![]() |
Zawodnik: | Dystans: | Czas: | Typ biegu: | Przewyższenie: | Średnie tempo: |
Viola Piatrouskaya | 4,4 km | 1:18:24 | W jedną stronę | 1048 m | 17:49 / km |

Na Rysy najłatwiej i prawdopodobnie najszybciej można wbiec od strony słowackiej. Ale… czy Korona Gór Polski byłaby Koroną Gór Polski, gdyby zdobywało się ją od strony sąsiedzkiego kraju? Stwierdziliśmy, że nie. Wybraliśmy też własny punkt startowy, choć wiemy, że wcześniejsze próby – np. Piotrka Łobodzińskiego czy Marcina Świerca rozpoczynały się na parkingu Palenica Białczańska. Jednak nie potrafiliśmy dojść do ładu z tym, żeby zdobywając tatrzański szczyt – tak długi dystans klepać po asfalcie. Zdecydowaliśmy się zatem na start w miejscu, gdzie góry zaczynają się już pełną gębą – z Morskiego Oka. Większość turystów podziwia szczyty otaczające to jezioro właśnie stąd, nigdy nie zapuszczając się na usianą kamieniami, skałami i łańcuchami ścieżkę. Schronisko nie przestaje przeżywać oblężenia przez cały rok. Ekipa pracująca tutaj musi mieć mocne nerwy i radzić sobie z szybkim tempem pracy.
Pierwszy rekord należał do Marcina Świerca. Mistrz Polski w ultramaratonie ruszył w sobotni poranek o 6 rano (9 sierpnia 2014 roku) z Palenicy Białczańskiej i zdołał pokonać 12-kilometrową trasę w godzinę i 34 minuty 49 sekund. Sparing partnerem Marcina był Jakub Krzyżak, trener personalny. Chłopaki rzucili sobie wyzwanie kto pierwszy wbiegnie na tę „górkę”, mierzącą 2499 m n. p. m. Droga wiodła początkowo asfaltem z leśnymi skrótami, by wreszcie wbić się na szlak od lewej strony Czarnego Stawu i po łańcuchach na szczyt. Marcin zwyciężył. Przy Schronisku Morskie Oko był ok. szóstej trzydzieści sześć, a na Rysach o 7:35. Mówił wówczas, że jest przekonany, że tę trasę można pokonać jeszcze szybciej.
Nie pomylił się. W lipcu 2015 roku jego wynik niemal o dwie minuty poprawił Piotr Łobodziński, znany z biegów po schodach i pod skocznie narciarskie. Startował z tego samego miejsca co Marcin. Na Rysach był po godzinie, 32 minutach i 50 sekundach.

Teren
Rysy są polską wisienką na torcie. Najwyższy szczyt najwyższych gór o bardzo zębatej rzeźbie polodowcowej. Można by od opowieści o nich zacząć bajkę dla dzieci.
Za rozległymi nizinami, potężnymi wyżynami, za siedmioma lasami, za pięcioma stawami i siedmioma górami, były sobie wysokie wysokie góry, które wieńczył wysoki wysoki szczyt. Prowadziła na niego usiana kamieniami i łańcuchami droga, na którą trzeba było wyjść bladym bladym świtem. Wraz z pierwszymi promieniami słońca na ścieżkę wylewały się masy potwornie potwornie powolnych turystów… Strzegli każdego kamienia ścieżki, zatrzymywali się i sapali głośno tworząc potężne bariery czasem nie do pokonania. I tym bladym bladym świtem ze schroniska nad Morskim Okiem wyruszyła szybka szybka dziewczynka.
Chcecie wiedzieć co było dalej? I dlaczego na trasę wyruszyła dziewczynka, a nie szybki szybki chłopczyk?
O tym opowiemy zaraz.
Morskie Oko jest największym jeziorem w Tatrach. Góruje nad nim Mięguszowiecki Szczyt o wysokości 1395 m n.p.m. Kto słuchał na lekcjach geografii przywoła być może w pamięci słowo „cyrk” lub „kar” lodowcowy. To takie miejsce, gdzie lodowiec miał swoje leże. Tu gromadził się śnieg, który zamieniał się z czasem w lód i gdy przestawał się już mieścić w tym swoistym siedzonku, ruszał pohulać w dolinach. Siedział i zadkiem „ugniatał” skały upodabniając je do starego, wyrobionego fotela. Choć raczej skrobał i ścierał skałę, podcinając przy okazji skalne ściany górujące nad okolicą. Morskie oko jest jeziorem cyrkowym, powstałym w tymże siedzonku, gdy lodowiec się stąd wyprowadził.
Warto zwrócić uwagę jeszcze na jeden element tutejszego krajobrazu. Lodowiec siedział bowiem, przeżuwał kamienie, żwir i piach i wypluwał je pod nogi jak kowboj zużyty tytoń. Usypał w ten sposób przed sobą morenę, na której dziś stoi najbardziej w Polsce oblegane schronisko. Jest również jednym z najstarszych i ponoć najpiękniejszych. Położone jest na wysokości 1410 m n.p.m. Wybudowano je w 1908 roku. Ilu ludzi przewala się przez nie w sezonie? Strach pytać.
A same Rysy? Najwyższy wierzchołek, mierzący 2503 m n.p.m. jest nie nasz. Gospodarują na nim Słowacy. Tym naszym jest północny, przez który biegnie granica. Ponoć na najwyższy szczyt Polski chadzają nie tylko turyści. Ponoć widywano tu także lisy! Nazwę „Rysy” wymyślili polscy górale, a nawiązuje ona do pożłobionych zboczy tutejszych gór. Pierwsze udokumentowane wejścia na tę górę miały miejsce w XIX wieku – letnie 30 lipca 1840 roku, a zimowe 10 kwietnia 1884. W 1899 roku wdrapała się tu Maria Skłodowska-Curie i jej mąż Piotr. Od strony polskiej na szczyt prowadzi jeden szlak – czerwony. Stąd, jak się domyślacie – nie mieliśmy problemu którędy na górę.

Najpierw jezioro, a potem pod niebo
Wystartowaliśmy spod drogowskazu szlaku. Tuż przy brzegu stawu – poniżej tarasu schroniska. Zaczyna się dziwnie. Bo zupełnie… płasko. To trochę niepokojące, kiedy trzeba zrobić 1400 metrów przewyższenia na 4,4 km, a przez pierwszy kilometr nie zyskuje się ani metra. Za to nie da się tu świetnie rozpędzić. Bo cały czas skacze się po Kamieniach. Płaskich i poukładanych. Ale daleko im do gładzi asfaltu. Potem trasa gwałtownie się stawia, gdy trzeba pokonać próg Czarnego stawu.
A potem… jest coraz mniej biegowo, a coraz bardziej powietrznie. Bo nachylenie wzrasta jak napięcie w horrorze. I odpuszcza tylko na moment – krótko po przekroczeniu 2000 m – na Buli pod Rysami. Tam można odetchnąć – zrobić kilka kroków biegowych. Tylko po to by po chwili wbić się w końcową ścianę. A tam jest raj raperów. Dyndające łańcuchy, miarowy wolny rytm. I tylko sapanie zagłusza fonię. Tą górę trzeba wiedzieć jak zdobywać. Założę się, że każdy kto podejdzie do niej drugi raz – poprawi wynik. Bo trochę tu kluczenia, trochę finezyjnego lawirowania po skałach. Ale przede wszystkim dobre nastawienie do mozolnego drapania pod górę. Bez nadziei na szybki krok.
Kamil: Kilka godzin regeneracji to za mało na to, żebym mógł dać z siebie wszystko na wbiegnięcie na Rysy. Czułem po przebudzeniu lekki dyskomfort. Myślałem, że po kilku minutach biegu organizm się rozgrzeje. Niestety przy bardzo ostrym nachyleniu czułem pośladki. Musiałem przejść w marsz. Bardzo mocno się zdziwiłem ze swojego tempa na odcinku z łańcuchami. Tutaj tętno spadło i spokojnie pokonywałem szlak tak aby nie osunąć się w dół. Czas 1:09 nie robi szału, ale na tą chwile tylko tyle potrafiłem wykrzesać z siebie. Stwierdzam, że umiejętność poruszania się w bardzo technicznym terenie ma tu ogromne znaczenie. Więc wytrzymałość i szybkość na tym odcinku grała drugoplanową rolę.
Momentami okazało się, że nie tylko nasza kondycja siada w tych warunkach (pod koniec czuć trochę rozrzedzone powietrze – serio!). Przy dużym zachmurzeniu i otaczających ścianach nawet GPS zaczął wariować. Wszystkie trzy Garminy zaliczyły jakieś dziwne odczyty. I przez to nie udało się nagrać dobrego tracka. Musiał powstać później – ręcznie.
Garmin się trochę pogubił jeśli chodzi o pomiar GPS. Podobne błędy są w trzech urządzeniach. Więc to raczej kwestia lokalizacji, może ustawienia satelitów, które „skryły się za skałami”.
Mieliśmy też pomysł by zrobić ten szlak w dwie strony i pobawić się w zbieganie. Tak. To dlatego na szlak szykowaliśmy Violę. Kamil miał za sobą mocny bieg dzień wcześniej i teraz tylko asystował. Viola znana jest z braku lęku i świetnej koordynacji. Tym razme spasowała. Bo sprawny zbieg na miarę rekordu wymaga bardzo dobrego rekonesansu. Jest kilka miejsc, gdzie można się mocno poturbować. Zbieganie tutaj to wyższa szkoła jazdy. Viola zostawiła sobie to wyzwanie „na później”.
Przebieg trasy zaznaczony w serwisie Strava:
Sprzęt i logistyka
Bieżnik nie gra tu roli. Jeśli jest sucho, to każde buty dadzą radę. Warto mieć ze sobą jakąś wiatrówkę by nie marznąć na szczycie. I warto też mieć ciut wody – zwłaszcza na powrót. Jeśli biegacie z ekipą wspierającą – oni mogą ponieść ekwipunek.
Trudniej jest z doborem godziny startu. W sezonie na wąskim szlaku jest bardzo dużo turystów. Startowaliśmy o 5:30 rano, a wcale nie byliśmy pierwszymi na trasie. W środku dnia trzeba będzie sporo się natrudzić by wyprzedzać wolniejszych turystów, a na łańcuchach – po prostu omijać łańcuchy i lecieć po skale.
Żeby wystartować rano, trzeba przenocować w jednym ze schronisk – myśmy wykorzystali Starą Roztokę – odległe o parę kilometrów od Morskiego Oka, ale na tyle blisko, by móc potruchtać i się rozgrzać w drodze na start. W Moku trzeba rezerwować nocleg z wyprzedzeniem, a w Roztoce nie mieliśmy z tym problemu.
Można też próbować pod wieczór. Większość turystów nie lubi ryzykować, że zahaczą o zmrok i w górnych partiach pusto się robi już na godzinę przed zachodem. Trzeba sobie dać tylko tyle czasu by nie musieć po ciemku schodzić trudnych szczytowych partii powyżej Buli pod Rysami. Oczywiście warto mieć w takiej sytuacji czołówkę „na wszelki wypadek”. A jeśli pogoda jest niepewna to odpuścić.
Imprezy w okolicy
Mimo że tatrzańskie imprezy są bardzo drogie (100 złotych od każdego uczestnika z każdej imprezy idzie na Tatrzański Park Narodowy), cieszą się dużą popularnością. Wszak takie góry w Polsce są tylko jedne. I jest ich tyle, co kot napłakał. Bieg Ultra Granią Tatr, liczący sobie ok. 70 km (i 5000 m przewyższeń) najdalej na wschód dociera do Doliny Pięciu Stawów Polskich i Doliną Roztoki wyprowadza do Doliny Białki po czym znowu kieruje biegaczy ku zachodowi. W Tatrach można też pobiegać na krótszych dystansach – z Kuźnic na Kasprowy Wierch w Tatrzańskim Biegu pod Górę (ok. 8,5 km i kilometr przewyższenia) oraz w 32-kilometrowym Biegu im. druha Franciszka Marduły (ponad 2200 m przewyższenia). O Rysy nie zahacza jednak żaden z nich.
Korona Gor Polski na szybkości- Rysy 2499
Start 1 sierpnia Godz 5,30 Polanica Białczanska, pogoda idealna po przebiegnięciu paru km i przebudzeniu się postanawiam przyspieszyć . Ostatnie 2km jak dla mnie to brutalna ściana i osobiście nie odważył bym się pokonywać go na szybkości w złych warunkach ,Na szlaku tego dnia było sporo turystów którzy czasem wybijali z rytmu biegu, ale też dopingowali do szybszego biegu ogólnie było sympatycznie .
Korona na szybkości przystanek Rysy z Wojtkiem i Kasią. Start zapowiadał się całkiem nieźle, na Buli pod Rysami już nie było tak fajnie. Kawałek dalej zamiast skręcić w prawo za szlakiem poszedłem prosto i przez jakieś 400m poruszałem się ciekawym terenem 🙂 Od tego momentu w sumie odpuściłem walkę o jakiś lepszy czas. Warto poznać szlak przed próbą zrobienia go na szybko – jest sporo miejsc gdzie można zboczyć z trasy i stracić trochę czasu.
link do aktywności: https://www.strava.com/activities/1156053402/overview
Niestety pewnie przez zboczenie ze szlaku nie złapało segmentu
Rysy na szybkości i mój spóźniony komentarz :)bolało, bolało i jeszcze raz bolało, a na szczycie się popłakało. Trasa malownicza i tylko wokoło jeziorek biegowa, oczywiscie w moim przypadku, bo Wojtek z Mateuszem to na pewno biegali podbiegi. Reszta to wspinaczka, krok po kroku, na szczyt. I niekończące się łańcuchy i szczególnie trudna dla mnie ciężka końcówka, bo jest ekspozycja, a ja nie ukrywam: mam trochę lęku przestrzeni. czas 1:30 jest dla mnie mega pozytywnym zaskoczeniem 😀 warto było zaczynać o w nocy, żeby o 8:00 delektować się przestrzenią i pięknem gór 🙂
Rysy na szybkości niestety mi nie wyszły no ale bywa i tak, że nogi potrzebują więcej odpoczynku przed takim bieganiem. 1h05m15s to czas słaby w porównaniu do Andrzeja i Piotra. Dodatkowo kilkakrotnie zgubiony szlak. Z formą z wiosny może około 58 minut ale szybciej nie dam rady. Nie lubię biegać w Tatrach 🙂 Nasze Beskidy rządzą 🙂