Komu się wydaje, że mapy wszędzie są takie same, i że polskie mapy są kiepskie, ten zwykle niewiele w swoim rajdowym życiu doświadczył. Prezentujemy mały przegląd map od świetnych szczegółowych z Finlandii, po nieaktualne koszmary Turcji.

Oto przykłady różnych produkcji, pochodzących z różnych zawodów. Mapy, za którymi stoi zwykle trochę historii.

Turcja – Lycian Challenge 2012. Skala 1:50 000

Mapa, na której nawigował zespół adidas terrex. Nie dość że była w dużej mierze nieaktualna to jeszcze wydrukowana chyba na drukarce atramentowej. Mimo oklejenia, wilgoć dostała się do środka i mapa zmieniła się w barwnego pawia.

Ten fragment to odcinek kajakowy.

Gore-Tex Transalpine 2013. Skala 1: 25 000

Mapa niby bardzo dokładna, ale praktycznie nie używana w czasie zawodów. Zresztą słabo czytelna, bo poziomice na niej zaznaczono co 100 metrów. W dolnej części widać Trzy Cimy Lavaredo – najpiękniejszy widok Dolomitów. Ale zorientować się gdzie są podbiegi i zbiegi, z tej mapy bardzo trudno. Więcej korzystało się z załączanego profilu. Teoretycznie na końcówce trasy co kilometr rozmieszczono znaczniki pokazujące jak daleko jest do mety. Staranni Niemcy nawet umieścili ich lokalizację na mapie. Ale w praktyce znaczki stały jednak gdzie indziej i zarąbany zawodnik nieco się frustrował, gdy np. zabrakło gdzieś po drodze znacznika 4km.

Adventure Race Slovenia. Mapa z 2010 roku

Na mapie jest ukazany odcinek, który zespoły pokonały w koszmarnej pogodzie lub nie pokonały wcale, bo organizator przerwał zawody. Sama mapa nie jest taka zła. Pokazuje np. szlaki turystyczne. Natomiast oznakowanie szlaków w terenie często było bardzo słabe i trzeba było uważać. Dodatkowo niektóre obszary Słowenii to kras w którym trudno się nawiguje i skala 1:50 000 nie wystarcza. Mało jest oznaczonych kategorii dróg. Przerywana linia zdarzało się, że oznaczała fajową szutrówkę, ale także jakąś ledwie widoczną ścieżkę.

Ale generalnie nie jest źle.

Ferrino Extrem Marafon 2008 – skala 1:50 000. Ukraińskie Karpaty

Widzicie czerwoną linię wspinającą się z doliny nad rzeką po skosie na grzbiet? Jest tam zaznaczony wyraźny szlak. Wariant na rower jest to stromy ale oczywisty. Niestety w terenie nic z tej oczywistości nie spotkaliśmy. Zaczęło się od przeprawy przez bród tej głównej rzeki, potem było wielokrotne przecinanie mniejszej rzeki. O jeździe na rowerze nie było mowy. Wkrótce okazało się że nie ma szans nawet na prowadzenie roweru, bo za bardzo zapada się w błocie. Finalnie pod górę szło się czasem po łydki w błocie mając rower na plecach. Gdzieś w 1/3 trasy minęliśmy porzucony gąsienicowy spychacz. Ot – Ukraina. Na jedynkę pozostało „już tylko” wtachanie rowerów po ścieżce ze skalnymi progami. A potem już śmiało można było próbować jechać dalej. Na tym punkcie większość zespołów przestała myśleć że rajd można skończyć szybko. Mimo skrótów robionych przez organizatora, nawet zwycięzcy ledwo zmieścili się w limicie 96 godzin.

Rajdowe mistrzostwa świata – ARWC 2013. Skala 1:50 000 (?). Wybrzeże Kostaryki

Jeden z najtrudniejszych etapów w historii adventure racing. Kilometrów niewiele, ale żeby pokonać całość najszybsze zespoły potrzebowały prawie doby. Kto miał pecha i odpływ lub przypływ trafiły się w złym momencie, krążył w labiryncie dwie doby walcząc  mangrowym lasem pełnym zatopionych korzeni, gałęzi i z błotem po pas.

O Autorze

Biegacz, ultramaratończyk, zawodnik rajdów przygodowych. Przez lata zastępca redaktora naczelnego magazynu Bieganie. Współautor książki "Szczęśliwi biegają ULTRA:, promotor biegania ultra, organizator imprez (m. in. Chudego Wawrzyńca, Monte Kazury i Wilczych Groni). Jako pierwszy Polak pokonał słynną angielską Bob Graham Round, był w pierwszej 50. na Marathon Des Sables, zajął wysokie miejsce w UTMB. Wielokrotny zwycięzca Kieratu - setki na orientację.

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany