Okolice najdłuższej nocy w roku to, od 12 już lat, czas rozgrywania Nocnej Masakry – orientacyjnej gonitwy na wielu dystansach. Piesza setka ściągnęła do Kalisza Pomorskiejgo najlepszych, gdyż to właśnie tu rozdawano tytuł Mistrza Polski w Pieszych Maratonach na Orientację na dystansie 100 kilometrów.

Że była to rywalizacja na topowym poziomie niech świadczy fakt, że czołowa czwórka mężczyzn wpadła na metę w odstępie 37 minut. Tytuł zgarnął Michał Jędryszkowiak. Relację napisał zaś Paweł Pakuła, który wbiegł na ostatni stopień pudła. Paweł, ze znaną sobie analityczną nutą, prowadzi nas niemal punkt po punkcie przez rywalizację w okolicach Kalisza Pomorskiego.

Podium najlepszych mężczyzn w pieszych setkach Anno Domini 2014 - Na najwyższym stopniu podium Michał Jędryszkowiak, srebro ex aequo dla Roberta Kędziora i Andrzeja Buchajewicza, brąz dla Pawła Pakuły. Foto strona organizatora

Podium najlepszych mężczyzn w pieszych setkach Anno Domini 2014 – Na najwyższym stopniu podium Michał Jędryszkowiak, srebro ex aequo dla Roberta Kędziora i Andrzeja Buchajewicza, brąz dla Pawła Pakuły. Fot. Materiały organizatora

Relacja z trasy pieszej 100 km

Nocna Masakra to jeden z najstarszych, bardzo długich rajdów na orientację rozgrywanych na Pomorzu. W tym roku przypadła jego trzynasta edycja. Rajd rozgrywany jest zawsze tuż przed Świętami Bożego Narodzenia, w okolicach najdłuższej nocy w roku. Ostatni, ten którego dotyczy relacja odbył się w dniach 20-21 grudnia. Bazą zawodów było miasteczko Kalisz Pomorski położone w południowo-wschodniej części województwa zachodniopomorskiego, w powiecie drawskim. Daniel Śmieja, główny organizator miał w ofercie różne trasy: rowerowe, pieszo-rowerowe i piesze. Wszystkie długie (50 km) lub bardzo długie (200 km) i wszystkie na orientację. Jestem biegaczem stąd tradycyjnie interesowała mnie trasa piesza 100 km. Limit czasu na jej pokonanie wynosił 24 godziny. Start zaplanowany został na 12 w południe, w sobotę 20 grudnia. Do mety trzeba było dotrzeć nie później niż do południa następnego dnia. Po drodze należało zebrać 20 Punktów Kontrolnych (PK). Każdy z nich był w terenie oznaczony jednym biało-czerwonym lampionem bez elementu odblaskowego, z przyczepionym perforatorem. Będąc na miejscu należało przedziurkować kartę perforatorem i zapisać na niej godzinę pobytu na punkcie. Kolejność podbijania punktów: dowolna (scorelauf). Mapy kolorowe, w skali 1:50.000, z lat 1980-2001, z siecią drożną o większej dokładności (z mapy 1:25.000). Jak się dowiedziałem już na mecie trasa według optymalnego wariantu liczyła dokładnie 97 km. Jeden z punktów, PK 13 umieszczony mniej więcej w połowie trasy był równocześnie punktem zaopatrzeniowym H. Była to świetlica we wsi Jeziorki. Można w niej było uzupełnić wodę, napić się gorącej herbaty, zjeść ciastko i zupę. Punkt H miał być otwarty od godziny 18 wieczorem a więc po 6 godzinach od startu. Na trasie nie było Punktów Stowarzyszonych (PS), Linii Obowiązkowego Przejścia (LOP) ani żadnych dróg czy terenów, na które wejście było zabronione. Nocna Masakra tradycyjnie wchodzi w skład grupy podobnych imprez tworzących Puchar Polski w Pieszych Maratonach na Orientację. W tym roku rywalizacja na dłuższej trasie pieszej miała wyższą rangę gdyż były to równocześnie Mistrzostwa Polski w Pieszych Maratonach na Orientację na dystansie 100 km. Do rywalizacji o tytuł mistrza w pieszych setkach zgłosiło się 38 osób. Wśród nich i ja.

Warunki

Warunki były niezłe na tyle, na ile mogą być niezłe w końcu grudnia. Tak jak w przypadku chyba większości Nocnych Masakr – nie było śniegu. Było kilka stopni na plusie i przez większość czasu spędzonego przeze mnie na trasie nie padało. Owszem, błota na drogach polnych i leśnych trochę było, ale po padających od kilku dni deszczach spodziewałem się, że będzie więcej. Gdzieś godzinę po starcie, gdy biegłem z PK 9 na PK 6 koło wsi Biały Zdrój lunęło dosyć mocno i zaczęło ostro wiać. Pech chciał, że akurat wybiegłem na otwarty teren i musiałem biec pod wiatr oraz zacinający prawie poziomo deszcz. Było to moment ekstremalnej pogody, na szczęście tylko moment. Niedługo później deszcz ustał, potem tylko lekko kropił od czasu do czasu. Prawie wszystkie punkty położone były w lasach wchodzących w skład Puszczy Drawskiej. Do punktów docierałem głównie drogami leśnymi, osłoniętymi od wiatru. Drogami asfaltowymi poruszałem się bardzo mało, zrobiłem nimi nie więcej niż kilka kilometrów spośród 105 kilometrów, które na Masakrze przebiegłem według wskazań GPS.

W rejonie Kalisza Pomorskiego jest stosunkowo dużo jezior ale na trasie nie trafiła się żadna większa rzeka, którą trzeba by przechodzić lub przepływać. Największy z cieków to Korytnica, dopływ Drawy, rzeczka płytka i niezbyt szeroka. Ustawiony był nad nią PK 14. Pojawiłem się przy nim już po zmroku. W świetle latarki zobaczyłem żółty piasek dna, więc nie wahałem się ani chwili, tym bardziej, że po pierwsze: buty i tak miałem już mokre a po drugie: jakiś inny biegacz spotkany wcześniej na trasie powiedział mi, że rzeczka jest płytka i łatwo ją sforsować. Przeszedłem ją bezboleśnie tuż przy punkcie mocząc się po uda. Po drodze forsowałem jeszcze kilkukrotnie rowy. Nie były wezbrane, ale najczęściej nie udało mi się przejść ich na sucho. Ciek Płocizna nad Jeziorem Sitno okazał się głębszy (po pas) i bardziej mulisty niż Korytnica, ale i tę przeprawę przeżyłem bez uszczerbku.

Nawigacja

To był kluczowy element Nocnej Masakry. Możliwość podbijania punktów kontrolnych w wybranej przez siebie kolejności sprawiała, że po pierwsze należało wybrać optymalną kolejność PK a po drugie należało do nich dotrzeć najkrótszymi (dla piechurów) lub najszybszymi (dla biegaczy) drogami. Można było przy tym bardzo dużo zyskać lub dużo stracić, dokładając sobie ekstra na przykład 20 kilometrów.

Wyścig wystartował o 12:05 ja swoim zwyczajem zostałem w bazie jeszcze kilkanaście minut rozważając różne warianty kolejności PK. Ostatecznie zdecydowałem się na popularną wersję „mała pętelka w środku, duża pętelka po zewnętrznej”. Rozrysowałem markerem planowany przebieg i około 12:18 wyszedłem z bazy. O tym, że wybrałem nieźle upewnił mnie doświadczony orientalista Leszek Herman – Iżycki, który razem ze mną wychodził z bazy i który początkową kolejność zaplanował tak samo jak ja.

Analizę czas zacząć - kliknijcie by obejrzeć cały arkusz w stosownym rozmiarze

Analizę czas zacząć – kliknijcie by obejrzeć cały arkusz w stosownym rozmiarze 

Zaplanowałem podbijanie punktów w następującej kolejności: 11, 9, 6, 10, 4, 2, 8, 20, 15, 13, 12, 18, 19, 14, 7, 16, 1, 3, 17, 5. Niestety plany planami a w praniu nie wszystko wyszło idealnie. Pierwszego babola przydzwoniłem już na początku w drodze na drugi punkt, PK 9. Zamiast wybiec z jedenastki prosto na południowy wschód najkrótszą drogą to poleciałem łukiem bardziej na zachód. Nie zauważyłem prostej jak drut drogi, którą wziąłem za element siatki kartograficznej. Gdy się zorientowałem w błędzie było już za późno. Dołożyłem sobie kilkaset metrów, może kilometr.

Pierwsza część trasy z wariantem Pawła - kliknij, by powiększyć

Pierwsza część trasy z wariantem Pawła – kliknij, by powiększyć

Drugi błąd popełniłem biegnąc do PK 6. Niedaleko przed punktem zająłem się zmienianiem muzyki w odtwarzaczu mp3. Na skrzyżowaniu zagapiłem się i poleciałem kilkaset metrów w niewłaściwym kierunku.

Część Druga - od punktu 2 do 19. Kliknij, by powiększyć mapę

Część Druga – od punktu 2 do 19. Kliknij, by powiększyć mapę 

Część 3 - od 14 do 1. Kliknij, by powiększyć

Część 3 – od 14 do 1. Kliknij, by powiększyć

Trzeci, największy błąd popełniłem pomiędzy punktami 14, 16, 7 i 1. Wpierw planowałem z 14 polecieć na PK 7 i potem do PK 16. Potem stwierdziłem, że PK 7 wezmę po PK 16, gdy będę leciał do jedynki drogą pomiędzy jeziorami Krzywe Dębsko i Szerokie. Od początku nie brałem pod uwagę opcji, że z PK 16 pobiegnę do PK 1 omijając Jezioro Krzywe Dębsko od zachodu. Obok było inne jezioro i pomyślałem, że musi je łączyć jakiś szeroki i głęboki ciek, którego nie będę miał ochoty przepływać. To był błąd. Optymalny wariant, którym też słusznie pobiegli moi konkurenci przewidywał minięcie jeziora od zachodu oraz zabranie PK 7 przed a nie po PK 16. Ja poleciałem z PK 14 na PK 16 długą leśną drogą, która wydawała się prowadzić prosto do punktu. Niestety, po drodze ścieżkę zgubiłem i wyleciałem na chwilę za mapę, co widać na tracku GPS nałożonym na mapę. Szczęśliwie w miarę szybko się odnalazłem.

Finał - od 1 do mety w Kaliszu. Kliknij, by zobaczyć w większym rozmiarze

Finał – od 1 do mety w Kaliszu. Kliknij, by zobaczyć w większym rozmiarze

Poza tymi trzema przypadkami większych nawigacyjnych przygód nie miałem. Bywało, że szukałem punktu kilka minut dłużej niż należało, ale chyba nigdy więcej, niż 10 minut. Lampiony ustawione były przez budowniczego trasy prawidłowo w miejscach raczej charakterystycznych. A to szczyt wzgórza w lesie, a to rozwidlenie strumieni, a to drzewo nad brzegiem jeziora, rzeki lub bagna. Były też punkty przy budowlach: przyczółki mostów, ruiny młyna nad rzeczką, wieża przeciwpożarowa. Z rozmów na mecie wiem, że większą trudność sprawiło znalezienie zawodnikom PK 19 – zakola w słabo widocznym obniżeniu terenu w lesie. Bywało, że niektórzy zawodnicy w pierwszej chwili mijali lampion ustawiony w odległości kilku metrów i go nie widzieli gdyż Daniel, budowniczy trasy swoim zwyczajem perfidnie mocował go z przeciwnej strony drzewa niż spodziewał się nadejścia zawodników. Trochę to utrudniało nawigację, nieraz wkurzało, ale i dodawało uroku całej zabawie.

Niewątpliwie nawigację ułatwiała dokładna mapa 1:50.000 o szczegółowości przeniesionej z mapy 1:25.000, kolorowa, z aktualną siecią drożną. Na trasie prawie wszystko mi się zgadzało, rzadko natrafiałem na jakieś drogi, których na mapie nie było. Wszystko to, w połączeniu z poprawnym i niedwuznacznym ustawieniem punktów w raczej charakterystycznych miejscach, z długością optymalnego wariantu równym 97 km oraz niezłymi warunkami pogodowymi sprawiało, że trasa była szybka.

Wyścig

W rywalizacji na trasie 100 km udział wzięło 38 zawodników. Biorąc pod uwagę fakt, że były to Mistrzostwa Polski w Pieszych Maratonach na Orientację na 100 km tak niewielką liczbę uznać należy za porażkę. W innych pieszych setkach w imprezie takiej jak Kierat czy Harpagan potrafi wystartować po kilkuset uczestników. Tu Mistrzostwa Polski, które powinny być z założenia wisienką w torcie i niecałych czterdziestu zawodników. Mało było szeregowych setkowiczów, ale zabrakło też niektórych mocnych zawodników z czołówki. Maciej Więcek niestety boryka się z kontuzją. Krzysztof Nowak, zwycięzca dwóch tegorocznych Harpaganów upodobał sobie tylko je i na inne orienterskie setki z zasady nie jeździ. Część ścisłej czołówki startującej na przykład w Kieracie też na Masakrę nie zawitała. Coraz lepiej biegający w tym roku Bartek Karabin również nie był obecny. Szkoda, że więcej zawodników nie mogło z przyczyn od siebie niezależnych, lub nie chciało na Masakrę dojechać. Gdyby przyjechali rywalizacja byłaby dużo ciekawsza.

Na trasę ruszyłem jakieś 13 minut po starcie. Wyszedłem razem a wspomnianym wcześniej Leszkiem Hermanem-Iżyckim. Biegliśmy chwilę razem do pierwszego punktu, gdzieś po kilometrze zacząłem biec szybciej i do końca zostałem sam.

Już na początku humor poprawiła mi droga a dokładniej ślady widoczne na piasku. Były nieliczne; jedna, może dwie osoby. Jeden ślad to agresywny bieżnik INOV-8, pewnie Michał Jędroszkowiak. Czyli większość, o ile wybrała mój wariant, pobiegła pętlę w odwrotnym kierunku. To lubię, bo to ogranicza bezpośrednią rywalizację. Ze śladów słusznie wywnioskowałem, że punkty w kolejności takiej jak moja podbija Michał Jędroszkowiak i jest jakieś kilkanaście minut przede mną. Większość w tym także bardzo mocni Andrzej Buchajewicz i Robert Kędziora poleciała w drugą stronę.

Mniej więcej do połowy trasy, czyli do punktu H miałem Michała niedaleko przed sobą. Widziałem przez chwilę, jak wybiegał z PK 9 gdy ja do niego biegłem. Nie mogłem jednak w żaden sposób zniwelować straty wynikłej z tego, że zostałem dłużej w bazie ślęcząc nad mapą. Przed punktem H, przy PK 15 Michał jeszcze powiększył przewagę nade mną do 40 minut. Do punktu H (około 50 kilometra) dobiegłem po niecałych 6 godzinach, 20 minut wcześniej niż powinien być dostępny. Na szczęście dla mnie obsługa właśnie podjeżdżała pod świetlicę. Dowiedziałem się od niej, że Michał znowu jest gdzieś niedaleko przede mną i że dzwonił do organizatora, że będzie wcześniej na punkcie H. Nie wiedziałem wtedy, że konkurent zdążył już zaliczyć PK 12 i ma jeden punkt więcej, niż ja. Na punkcie H miałem jeszcze pół termosu herbaty, więc wziąłem tylko pół litra wody do butelki i poleciałem dalej nie tracąc czasu. Ledwie stamtąd wybiegłem, może kilometr za wsią ujrzałem nadbiegających z naprzeciwka Andrzeja Buchajewicza i Roberta Kędziorę. Chłopcy robili pętlę w drugą stronę i byli mniej więcej na podobnym etapie, co ja i Michał. Mieli w kieszeni około połowy spośród 20 punktów i połowę dystansu za sobą. Wszystko wskazywało na to, że ja, Michał, Andrzej i Robert idziemy łeb w łeb. Rywalizacja najprawdopodobniej rozstrzygnie się na końcówce.

Początek drugiej połowy trasy biegłem jeszcze nieźle. Przy PK 14 (70 kilometr) zniwelowałem stratę do Michała do 13 minut. Niestety dalsza część trasy okazała się cięższa, i nawigacyjnie i fizycznie. Najpierw strzeliłem babola z kolejnością przy PK 7 wyskakując też na chwilę poza mapę. Potem bardzo już opadłem z sił i biegłem dużo wolniej. Zamiast zwyczajowego 5:00 – 5:15 na kilometr zacząłem truchtać po 6.00 i wolniej. W październiku złapałem zapalenie ścięgna Achillesa, przez co przebiegłem w tym miesiącu tylko 115 km. W listopadzie trochę lepiej (206 km), ale i tak bardzo słabo jak na przygotowanie do biegów ultra. W grudniu zacząłem trenować normalnie, ale czasu było za mało, by się odpowiednio przygotować do Masakry. Gdy nadszedł czas zawodów nie miałem wybieganych kilometrów i stąd ostatnie 25 kilometrów zwolniłem wlokąc się, przechodząc czasem w marsz i zaciskając zęby. Na PK 1 strata do Michała wzrosła do 30 minut. Wszyscy koledzy, z którymi się ścigałem powiększyli przewagę i ostatecznie na metę w Kaliszu Pomorskim wbiegłem już w niedzielę po północy, po 12 godzinach i 41 minutach od startu. Byłem czwarty.

Zapis z Pawłowego Ambita. Wniosek? Tak, trzeba orienterskie setki biegać po 7 min/km lub jeszcze szybciej, by walczyć z najlepszymi

Zapis z Pawłowego Ambita. Wniosek? Tak, trzeba orienterskie setki biegać po 7 min/km lub jeszcze szybciej, by walczyć z najlepszymi

Podsumowanie

Ostatecznie zawody w wymaganym czasie ukończyło 23 zawodników spośród 38 startujących. Były wśród dwie kobiety: Maria Lebioda (17:32) i Gosia Szwaracka (23:48). Mistrzem Polski w Pieszych Maratonach na Orientację 2014 został Michał Jędroszkowiak z teamu INOV-8. Uzyskał czas 12:04. Ledwie 8 minut po nim na metę wbiegli Andrzej Buchajewicz i Robert Kędziora. Ich czas to 12:12. Sędzia główny postanowił, że skoro Andrzej i Robert biegli całą trasę razem i wbiegli razem na metę to zostaną sklasyfikowani ex aequo na drugim miejscu. Tym sposobem ja, choć byłem czwartym zawodnikiem na mecie wskoczyłem oczko wyżej i stanąłem na ostatnim stopniu podium. Byłem tym mile zaskoczony. Następni zawodnicy przybiegli blisko 4 godziny później (Piotr Mikulski i Łukasz Chuderski – 16:27).

Na Masakrze zrobiłem ponad 105 kilometrów. Optymalny wariant liczył 97 kilometrów, co znaczy, że na wszelkich nawigacyjnych błędach straciłem 8 kilometrów. Koledzy, którzy ze mną wygrali zrobili według wskazań GPS około 99 kilometrów. Zrobiłem, zatem jakieś 6 kilometrów więcej niż oni. Te 6 kilometrów tempem 5-6 minut na kilometr biegnie się jakieś pół godziny. Znaczy to, że cały czas 30-40 minut, który straciłem do pierwszych trzech straciłem na nadmiarowych kilometrach wynikłych z moich błędów nawigacyjnych. Średnie tempo biegu musiałem mieć bardzo podobne do tempa kolegów, z którymi przegrałem.

Nocna Masakra 2014 okazała się udana od strony organizacyjnej i udana dla mnie osobiście. Kto nie był, niech żałuje.


Użyty sprzęt:

Buty INOV-8 X-Talon 212

Skarpety neoprenowe SealSkinz

Leginsy zimowe Kalenji Deefuz Essentials

Oddychająca bluza z długim rękawem RMD Rockommended

Bluza Columbia Optimus Long Sleeve Half Zip

Rękawiczki polarowe

Plecak biegowy Kalenji 12L + termos 1L

Pulsometr Suunto Ambit Silver HR

Zegarek Timex Ironman Sleek 150-Lap

Kompas kciukowy Moskwa

Czołówka Petzl Myo RXP

MP3 Player Sandisk Sansa Clip 8GB

Buff zimowy na szyję

Buff zwykły


 

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany