[size=x-large]Gringo 2006 – zmoczony i wstrząśnięty[/size]

[i]Ewie, która już od dawna powinna z nami startować[/i]


Wiecie co lubię najbardziej w tych zawodach? Lubię to, że są tak blisko; to jedyne zawody na które wyjeżdżam tego samego dnia co startuję. Lubię to, że są tak krótkie; to jedyne zawody na których potrafię tak szybko się poruszać. Lubię to, że tak dużo znajomych tam startuje; zawsze jest do kogo się uśmiechnąć i z kim pożartować. Ale najbardziej lubię tę pewność w czasie przedstartowych przygotowań, że jak zaproszę na te zawody nowicjusza, to nie będę potem musiał się tłumaczyć, że to mały, lokalny rajd i dlatego jest tak słabo zorganizowany. Panowie Adam i Marcin, chociaż próżno szukać ich nazwisk na liście wyników jakichkolwiek dużych zawodów AR, świetnie się na organizacji takich imprez znają (może często czytają napierajkę 😉 ). Na zawodach jestem już po raz drugi i po raz trzeci na pewno też przyjadę. A nie tylko ja składam takie deklaracje.

[b]PIT Stop[/b]

Jeszcze przed startem widać, że zawody zwiększają rangę. Informacja o głównej nagrodzie – dwuosobowym kajaku – wywołała pewne poruszenie. Jakby echo na liście startowej pojawia się tak mocny zespół jak Mapy Ścienne Beata Piętka (4. miejsce w rankingu NZARP 2005). Dwa zespoły, jeden męski i jeden mieszany, wystawia też zespół napieraj.pl, w barwach którego ma przyjemność startować piszący tę relację. Nastawienie bojowe – chłopaki Adam i Piotrek, choć są skromni i nic takiego nie mówią, to jednak widzę w ich oczach, że chcą bronić zeszłorocznego zwycięstwa naszego zespołu.

Samo przygotowanie rzeczywiście jest szybkie jak w boksie Formuły 1. Ewa startuje po raz pierwszy, a ze mnie gaduła, więc do późnych piątkowych godzin wieczornych próbuję opowiedzieć jej o tym „jak to jest na rajdzie”. W drodze do domu dzwonię jeszcze do chłopaków (Piotrek i Adam, napieraj.pl) i dowiaduje się że przed nimi jeszcze długa droga do noclegu. Pakować się więc muszę tak szybko jak tylko potrafię i równie szybko spać. Budzik rano chyba dzwonił, ale nie pamiętam. Dzięki Ewa za pobudkę. Szybko jem i… ani się obejrzałem a jestem w bazie 🙂

[b]Napieraj.pl GOOD TO GO[/b]

Rozgardiasz. Tyle osób na tak małym terenie i każdy źle obliczył czas potrzebny na przygotowanie. Ktoś gdzieś biegnie, ktoś coś krzyczy. My też. Próbujemy wyrobić się na 8.oo i w sumie nam się to prawie udaje, ale gdy już pojawiamy się na starcie, okazuje się, że wszyscy właśnie ruszają. Udaje nam się załatwić przeniesienie do drugiej grupy (na tych zawodach z powodu dużej ilości startujących i ograniczonego miejsca, zawodnicy startują w dwóch grupach co 30 minut). Za pół godziny już spokojnie, skoncentrowani ruszamy do boju.

[b]GO![/b]

Najpierw rower i znowu pęd. Ostatnio ze zdziwieniem patrzę jak nawet na najdłuższych zawodach, wszyscy ruszają z kopyta, by jak najszybciej oderwać się od reszty. Dlaczego tutaj miałoby być inaczej? Zwłaszcza że zawody krótsze, więc z natury szybsze.
Piotrek i Adam zgodnie z ich strategią („skończyć zawody tak szybko, by nawet ich nie zauważyć”) szybko próbują zniknąć gdzieś w dali. Staramy się trzymać ich w zasięgu wzroku tak długo jak to tylko możliwe.
Od początku widać, że to rajd. Już po kilkuset metrach wiem, że mój rower czysty długo nie będzie. Jeszcze przed pierwszym PK (punktem kontrolnym) moczę buty i napęd.

Trasa niby łatwa – nie ma się co zastanawiać. Przejeżdżamy przez gospodarstwo (świetny motyw! ) i dalej prosto aż do drugiego punktu. W pośpiechu nie zauważam, że kółeczko (oznaczenie punktów na mapie) stoi trochę z boku i wyjeżdżamy z trasy po raz pierwszy. Ze względnej czołówki peletonu spadamy na niemal sam jego koniec.
Próbujemy gonić, ale dość dużo straciliśmy. Zdenerwowany zaczynam się tłumaczyć i od mojej, podobno niedoświadczonej, partnerki słyszę, że mam się skoncentrować na dalszym nawigowaniu, a o tym zapomnieć. Uciszam się, bo trochę mi głupio po takiej naganie, ale jeszcze bardziej dlatego że jestem zdziwiony. Ewka, skąd Ty masz takie dobre rady skoro po raz pierwszy startujesz w zawodach na orientację? Zuch dziewczyna.
Punkt trzeci jest ciekawy – umiejscowiony na bramie. Jest to jeden z tych „nietypowych punktów Gringo” 😉 Dla tych którzy nie startowali wyjaśniam – na tych zawodach nie wszystkie punkty to lampiony. Potwierdzenie niektórych z nich polega na spisaniu / przerysowaniu czegoś w terenie. W tym wypadku był to napis na bramie. Aby to wiedzieć trzeba było zabrać opis trasy, który niektórzy doświadczeni nawigatorzy uznali za niepotrzebny 😉 (Pozdrowienia dla Herciego z Mapy Ścienne Beata Piętka.) Co ciekawe dwa warianty dojazdu „wyrzucały” zawodnika po jednej lub po drugiej stronie bramy, która oczywiście była zamknięta. Dość ciekawe doświadczenie.
Odjeżdżając, juz kawałek za punktem, spotykamy znajomych z zespołu jadących właśnie potwierdzić punkt z zupełnie przeciwnej strony. Nic to – mają bułę więc nadrobią.
By się wydostać przedzieramy się przez jakieś krzaczory (zgodnie z zapowiedziami organizatora, mapa nie jest w pełni zgodna z terenem). Dalej jednak trasa jest już prosta – głównymi drogami. PK4 i 5 zaliczamy bardzo szybko. Ewa ma spore kolarskie doświadczenie i jedzie mi na kole tak blisko, że boję sie o jakąś kraksę. Oczywiście o czymś takim nie ma mowy. Udaje nam się zyskać kilka miejsc.
Następny punkt to szczyt wzgórza – jest dość spory podjazd. Jedziemy w sporej męskiej grupie, ale Ewa nie ma problemów z dotrzymaniem kroku. Jeden z nich komentuje „Ewa, Ty jeździsz jak facet!”. Lekka konsternacja… „To był komplement” wyjaśnia.
Punkt nie jest taki oczywisty i chwilę go szukamy. Na PK dogania nas Gosia i Andrzej (Akord Team). Jak się od Andrzeja dowiedziałem, bardzo blisko tego miejsca stał na Harpaganie (zawody w kwietniu, na których obaj startowaliśmy) ostatni punkt odcinka pieszego. Ja tego nie pamiętam, bo… akurat wtedy przysypiałem. Andrzeja wprawia to w wyraźne rozbawienie.
W towarzystwie tak zacnego nawigatora jakim jest Andrzej, nie mam odwagi na własny wariant i pędzę za nim w dół zbocza. Jak zresztą wszyscy. Droga szybko się kończy i z powrotem na dół dostajemy się przez czyjeś pole, „ale też jest fajnie”.
Teraz czeka na nas pierwszy z morderczych ZSów (zadań specjalnych). Przejść 100m nurtem rzeki i potwierdzić na końcu PK. Nie tracąc czasu na rozbieranie się wskakuję jak stoję do wody i szybko docieram do celu. W dalszą drogę ruszamy z Gosią i Andrzejem jako pierwsi z dużej grupy, która tu z nami przyjechała.

Końcówka rowerów jest na prawdę ciekawa. Podjazd, który nastąpił w tym miejscu, to chyba najlepszy moment wyścigu. Jest na prawdę sztywny. Widzę jak panowie z tyłu muszą zejść z pedałów. Widzę jak przed nami Gosia schodzi z roweru i oddaje go Andrzejowi. Ewa za to dzielnie pedałuje i nic nie wskazuje na to by miało być inaczej. Niesamowita!
Na płaskim Ewę dopada głód więc wyciągam z kieszeni jakieś stare batony. Dobrze, że nie jest wybredna.
Jeszcze przed samą metą odcinka są dwa, najtrudniejsze zadania specjalne. Pierwsze to płynięcie dookoła wysepki w dętce, oczywiście w zimnej wodzie. Ciężko się płynie, bo dętka przeszkadza. Mi na dodatek jest zimno (inni nie mieli tego problemu). Całość zajmuje nam jakieś 15 minut, ale dzięki wpakowaniu się do wody w ciuchach i tak zyskujemy kilka miejsc.
Próbuje jechać, ale łapią mnie skurcze i cały drżę z zimna. Wsparcie zespołu daje radę, więc dość szybko czuje się lepiej i mogę jakoś w miarę normalnie pedałować.
Na następnym zadaniu (przeprawa przez rzekę) już rano byliśmy szukając bazy 😀 więc trafiamy idealnie i bez kłopotów. Mimo zachęt Kasi (żona Adama z drugiego napieraj.pl) decydujemy połowę zespołu i rowery zapakować na kajak. Zaraz za przeprawą jest przepak.

[b]2 LAPS TO GO![/b]

W przepaku siedzimy dość długo. Ja się chciałem przebrać, Ewa też miała taki pomysł. W sumie siedzieliśmy tu z 15 minut, a chcieliśmy znacznie mniej.
Trasa kajakowa jest prosta logistycznie, ale kręta napieracko. Mówiąc wprost – trzeba spłynąć krętą rzeką. Kajak coś nam nie idzie. Ja nie jestem dobrym kajakarzem (szczególnie jako sternik), a Ewa w kajaku siedzi po raz szósty w życiu. Warto jednak zaznaczyć, że jak na tak krótkie doświadczenie wiosłuje bardzo ładnie technicznie. Widać przydało się tych kilka słów trenera z poprzedniego dnia.
Początkowo pływamy od brzegu do brzegu. Kajak jest bardzo nadsterowny – trudno go przekonać by płynął prosto. Całe szczęście rzeka jest dość ciekawa – dużo miejsc wymagających uwagi – i nie nudzimy się tak jak na jeziorze. Próbujemy coś śpiewać dla otuchy, ale szybko musimy skończyć, bo okazuje się że znamy zupełnie inne wersje piosenek, które mają ten sam tytuł, tekst, a nawet autorów 🙂
Mniej więcej w połowie odcinka jest przenoska. Żadne z nas nie jest przesadnie silne, więc sprawia nam ona duży problem. Ze zdziwieniem patrzymy jak mija nas na niej solista. Nie wiem jak ZawoR to robił, ale szedł z tym kajakiem chyba tak szybko jak to robi bez niego. Szczena w dół – brawo.

Dalszy odcinek chyba ciekawszy. Rzeka tak kręci (a my kręcimy po rzece), że gdyby ten odcinek zrobić w powietrzu (prostą linią od punktu do punktu) to miałby pewnie z 5km. Przepłynięcie tego odcinka rzeką zostało wycenione na 15km. My, pływając od brzegu do brzegu, zrobimy co najmniej 20km.
Te meandry są całkiem ciekawe. Płynąc zastanawiałem się, dlaczego ktoś tak blisko siebie ustawił pięć podobnych kominów. Na mecie dowiedziałem się, że był to ten sam komin, tylko rzeka tak kręciła, że widzieliśmy go z każdej możliwej strony.
Na końcówce doganiają nas jeszcze dwa zespoły i próbujemy się z nimi ciąć co przysparza wielu śmiesznych sytuacji. Przepak po kajakach jest już znacznie krótszy.

[b]LAST LAP![/b]

Odcinek pieszy to problem głównie z mapą. Tutaj mapa najmniej zgadza się z terenem. Początek jest jednak poprawny i idzie się dobrze. Zgodnie z założeniami – na początku nie biegamy.
Pierwszy punkt stoi na drodze do ostatniego zadania specjalnego – tyrolki, a właściwie mostu linowego. Na wspomniany ZS docieramy szybko i… ustawiamy się w kolejkę. Pewien zawodnik zawisł na bucie (koniecznie zobaczcie zdjęcia!) czym spowodował wielki korek. Nie sądziłem, że było to takie zabawne i się nie przyjrzałem sytuacji, czego, po obejrzeniu zdjęć, bardzo żałuję. Zwłaszcza, że wiszącym okazał się być mój dobry znajomy – Tomek Szot (bikeWorld).
Na tych zawodach jest przepis mówiący o odliczaniu czasu czekania na wykonanie ZS więc nie ma nerwowości. Ewa patrzy na długą kolejkę i decyduje, że pójdzie się zdrzemnąć. Hę? Ale z kobietą się nie dyskutuje.

Na zadaniu Ewa znów objawiła swój wrodzony talent AR 😉 , bo wykonała je znacznie szybciej niż większość panów przed nią.
O ile znalezienie następnego PK nie było problemem o tyle znalezienie początku odcinka specjalnego (OS) było już sporym wyzwaniem. Ta mapa na prawdę była tam daleka od rzeczywistości. Około 30 minut szukaliśmy właściwej drogi, stojąc na drodze, która szła równolegle, zaledwie 100m wcześniej i oczywiście nie widniała na mapie. Biegaliśmy w tę i wewtę. Mieliśmy najróżniejsze pomysły na dopasowanie rzeczywistości do tego co było na mapie – oczywiście bezskutecznie. Jak sie potem dowiedziałem – Adam (nawigator napieraj.pl) zorientował się, że coś jest nie tak po odległości. Mi zabrakło doświadczenia.
Odcinek specjalny jak i w zeszłym roku ciekawy. Wody w kanale nie było, ale i tak szło się trudno. Ustawione 3 PK na długości około 1km. Odcinki specjalne są na Gringo bardzo dopracowane.
Potem już było z górki. Mapa w tych rejonach okazała się być bardziej przyjazna. Podkręciliśmy też tempo, więcej biegaliśmy, także czas mijał szybciej. Michał i Ania (Addict to Adrenaline Team), z którymi szukaliśmy OSa dość szybko nam uciekli (Ania nie lubi chodzić, gdy można biegać) i zostaliśmy w trójkę z ZawoRem. Na koniec jeszcze daliśmy rade poczuć finisz i wbiec na metę.

[b]RELEASE[/b]

Ale się rozpisałem o tak krótkim rajdzie. Ale faktycznie bardzo dobrze go wspominam. Startowaliśmy turystycznie w ramach programu „nowe talenty AR” i bawiliśmy się świetnie. Adam i Piotrek startowali w ramach programu „ścigamy się” i też byli bardzo zadowoleni (wygrali zawody i co za tym idzie kajak – gratulacje). Mówiłem to rok temu, mówiłem na początku tego tekstu ale powiem raz jeszcze – Gringo to w moim odczuciu najlepszy rajd dla początkujących. Dobrze zorganizowany, widać że Adam i Marcin (główni organizatorzy) wkładają w niego dużo serca. Zawodami interesują się coraz lepsi zawodnicy, jest więc kogo podpatrywać. Jest też coraz trudniej – zadania specjalne znacznie podwyższyły poziom. Już dziś polecam wszystkim trzecią edycję rajdu (za rok), która była zapowiedziana na zakończeniu.

wyniki:
1 Napieraj.pl, Piotr Dymu, Adam Foland 06:27
2 Mapy Ścienne Beata Piętka, Piotr Hercog 06:41
3 AKORD TEAM Andrzej Chorab, Małgorzata Sowińska, 07:14

13 napieraj.pl z piegami, Damian Gruszecki, Ewa Mróz, 08:35

[b]Zobacz również


[url=http://www.gringotravel.pl/index.php?ID=132]Pełna lista wyników [/url]

[url=/xoops/modules/wfsection/article.php?page=1&articleid=113]Drobne przyjemności – relacja z Gringo 2005[/url][/b]

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany