[size=x-large]Kameleon to trochę inne zwierzątko…[/size]

Maćka Więcka i Michała Jędroszkowiaka z teamu inov-8 dorwaliśmy na mecie. Dzieliły ich 4 minuty. Maciek ustanawiając rekord trasy 12 godzin i 42 minuty został Mistrzem Polski w Maratonach Pieszych na Orientację. Chłopaki należą do jednego teamu, kumplują się, ale nie zapominają o tym by ze sobą rywalizować. Wracamy do majowego poranka – wyobraźcie sobie -chłód chodnika, ładna pogoda, flamaster i mapa, skrzypiące drzwi wejściowe. Czekamy na kolejnych zawodników. A przy okazji toczą się pogaduchy na temat trasy, treningu chłopaków, ich nawyków i „subtelnych” różnic.

[b]Jak to jest zrobić taki niesamowity wynik? Szacowaliście jakoś swój czas?[/b]

M.W. Ja to się bałem, że w ogóle nie skończę. Jestem po kontuzji. Pachwina wytrzymała, chociaż boli. Udało się wytrzymać ten ból. Od trzydziestego kilometra ją czułem, zwłaszcza przy zbiegach, bo wtedy się to wszystko bardziej naciąga.

[b]Środki przeciwbólowe? [/b]

M.W. Nie miałem.

[b]Nie używasz nigdy, czy zapomniałeś?[/b]

M.W. Nie używam.

[b]Michał, dlaczego on Ci uciekł?[/b]

M.J. Trochę wtop nawigacyjnych, ostatnie trzy minuty z ostatniego punktu wtopiłem… Coś mi się pomieszało. Nie udało się.

[b]Ale cały czas mu deptałeś po piętach? Ile miałeś najwięcej do niego straty na punktach?[/b]

M. J. Tak do 10 minut. Na siódemce prowadziłem.

M.W. Na ósemce byłeś pierwszy. Polecieliśmy różnymi wariantami ja nawet nie wiedziałem jak Michał pobiegł, bo on z ósemki tak szybko uciekł, że nawet nie widziałem jego światełka. Chyba obydwu nam zależało na wygranej, na tytule.

[b]Na początku nie trzymaliście się w czubie – to kwestia taktyki?[/b]

M.W. Nie, ja po prostu nie lubię za ostro zaczynać, lubię spokojnie, żeby organizm się stopniowo przyzwyczaił do wysiłku. Zrobiliśmy też swój wariant na PK1 z ominięciem góry, ale nie był bardzo opłacalny, chociaż na pewno się mniej zmęczyliśmy, bo nie zrobiliśmy niepotrzebnej wysokości.

[b]Ty Maciek wyszedłeś na prowadzenie na czwórce.[/b]

M.W. Zadecydowała szybkość biegu. Na czwórkę z trójki zrobiliśmy ten sam wariant, optymalny.

[b]Czuliście respekt do przeciwników?[/b]

M.W. Oczywiście, że czuliśmy. Tempo było bardzo dobre do czwórki, mieliśmy problem z wyjściem na prowadzenie. Konkurencja była mocna.

M.J. To jest standard, że na początku wszyscy gonią, gonią, a potem mija 40. kilometr i nagle nie mają pary.

M.W. Zacytuję Marcina Krasuskiego: Część ludzi niezbyt rozważnie rozłożyła siły.

M.J. Spotkałem Pawła Kotlarza na trasie i on do mnie krzyczy – Życzę ci, żebyś takie tempo utrzymał do końca!

[b]Maciek – widzę, że masz Garmina, używałeś?[/b]

M.W. Dla archiwizacji.

[b]Kiedy zaczęliście czuć, że nikt Was nie złapie.[/b]

M.W. Ja się od czwórki czułem fatalnie i myślałem, że mnie Michał łyknie. Najbardziej się obawiałem właśnie jego. Jeszcze jak mijałem Irka, to zwróciłem mu uwagę, że jak będą tak biec to ich zaraz Jędroszkowiak łyknie.

[b]Wyście się tylko mijali, nie biegliście nic razem?[/b]

M.J. Nie, nie. Każdy szukał na swoje kopyto.

M.W. Jak startujemy w zawodach indywidualnych to się raczej nie łączymy.

M.W. Michał świetnie się czuje w roli goniącego.

M.J. Tak, lubię widzieć czyjąś dupę przed sobą…

M.J. Maciek lepszy wariant wybrał.

M.W. Michał jest w tej chwili mocniejszy ode mnie fizycznie.

M.J. No co Ty!

M.W. Opowiadasz mi stary, a ja potem nie mogę spać po nocach, po tych opowieściach.

M.J. A Ty nap…jak dziki! A ja nap… żeby Cię dogonić.

M.W. Trochę robię spokojnych wybiegań, ale głównie treningi tempowe, cały dystans w miarę równym, mocnym tempem. Po prostu biegnę tempówki z domu do pracy i z pracy do domu. Około 12 kilometrów.

M.J. Dużo tego.

[b]Czy to jest z plecakiem? [/b]

M.W. Nie, tylko z nerką. Ostatnio przyzwyczaiłem się do nerki, wszyscy mi odradzali start w Kieracie tylko z pasem biegowym, ale ja już się przyzwyczaiłem do takiego balansu ciałem i tak mi się najlepiej biega. Na szczęście było dobrze. Miałem taką taktykę, że na punktach z wodą litr wlewam do brzucha, pół litra do baniaka.

M.J. Jak kameleon.

M.W. Jak wielbłąd… Kameleon to troszkę inne zwierzątko.

[b]Co jedliście na trasie?[/b]

M.J Ja nic nie jadłem. Jadłem Nimm.

[b]Co to jest?[/b]

M.J. Cukiereczki. Łakocie i witaminy 🙂

[b]I koniec?[/b]

M.J Wziąłem takich 5 żeby od czasu do czasu żuć i zjadłem jednego batona Mars i trochę serka. I to wszystko.

[b]Ze względu na brzuch?[/b]

M.J. Nie, po prostu nie miałem potrzeby.

[b]A Ty Maciek? Co tam zmieściłeś do jedzenia w swojej nereczce?[/b]

M.W. Ja wziąłem właściwie tylko miód do rozpuszczania w wodzie. Około 150 gramów.

[b]Nic do jedzenia?[/b]

M.W. Nie, ja tylko w płynie węglowodany dobrze przyjmuję na zawodach. I nic więcej.

M.J. Ja się ucieszyłem jak była woda gazowana. Kurczę!

M.W. O! Ja też. Na dziesiątce była. Też lubię.

[b]Dużo było błota?[/b]

M.W. Nadspodziewanie sporo, chyba te burze, które przeszły przed zawodami.

M.J. Dużo mokrej trawy, biegniesz na przełaj przez łąkę i masz momentalnie mokro w butach. To takie przeszywające zimno, że aż mnie stopy zaczęły boleć dopóki ich nie rozgrzałem. Asfaltu też było dużo.

[b]Powiedzcie coś o formie Waszego damskiego rodzynka. Jak jest przygotowana, czego się po niej spodziewacie?[/b]
[i](rozmowa miała miejsce zanim przybiegła Sabina – zajęła I miejsce wśród kobiet)[/i]

M.J. Jest silna.

M.W. Jest silna, ma psychikę dobrą do dystansów ultra. Jej psychika mnie zadziwia. Na DYMnO byłem pod dużym wrażeniem. Ja tam kląłem łażąc po tych bagnach z rowerem a ona nic…

[b]Może miała buzię pod wodą 🙂 ?[/b]

M.W. Nie, no świetnie to znosi.

M.J. Albo – co miała mówić skoro to Ty nawigowałeś? 🙂

M.W. Mogła rzucić rowerem, powiedzieć, że idzie do domu albo mnie opieprzyć. Albo chociaż zwrócić uwagę. A ona nic – zero skargi!

[b]Jak to jest, że na jednych zawodach takich jak BRUGI Winter Trophy, gdy startowałeś z Sabiną wsławiłeś się bardzo efektownymi wtopami nawigacyjnymi. Co się dzieje, że tutaj lecisz praktycznie bez błędów, bez wylatywania w kosmos?[/b]

M.W. Rakiety były specyficzne, bo… Nie wiem, długo się zastanawiałem. Zamiast nawigować patrzyłem po śladach i niektórzy mnie wyprowadzili w takie krzaczory…

M.J. To jest inna nawigacja, tam to latasz i szukasz jakichś żlebów…

M.W. Nie byłem skoncentrowany na własnych wariantach, na własnej nawigacji i ściągałem, zżynałem. I to się skończyło fatalnie.

[b]Michał, jak sobie radzisz z nawigacją? Jakieś wtopy eleganckie były?[/b]

M.J. Zanim wczytam się w mapę i adrenalina mi opadnie to muszę pobiegać tak ze 30 km… plus pięć. Wtedy wszystko się wycisza.

[b]To plus 5 jest na błędy?[/b]

M.J. Tak. Na początku jestem tak napalony, że jak patrzę na mapę to nie wiem co się dzieje. Tutaj jest łatwo, bo trzeba robić po kolei, ale gdyby do tego doszedł jakiś scorelauf to w ogóle stoję i nie wiem co mam zrobić. Dlatego na początku przydaje się z kimś biec. A jak samemu to jest trochę nerwowo. I to później się źle kończy.

M.W. …Troszkę się wstydzę tych swoich wariantów. [i](Mówi Maciek, który rozrysowuje flamastrem wykonaną przez siebie trasę na mapie).[/i]

M.J. Jakeś Ty poleciał?!

M.W. No tak poleciałem, no…

M.J. Nie poleciałeś tą, tylko tą przecinką!

M.W. Poleciałem główną drogą gościu! Tu żeśmy się rozstali!

M.J. Nie tu, tylko koło krzyża.

M.W. Koło krzyża? Dobra tam… Jędroszkowiak tak powiedział…

[b]Maciek, startujesz tutaj już któryś raz, czy znajomość pewnych lokalizacji Ci pomaga?[/b]

M.W. Pomaga.

[b]Tobie zdarzyło się zgubić nawet w Limanowej, nie?[/b]

M.W. Tak, teraz już startuję szósty raz w Limanowej. Byłem na końcu bardzo skoncentrowany, żeby się nie zgubić – w zeszłym roku przebiegłem Limanową na wylot. Ciężki wstyd.

[b]A Ty Michał pierwszy raz jesteś tutaj?[/b]

M.J. Nie, już czwarty raz. Jak biegnę to kojarzę niektóre miejsca. Dziesiątka już była. …Oj – znowu chcesz skłamać! Chcesz powiedzieć, że na krechę zrobiłeś tyle? 🙂

[b]Jaka była temperatura w nocy, było chłodno?[/b]

M.W. Nie, w ogóle.

M.J. Ja miałem krótki rękaw. Jak na jakimś punkcie ściągnąłem plecak, żeby napełnić wodę i poczułem podmuch wiatru to się zrobiło zimno. W stopy było zimno na łąkach. Ściągający ból w Achillesach, a później chwila-moment i się rozgrzewały.

[b]A Ty Maciek?[/b]

M.W. Komfort termiczny, mogłoby być trochę chłodniej jak dla mnie. Ja kiepsko znoszę wysokie temperatury ale jestem tolerancyjny na niskie.

[b]Gdybyście mieli jeszcze raz zrobić tę trasę to co byście poprawili?[/b]

M.J. Czas! O jakieś dobre półtorej godziny, może dwie.

M.W. Między 10 a 11 zrobiłem maksymalne przewyższenie, jakie można było.

[b]Skorzystałeś z każdej góry udostępnionej przez organizatora?[/b]

M.W. Tak. Z ósemki na 9-tkę zrobiłbym wariant Michała. Tłumacz się Michał, bo według mnie powinieneś być na 9-tce ze 20 minut przede mną!

M.J. Mówię Ci – asfalt miałem robić w 15 minut a robiłem w 28.

M.W. Ale jaki był powód?

M.J. Szedłem.

M.W. Szedłeś asfalt?!

M.J. No trochę szedłem, trochę biegłem.

M.W. Nie, no to nie możliwe!

M.J. Stary pod góreczkę to fajnie się biegnie, ale na asfalcie to klepiesz i boli.

M.W. Pomyślałem, że będę miał większe szanse jak Michał będzie biegł sam. Wydaje mi się, że Michał bardziej się mobilizuje jak biegnie z kimś, trzyma tempo. A jak jest sam to różnie to bywa.

M.J. Nie mam się przed kim popisywać!

M.W. No, bardzo mocne czasy wykręcał gdy biegł z kimś jak biegał w setkach w tym roku. Z Piotrkiem Szaciłowskim rzeźbili ostro [i](na Harpaganie, przyp. red.)[/i], ja już się bałem o ten swój rekord…

M.J. No dlatego mówię – jak się biegnie z kimś to jest mniej stresująco.

M.W. Ja lepiej się koncentruję jak biegnę sam, na własnych wariantach. I stać mnie na to, żeby trzymać równe tempo. Teraz udało mi się utrzymać to tempo, mimo że mnie bolała pachwina. Jak biegnę sam to lepiej się koncentruję, nikt mi nie przeszkadza, nikt do mnie nie gada. Np. jak startujemy w zespole z Michałem w czwórce, to on cały czas nawija, a ja jestem cicho.

M.J. No, już taki jestem.

M.W. Michał lubi sobie pogadać.

M.J. Na początku mam taką adrenalinę, że muszę to jakoś wyładować.

[b]Czy już wiecie co robicie po tej imprezie?[/b]

M.W. Michał ma szlaban. Myśleliśmy o starcie w Jurze z Sabiną, ale zobaczymy co powie Sabina jak wróci z Kieratu. Jak biegłem do mety to wykluczałem absolutnie Jurę, ale teraz jak sobie troszkę posiedziałem na zimnym, przyjemnym, chłodnym chodniku, to może mógłbym za tydzień wystartować…

[b]Ile u Was trwa regeneracja po setce?[/b]

M.W. Normalnie – ja w poniedziałek po prostu biegnę do pracy, bo co mam zrobić?

M.J. Roweru nie ma, na bilet go nie stać…

M.W. Nie, po prostu postanowiłem sobie, że biegam do pracy. Muszę się zebrać, zwlec i pobiec.
Tempo jest trochę spokojniejsze. Ale jak biegam setkę to około środy – czwartku, po dwóch dniach spokojnego treningu, czuję przypływ hiperkompensacji, kopa. Robię wtedy naprawdę niezłe tempo.

[b]Czyli – poniekąd setka jest dla Ciebie treningiem?[/b]

M.W. Tak, na pewno.

[b]A Ty Michał – jesteś równie szalony jak Maciek? Zdaje się, że biegasz mniej?[/b]

M.J. Dużo pracuję…

M.W. E tam, dużo więcej tłucze!

[b]Jaką masz pracę?[/b]

M.J. Ja jestem konstruktorem, budowlańcem. Projektuję. Człowieka zawsze terminy gonią.

[b]Maciek – do pracy masz ile kilometrów?[/b]

M.W. Około 12.

[b]Czyli 5 razy w tygodniu po 24?[/b]

M.W. Tak, taki jest schemat i czasem coś w weekend, ale teraz – tydzień w tydzień startuję, więc nie robię już dodatkowych treningów w weekend. Jeśli startuję w piątek to do pracy już nie biegnę, tylko idę. Ten sam dystans, bo organizm się przyzwyczaja to pewnego wydatku kalorycznego, jem tyle ile normalnie. Zaczynam już mieć problemy z odkładaniem tłuszczu, muszę uważać.

[b]Jeśli dobrze liczę – 24 razy 5, to jest jakieś 120 km…[/b]

M.W. A… 120, no faktycznie…

[b]Jeżeli nie ma zawodów w weekend to co robisz?[/b]

M.W. Idę na rower albo sobie idę pobiegać tak ze 30.

[b]Czyli do 150?[/b]

M.W. No…

[b]Michał – jak to u Ciebie wygląda?[/b]

M.W. Wiem, że Michał tłucze jakieś interwały…

M.J. Ja się uparłem na tego Danielsa i tak go szlifuję. W tygodniach mocnych maksymalnie dobijam do 110, nie więcej. Normalnie między 70 a 80.

[b]Jakiego rodzaju są to rzeczy?[/b]

M.J. Trzy razy w tygodniu trening specjalistyczny, czyli raz tempówki, interwały tempowe, raz dłuższe – 40-minutowe tempówki i w niedzielę jakieś dłuższe wybieganie 1,5 godziny – 2 godziny w maratońskim tempie. To jest 4:18 min/km.

[b]Czyli rozmawiamy o 3:00 w maratonie.[/b]

M.J. Tak, tylko myślę, że na zawodach byłoby lepiej. Oszacowałem to na podstawie jak się czuję, przyjąłem podstawowe parametry wg Danielsa.

[b]Czy nie korci Was, żeby wystartować np. w maratonie?[/b]

M.W. Np. w Maratonie Gór Stołowych :-). Mnie nie korci. Wystartowałbym, ale musiałbym zrezygnować z jakiegoś startu rajdowego albo setkowego. Zawsze jak mam wybór pobiec maraton, setkę czy rajd to wybieram rajd. Siłą rzeczy. Maratony nie mają dla mnie priorytetu. Nie lubię biegać krótkich dystansów, bo od razu trzeba szybko zacząć, a ja lubię się spokojnie rozkręcać. Metabolizm tłuszczy się uruchomi, wszystko dobrze dogra…

M.J. No, tak ze dwie godziny… To niektórzy już kończą!

M.W. Nie tam. Około godziny, żeby się rozbujać. Ja już mierzę w dystanse ultra. Mam taki typ treningu, nie robię specjalistycznych treningów interwałowych.

[b]Maciek, jak się czujesz z tym, że masz tutaj kolegę, który w tygodniu biega 3-4 godziny mniej. Potem, na zawodach przybiega za Tobą 3-4 minuty.[/b]

M.W. Michał, według mnie jak dorwał tego Danielsa, to robi treściwsze treningi.

[b]To czemu Ty ich nie zrobisz?[/b]

M.W. Ja jestem po kontuzji, koncentruję się na spokojnych wybieganiach. Żeby wrócić do formy.

[b]Wrócić do formy czyli przebiec 24 km w poniedziałek po zawodach?![/b]

M.W. Trochę było słabo na tym Kieracie. Mam pewne plany na Rzeźnika. Wychodzi nam, że te setki powinniśmy już poniżej dychy biegać.

M.J. Jeszcze trzeba potrenować. Spoko. Od poniedziałku…

[b]Potrenować – coś zmienić, czy biegać więcej?[/b]

M.W. Nie no, ja biegam tyle ile zawsze, ale będę robił w ramach tego kilometrażu treściwsze treningi. Albo więcej tempówek, zacznę wrzucać interwały stopniowo. Chociaż to też jest w Danielsie wyczytane, że dla zawodników, którzy zaczęli trenować w wieku dojrzałym, zwłaszcza na dystansach ultra, lepsze efekty dają treningi tempowe niż interwały.

[b]Czy Daniels używa gdzieś słowa ultra w swoich książkach?[/b]

M.W. Tak – używa. Będę robić interwały z myślą o górach. Jak mi się zdarza robić takie treningi, to nie na szybkość tylko na podbiegach. Idę na bieżnię elektryczną i tam interwał robię na podbiegu. Dwie minuty szybko, dwie minuty odpoczynku. Czy bieg po płaskim i 2 minuty sztajcha. Najwięcej 15% nachylenia można wycisnąć na bieżni.

[b]I do jakiej prędkości jest wtedy rozpędzona bieżnia?[/b]

M.W. 11-12 km/h.

[b]Czyli naprawdę ostro.[/b]

M.W. Tak. Tam tętno mi dochodzi do 180-190. Dla mnie to jest już tętno bliskie zgonu. Mój organizm pracuje na niższych tętnach niż Michała, tak o 15-20 uderzeń. Po prostu mamy inne zakresy.

[b]Czyli jak to jest Maciek – planujesz trochę pozmieniać w swoim treningu?[/b]

M.W. No tak, zmieniam, tylko staram się to dostosować do mojej aktualnej sytuacji. Próbuję wyjść z kontuzji, więc nie mogę od razu się wziąć za mocne, specjalistyczne treningi. Ja czuję, że nie jestem jeszcze w takiej formie jak przed kontuzją.

[b]Czy któryś start miał w tym sezonie dla Ciebie szczególne znaczenie?[/b]

M.W. Bardzo duże znaczenie miał ten Kierat. Gdyby to nie był Kierat, to pewnie bym nie wystartował, wolałbym zająć się leczeniem kontuzji. Ale postanowiłem już rzucić na szalę wszystko – zdrowie, i wystartować w tych zawodach. Bo dla mnie to jest tradycja, od tego zaczynałem. Mam niesamowity sentyment. Od Kieratu zacząłem start w setkach i pewnie na nim skończę.

[b]Jaki był Twój pierwszy czas na Kieracie?[/b]

M.W. 27 godzin z hakiem. Ale na drugim – trudniejszym miałem powyżej 30 godzin. Wtedy Andrzej zniósł limit czasowy – było dużo burz, było trudno. Także – jest progres… 🙂

Podobne Posty

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany