Na metę Azores Trail Run, 70-kilometrowego wyścigu w Portugalii Kamil wpadł po 7 godzinach 6 minutach i 52 sekundach. Przed nim nie było nikogo. To jego pierwsze zwycięstwo w generalce zagranicznego biegu. Jak się przygotowywał, jakie ma wrażenia ze startu i co pomogło mu wygrać? Zapytaliśmy go o to i wiele więcej.

Kamil, dałeś świetny pokaz mocy i dobrej taktyki na Azorach. Ale przecież na krótko wcześniej startowałeś w Transvulcanii. Co robiłeś w międzyczasie? Jak długo odpoczywałeś, regenerowałeś się, jakie np. treningi zrobiłeś? Czasu miałeś jak na lekarstwo!

Rzeczywiście, miałem bardzo mało czasu żeby coś na poważnie zmienić. Ale i wystarczająco dużo, aby wrócić na pełne obroty. Dużo pauzowałem przed Transvulcanią. Teraz potrzebowałem przypomnieć nogom jak się sprawnie poruszać. Przez dwa tygodnie po prostu biegałem. Tylko biegałem. Robiłem wycieczki biegowe na przemian długie i krótkie od 2 do 6 godzin. Zaznaczam, że wycieczki bardzo długie to nie samo bieganie. Robię sporo postojów na wodę, jedzenie i relaks z podziwianiem widoków. Po prawdzie, nic w tym okresie specjalnego nie robiłem. Chciałem tylko się rozbiegać. Raz zrobiłem tylko mocny akcent (w II zakresie po górach).

Azores Trail Run. Fot. Materiały organizatora

Pierwsze zwycięstwo w genralce w zagranicznym biegu ultra. Kamil na mecie Azores Trail Run. Fot. Materiały organizatora/Jose Macedo

A jak wyglądała Twoja aklimatyzacja na Azorach? Jak dużo czasu tam spędziłeś?

Słowo aklimatyzacja tutaj w żaden sposób nie pasuje. Przylecieliśmy na 4 dni przed startem. Wystarczyło czasu na poznanie jednego etapu i odpoczynek przed startem. Start biegu był planowany o 5, czyli o 7 naszego czasu, więc dla mnie o idealnej porze. Wyspałem się. Aklimatyzację to ja robiłem właściwie w samej Portugalii, głównie w Parku Peneda-Geres. Tam też łapałem jak najwięcej przewyższeń. Co by nie patrzeć, tego mi brakowało w przygotowaniach pod ultra.

Tydzień przed startem na Azorach przenieśliśmy się z północy na południe Portugalii. Przypomniało mi się, że w tamtejszym parku Estrela też jest bieg w czasie naszej podróży, a że organizował go mój znajomy to nie było opcji żeby się tam nie pojawić! Stwierdziłem, że to będzie dobry pomysł i przepalenie dla nóg. Wystartowałem na krótkim dystansie 26 km. Mniej bolało niż trening w II zakresie tydzień wcześniej! Ale tak to powinno wyglądać w biegach dobrze przemyślanych taktycznie.

Panorama wyspy. Fot. Kamil Leśniak

Panorama wyspy. Fot. Kamil Leśniak

A czujesz, że Transvulcania oddała Ci moc? Myślisz, że to dlatego tak dobrze pobiegłeś Azory?

Hm… właściwie to dopiero podsunęłaś mi tę myśl. Coś na pewno mi oddała. Jakby nie patrzeć zrobiłem tam ponad 70 km. Mógłbym teraz nazwać start na Kanarach treningiem, rozbieganiem przed Azorami. Tylko, że to w istocie wcale nie był trening ani kontrolowane rozbieganie. Nie wiem ile straciłem startując tam, a ile zyskałem z tej przyjemności. Na pewno dzięki temu nieudanemu startowi dobrze przemyślałem swoje bieganie. Ale najważniejszą pracę zrobiłem po Transvulcanii – po prostu biegałem po górach.

Azores Ultra Trail, Kamil Leśniak na trasie. Fot. Materiały organizatora

Azores Ultra Trail, Kamil Leśniak na trasie. Fot. Materiały organizatora/Jose Macedo

To jak jest na tych Azorach? Pozwiedzaliście coś?

Jest po prostu pięknie. Lubię to miejsce, bo jest luz, spokój, przyjemna temperatura do biegania. Czasem popada orzeźwiająco. Lubię te wyspy, bo nikt się tam nie śpieszy. Praca poczeka… Można się zresetować – naprawdę. Byliśmy głównie na wyspie Faial. Wyspa jest tak mała, że można ją całą zwiedzić w jeden dzień na upartego. Fakt, że atrakcji nie brakuje. Byliśmy też na wyspie Pico, gdzie znajduje się wulkan o tej samej nazwie, będący najwyższym szczytem Portugalii, ma 2351 m n.p.m..

Krajobrazowo jest tutaj istny raj! Wysp jest dziewięć, a ja byłem tylko na trzech i wiem, że chce resztę zobaczyć. Będzie możliwość połączyć to z bieganiem, bo kolejna impreza się szykuje na innej wyspie. Każda z nich oferuje coś innego, chociaż tematem przewodnim w tutejszym krajobrazie są wulkany. Jak byliśmy drugi raz na wyspie Faial postanowiliśmy wynająć samochód na jeden dzień. Chcieliśmy zwiedzić wszystko dookoła i przebiec końcowy odcinek trasy. Zobaczyliśmy krater Levady, kilka plaż omywanych pokaźnymi falami, nową część wyspy, która powstała przez wybuch wulkanu oraz kilka stromych klifów. Azory mają to do siebie, że jeszcze nie są tak turystycznie oblegane. To są cywilizowane wyspy, ale da się poczuć swojskość.

Trening na Azorach. Fot. Kamil Leśniak

Trening na oswojenie. Fot. Kamil Leśniak

A, no i jedną z największych atrakcji jest tutaj oglądanie wielorybów. W zeszłym roku nie udało nam się wybrać na taki rejs, bo po prostu nie było nas stać. Za to w tym roku dla wszystkich uczestników był duży upust na tę atrakcję, a my, dzięki organizatorowi mieliśmy ją za darmo.

O! I jak wrażenia?

Wieloryby były wspaniałe, chociaż samego rejsu dobrze nie wspominam. Ja po prostu mam chorobę morską. Znów się dałem złapać na to, chociaż Mario, jeden z organizatorów mówił, że odczucia z rejsu małą, szybką łódką są inne niż z wielkiej. Zgoda – odczucia były inne. Jednak jak zaczęliśmy dryfować mojemu żołądkowi było już obojętne to czy jest to duża czy mała łódź. Jakieś 8/10 rejsu spędziłem na nieplanowanym dokarmianiu wielorybów i leżakowaniu na boku pontonu (łodzi).

Gotowi by podglądać wieloryby. Fot. Kamil Leśniak

Gotowi by podglądać wieloryby. Fot. Kamil Leśniak

To opowiedz o samym biegu. Jak oceniasz poziom organizacji? Parę imprez zagranicznych już obejrzałeś, masz porównanie.

Jako zawodnik z Polski byłem dla organizatorów gościem z bardzo daleka. Przez to traktowano nas wyjątkowo. Mieliśmy zaproszenia na obiady, zafundowane zwiedzanie miasta czy też wstęp do muzeum za darmo. Organizator bardzo się starał o to, żebyśmy czuli się na wyspie dobrze. Miałem wrażenie, że nawet nie liczy na to żebym dobrze pobiegł tylko dobrze się bawił. I tak też robiłem więc nie odmawiałem piwa (śmiech). No co? Tak było! Jest w tym jakiś sens. Wszystkie te biegi są możliwością promowania wysp. Każdemu tutaj zależy na turystach. A skoro tak elegancko mnie potraktowali, to normalne, że będę oceniał ten bieg pozytywnie. Trudno mi porównywać imprezy biegowe, bo każda jest inna, każda ma inny cel. Azores Trail Run to po prostu zabawa. Dekoracja to impreza do późna z suto zastawionym stołem. Najważniejsze, że wino było (śmiech). Mam wrażenie, że bieg na Azorach wchodzi właśnie w fazę imprezy elitarnej, ale mocno chce się trzymać idei kameralności. To jest akurat fajne.

O! Plusem jest tutaj duża liczba fotografów. Jest to strasznie motywujące. He he, tak! Właśnie motywujące. Trzeba się wyprostować, powalczyć, uśmiechnąć, a przede wszystkim biec, bo zdjęcie musi być przecież dobre. Jeszcze ktoś zobaczy, że idę! Więc to jest duży plus, a w dodatku zdjęcia są darmowe.

Oczywiście były też różne niedociągnięcia, ale tak to już jest na biegach. Tym bardziej, że pogoda nie sprzyjała.

Fot. Kamil Leśniak

Fot. Kamil Leśniak

A trasa? Na czym polegały trudności? Była techniczna czy raczej łatwa?

W większości była bardzo przyjemna. Zbiegi były łaskawe dla nóg i można było się rozpędzić. Mocno się jednak zdziwiłem jak pogoda może wpłynąć na trasę. Z profilu wynikało, że odcinek, który organizator dodał do trasy, wydawał się łatwy. W rzeczywistości okazał się być diabelsko trudny. Mógłbym tu rzucać wulgaryzmami, bo było za co. To był odcinek tuż za wulkanem czyli jeszcze bardzo wietrzny, usłany kępami trawy z ogromnymi dziurami pomiędzy nimi. Nie potrafię tego nawet nazwać, ale żeby bezpiecznie przebrnąć przez to pole męki trzeba było przeskakiwać z jednej kępy na drugą. W innym wypadku czekało cię soczyste nurkowanie w błocie. Wciągającym błocie. I przypomniało mi się, że w zeszłym roku na wyspie Pico też miałem podobną sytuację. Zostawiałem buty na trasie!

Fot, Kamil Leśniak

Fot, Kamil Leśniak

Serio? To chyba było frustrujące?

Jeszcze przed startem powiedziałem sobie, że nie będę się stresował. Podstawa to zabawa. Bardzo mało czasu spędziłem na taktyce i logistyce. I jak szukałem tych butów w błocie tracąc czas, byłem bardzo spokojny i wesoły. Wystarczyło wrócić myślami do tego jaki cel sobie postawiłem i nagle znów bieg mi się podobał. I chociaż od tego momentu pogoda coraz bardziej dawała znaki, to już mi to nie przeszkadzało. Zniknęły też kępy z błotem, a pojawiły się szybkie ścieżki w dół. Dla mnie idealnie, bo dobrze się czułem, wiedziałem, że zawodnikom za mną ciężko będzie odrobić czas przy szybkich odcinkach, nawet jakby ktoś się świetnie czuł.

Bieg treningowy w parku Estrela w Portugalii. Kamil Leśniak. Fot. Materiały organizatora

Bieg treningowy w parku Estrela w Portugalii. Fot. Materiały organizatora

Jak Ci się w ogóle biegło? Miałeś dzień konia czy były trudności?

Najpierw pocisnęło mi się na język, że miałem dzień konia, ale nie, chyba jednak tak nie było. Po prostu zachowałem zimną krew we wszystkim aspektach. Pilnowałem tego, żeby nie robić dużych błędów, nie zacząć za szybko, pamiętać o jedzeniu. Chyba głównym powodem sukcesu było wyluzowanie i dobry trening.

A jak pamiętałeś o jedzeniu to co jadłeś?

Dwa razy skorzystałem z punktów żywieniowych na chyba sześć możliwych. I nie spędziłem tam sporo czasu. Oprócz wody zabrałem tylko ćwiartkę pomarańczy. Wszystko miałem ze sobą. Andrzej Olszanowski rozpisał mi suplemnety Hammera na trasę tak, abym nie musiał się zatrzymywać.

"Swojskie jedzenie". Oczywiście nie na trasie biegu. Fot. Kamil Leśniak

„Swojskie jedzenie”. Oczywiście nie na trasie biegu. Fot. Kamil Leśniak

No dobra. Płakałeś?

Nie musiałem (śmiech). Jakby się dłużej zastanowić to pierwszy raz nie płakałem! Przez cały czas pilnowałem założeń i biegłem równo. Przez chwilę było ciężko i już się zbierało na kryzys. Jednak może to wydawać się magiczne i głupie, ale wystarczyło, że po prostu przemyślałem to, co robię tu i teraz i przypomnienie sobie, że chce się dobrze bawić. Powydzierałem się troszkę na siebie ze śmiechem – taki troszkę psychopata. Wystarczyło.

A czy to przypadkiem nie były Twoje pierwsze wygrane zawody ultra?

Ten moment, gdy wbiegasz na metę jako pierwszy. Kamil witany jako zwycięzca. W tle widać, że pogoda nie rozpieszczała biegaczy. Fot. Materiały organizatora/Jose Macede

Ten moment, gdy wbiegasz na metę jako pierwszy. Kamil witany jako zwycięzca. W tle widać, że pogoda nie rozpieszczała biegaczy. Fot. Materiały organizatora/Jose Macede

No, były. Dopiero na finiszu się zacząłem troszkę stresować, bo głupi ja spytałem się na punkcie ile minut za mną jest kolejny zawodnik. Dostałem odpowiedź: cztery minuty. Teraz to wątpię, bo w ciągu ośmiu kilometrów z 4 minut zrobiły się 22 na mecie. A zawodnik za mną nie wyglądał na mecie tak jakby zaliczył jakiś wielki kryzys na końcówce.

A kiedy wyszedłeś na prowadzenie?

Dopiero na jakimś 20. kilometrze. Przez większość trasy czułem się wyluzowany, nie cisnąłem początku. Fakt, że tempo prowadzących nie było szybkie , ale i tak nie chciałem szarżować i podpuszczać rywali do szybszego biegu. W dodatku miałem słabo naładowaną latarkę, o której nawet myślałem przed startem. Jednak stwierdziłem, że to będzie dla mnie lepiej, żeby mnie spowolniło na początku. Przytrzymam się jakieś grupy biegaczy. Noc zostawiłem dla innych. Od tego 20. kilometra wiedziałem już, że mogę powalczyć o zwycięstwo. To była chłodna analiza, a nie pewność siebie. Musiałem tylko wszystko dobrze zrobić.

Kamil, gratulujemy! Tak trzymaj!

O Autorze

Dziennikarz sportowy, przez lata redaktor naczelna magazynbieganie.pl, biegaczka, zawodniczka rajdów przygodowych. Ultramaratonka, która ma na swoim koncie udział w prestiżowych imprezach, m. in. Marathon des Sables, Transalpine Run, CCC, Transgrancanaria czy Marathon 7500. Jedyna Polka, która ukończyła słynną angielską rundę Bob Graham Round. Promotorka biegania ultra w Polsce i współautorka książki "Szczęśliwi biegają ULTRA".

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany