Na moment przed startem ekwadorskiego czempionatu globu w Adventure Racing, dwie informacje wstrząsnęły międzynarodowym środowiskiem rajdowców. Wieści te dotyczyły reaktywacji dwóch wielkich, ikonicznych imprez dla świata rajdów – Primal Quest w Stanach Zjednoczonych i Patagonia Expedition Race na pograniczu chilijsko – argentyńskim, u południowego czuba Ameryki Południowej.

Obydwa rajdy – ekspedycyjne, trudne, wielodniowe, bliższe wyprawie i przygodzie, niż sportowej rywalizacji – przez ostatnie lata nie potrafiły przyciągnąć do siebie odpowiedniego budżetu, przez co wstrzymały swoją działalność. Ich powrót przyjęto ekscytacją, jako oznakę reanimacji ekspedycyjnego AR.

The Last Wild Race, albo klasyk patagoński

9 dni, 6 godzin, 55 minut potrzebował brytyjski zespół Adidas Terrex Prunesco, by pokonać trasę liczącą ponad 700 kilometrów w dzikim i wymagającym obszarze chilijskiej Patagonii podczas ostatniej edycji Patagonia Expedition Race w 2013 roku. Oprócz ostatniego rajdu w Kostaryce, gdzie zwycięzcy z Thule męczyli się ponad 160 godzin, żadna impreza nawet nie zbliżała się objętością do PER. Powód jest prosty – organizatorzy Patagonia Expedition Race puszczają zawodników w tereny dzikie, techniczne a wszystko toczy się w pobliżu nieustannie omiatanego huraganowymi wiatrami przylądku Horn, na samym koniuszku Ziemi Ognistej. Tu normą jest wyjście na 40 godzinowy etap trekkingowy z ponad 50 litrowym plecakiem wypchanym po brzeg, bo po drodze nie sposób jest uzupełnić żywność. – Przetrwać, o to chodzi w tej imprezie – opowiadał na mecie Nick Gracie, mocarz i siła pociągowa angielskiego Adidas Terrex. Impreza jest bardzo kameralna – w 2013 roku wzięło w niej udział jedynie 11 ekip. Wysoki jest bowiem próg wejścia – wpisowe na edycję, która odbędzie się w lutym 2016 roku wynosi 4000 $ od zespołu. To może niezbyt wiele, w porównaniu chociażby do mistrzowskiej imprezy w Ekwadorze (6500 $), ale dochodzą spore koszta dostania się do Ziemi Ognistej, transportu sprzętu, wynajęcia kajaku, etc. W każdym razie zgłoszenia już są otwarte na stronie organizatora.

Primal Quest, albo amerykańska legenda

Gdy impreza rozgrywana była w wypalonych słońcem kanionach Moab w stanie Utah na zachodzie Stanów Zjednoczonych w 2006 roku, zwycięzcy z legendarnego teamu Nike Power Blast nazwali tę imprezę nieoficjalnymi mistrzostwami świata. Nieoficjalnymi, bo amerykańscy organizatorzy nigdy nie aspirowali do dołączenia do cyklu Adventure Racing World Series. Zamiast tego proponowali wyjątkową imprezę, ze spektakularnymi zadaniami linowymi i w gronie najlepszych ekip na świecie (w 2006 roku na linii startu stanęło aż 89 ekip!).

Ostatni Primal Quest odbył się w 2009 roku. Od pięciu lat co rusz słyszało się o próbach reaktywacji amerykańskiego kolosa, ale brak finansowania (edycje w 2007, 2008 roku gromadziły milionowe budżety) blokował realizację tego niezwykle ambitnego przedsięwzięcia. W 2015 roku impreza odbędzie się w dniach 22-29.08. Wpisowe miażdży, bo wynosi aż 8000$. Biorąc jednak pod uwagę, że za organizację bierze się stara, mocna ekipa, można mieć pewność, że będzie to przygoda życia. Więcej o rejestracji na stronie imprezy.

Zadania specjalne z 2006 roku przeszły do historii. Kilkusetmetrowe wyjścia, tyrolki nad kanionami i mnóstwo innych atrakcji. Warto. Foto Corey Ritch

Zadania specjalne z 2006 roku przeszły do historii. Kilkusetmetrowe wyjścia, tyrolki nad kanionami i mnóstwo innych atrakcji. Warto. Foto Corey Ritch

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany