć o czasie. Odnośnie organizacji uważam że była dobra, nieobsadzony PK20 za bardzo mnie nie zmartwił. Trasa rozplanowana bardzo dobrze pod względem odległości, trudna do zrobienia w 12 godzin ale jak się okazuje nie niemożliwa. W sumie bardzo udana impreza. Pozdrawiam wszystkich uczestników i organizatorów.

[img align=left]/xoops/modules/wfsection/images/article/harpaganLIRO.jpeg[/img]

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany