Jak nie zostać celebrytą wśród ultrasów, będąc jednocześnie osobą budzącą zainteresowanie mediów? Spytaliśmy Adama Hofmana o jego tysiące kilometrów w górach, przyjęcie przez środowisko ultrasów i czy sława na szlaku przeszkadza.

Jeśli boicie się, że polityka wpełznie do waszego świata nawet przez piksele mrugające z napieraj.pl to uspokajam: nie dopuścimy do tego. Czasem jednak trzeba zaryzykować, żeby dowiedzieć się, czy z byłym politykiem można porozmawiać o czymś innym niż polityka. Przyznam się, że nie wiedziałem czy to możliwe, a do rozmowy przygotowywałem się długo i miałem większą tremę niż przed spotkaniem z Michaelem Phelpsem w Melbourne czy Usainem Boltem w Berlinie. Wiem, czego spodziewać się po ludziach, którzy w swoich spiralach kwasu dezoksyrybonukleinowego mają fragmenty mięśni, ale kompletnie nie mam pojęcia o meandrach helisy DNA osób przez lata ulegającym mutacjom w świecie polityki. Polskiej polityki.

18077151_1334529923305895_6581083809048543228_oO tym, że rozmowa z Adamem Hofmanem może być ciekawa pomyślałem podczas swojego debiutu na Chudym Wawrzyńcu w 2015 r. Gdy wbiegałem do schroniska na Przegibku, wybiegał z niego gość z innego (także światopoglądowo) dla mnie świata. To on? Nienawidzony przez pół Polski „bulterier PiS”, zawieszony, a następnie wyrzucony z partii na oczach mediów w związku z tzw. „aferą madrycką” (finalnie uniewinniony i oczyszczony z zarzutów). To on. Tak samo brudny, spocony, zmęczony i ucieszony wizytą na Przegibku jak ja.

Do dziś nie kryje, że wszystkie wydarzenia jakie się wokół niego wówczas przetoczyły, były jak zaraza pochłaniająca znany mu świat. W tamtych czasach znalazł jednak kolejną miłość – w górach. To nie będzie jednak rozmowa o marquezowskiej rzeczywistości magicznej. Trudno jest przenieść się w świat mistycznych opowieści o górach w jednym z najnowocześniejszych budynków w Polsce. Otoczeni szkłem, żelazem, żelbetonem, w pulsującym wieczorem sercu wielkiego miasta stajemy na chwilę patrząc na panoramę Warszawy. To teraz jest świat Adama Hofmana: agencja PR z siedzibą w luksusowym Warsaw Financial Center. Trzeba mieć odpowiedni portfel banknotów i klientów, aby tam rezydować. Do siedziby też nie jest łatwo się dostać, trzeba mieć zaproszenie, zostać zweryfikowanym 26 pięter niżej i otrzymać specjalną kartę z kodem QR umożliwiającą na wejście na określony czas. Atmosfera początkowo jest więc adekwatna do miejsca. Dystans skraca jednak gospodarz spotkania. Szybko proponuje przejście na „Ty” i zmianę otoczenia na mniej oficjalne. Siadamy w jego gabinecie. Na ścianie wieszak z medalami biegowymi.

– Jeszcze do niedawna miałem spore ciśnienie na zaliczanie kolejnych znanych imprez. Gdy jednak już na nich jesteś i wiesz, ze możesz je pokonać, ten smak zakazanego owocu nieco słabnie. Trener też mnie hamuje, więc kolejny sezon planuję już spokojniej – przyznaje Adam.

Nie przypomina człowiek znanego jeszcze kilka lat temu z telewizji: pucułowatego faceta w roli politycznego zderzaka.

– Nie do końca była to rola. Ja po prostu mam taki temperament: lubię walczyć, być na pierwszej linii, bronić swojego zdania. To budzi skrajne emocje, ale staram się nie udawać kogoś, kim nie jestem – tłumaczy popijając sok pomidorowy.

Gdy był czynnym politykiem te emocje dotykały go bezpośrednio na ulicy.

– Czasem słyszałem pomruki niezadowolenia, czasem otrzymywałem dowody uznania. To była cena tego, co robiłem. I nie było mi z tym źle – wyjaśnia.

Pytam go więc o tego Chudego w 2015 roku i ludzi takich jak ja, którzy nie przepadali za wizją świata, której musiał bronić i wtedy spotkali go na trasie. Czy te szlaki biegów ultra niosą inne emocje?

– Zdecydowanie. To ciekawe, bo biegną przecież różni ludzie o różnych poglądach i sympatiach. Może zostawiają jednak negatywne emocje na starcie, albo zwyczajnie nie chce im się tracić kilku kilodżuli na wyrażanie dezaprobaty na mój widok? Tak całkiem poważnie, to dostaję na szlaku dużo pozytywnych emocji. Gdy biegniesz kilka, kilkanaście godzin możesz spotkać ciekawe osoby, zamienić z nimi kilka słów, otrzymać radę, wsparcie. To trochę inny świat niż ten, z którym mamy do czynienia na co dzień.

Oskar Berezowski, napieraj.pl: A jaki był Twój pierwszy kontakt ze środowiskiem ultra?

Adam Hofman: – Pierwszego ultrasa spotkałem… 15 minut przed debiutem. Jechałem samochodem na start 3xŚnieżka i po drodze zgarnąłem człowieka, który szedł w kierunku zawodów. Chwilę porozmawialiśmy. Przyznał, że też nie ma wielkiego doświadczenia, ale niedawno biegł Chojnika i podzielił się swoimi przemyśleniami.

21016097_1452703611488525_6048614743555840486_o

Bieg Ultra Granią Tatr. Fot Jacek Deneka

To kto namówił Ciebie do startu w ultra?

– Burmistrz Karpacza, którego znam. Zaproponował, żebym przebiegł najkrótszy dystans. Ja już wtedy biegałem półmaraton w granicach 1:40. Pomyślałem, że 17 kilometrów to trochę mało i jak już jechać taki kawał, to na ten najdłuższy.

I jak poszło?

– A jak miało pójść? Nie wiedziałem na co się porywam. Na drugim okrążeniu organizatorzy zdjęli mnie z trasy bo przekroczyłem czas o 2 minuty. Wtedy wydawało mi się to wielką niesprawiedliwością. Walczyłem ze sobą 7 godzin i przez te 2 minuty mam zejść? Dziś wiem, że to ma sens, że ważne jest bezpieczeństwo i jak masz 3 razy wbiec na Śnieżkę, ale po 7 godzinach jesteś jeszcze daleko od mety, to szanse na to, że na mecie się w tym limicie zmieścisz są zerowe. Byłem niepocieszony, zmęczony, schodziły mi paznokcie i pomyślałem, że szkoda czasu na takie próby w górach. To nie dla mnie. Wracam do biegów ulicznych. No i wiesz, co się dalej stało.

Klasycznie: po kilku godzinach stwierdziłeś, że jednak z jakiegoś powrotu musisz w te góry wrócić i powalczyć.

– Dokładnie. Chyba następnego dnia zapisałem się na Chudego Wawrzyńca. Tam poszło mi już zdecydowanie lepiej.

No i media to dostrzegły. Wiele osób pisało, że to tylko taki zabieg PR, żeby poprawić wizerunek.

– To ja tym wszystkim ludziom, którzy tak piszą, proponuję żeby wstali o 4 rano i pobiegli na 8 godzin w góry. Gdybym naprawdę chciał to zrobić na pokaz, wybrałbym coś łatwiejszego i bardziej spektakularnego, a nie chował się w krzakach, gdzie nikt mnie nie widzi.

Trudno było schować się w tych krzakach, gdy przez lata stałeś na pierwszej linii polityki, w błysku reflektorów, centrum zainteresowania?

– Wtedy chciałem uciec, schować się, mieć czas na przewartościowanie części swojego życia. To, że trafiłem w góry, to był przypadek, ale i spore szczęście. Faktycznie znalazłem tam właśnie spokój, szansę na bycie sam na sam z własnymi myślami i przyrodą. Tak, to prawda, żyłem szybko, teraz też tak jest w pracy, ale od zawsze potrzebowałem czasem zniknąć, nie być ocenianym. Te ultra mam dla siebie. Jasne, że czasem wrzucę po biegu fotkę na Twittera, ale to tylko chęć podzielenia się pozytywnymi emocjami, radością.

Zawsze znajdujesz spokój w bieganiu?

– Biegi ultra są trochę jak narkotyk. I to nie jakiś miękki, ale twardy. Jak wpadniesz to już koniec, trudno z tego wyjść. To jednak taki dziwny, zdrowy narkotyk. Daje niezłego kopa, motywuje, otwiera głowę na nowe rzeczy. Ja na przykład, gdy muszę na treningach klepać te kilometry po mieście słucham audiobooków. Gdy jestem w górach, nigdy nie mam słuchawek w uszach. Wolę chłonąć wszystko co mnie otacza. Z małym wyjątkiem: miałem słuchawki na 18 ostatnich kilometrach Transvulcanii. Tam jest długi zbieg (z obserwatorium astronomicznego na Roque de los Muchachos na 2420 m n.p.m. – przyp. red.), byłem już zmęczony i potrzebowałem jakiegoś pobudzenia. Włączyłem sobie ostrą muzykę i pomogło.

Są ludzie w ultra, którzy Cię inspirują?

– Poznałem Marcina Świerca. O nim można zrobić niesamowity film pokazujący człowieka, który osiągnął bardzo wiele mimo różnych przeciwności, wkładając w to ogromną pracę. Generalnie to środowisko inteligentnych, wyróżniających się, pozytywnych i ambitnych ludzi, choć czasem nie potrzebnie chyba odległych od siebie. Czuć tam wewnętrzną rywalizację organizatorów, jakieś napięcia. Nie wiem z czego to wynika, ale wpisuje się w koloryt środowiska.

DAIjSUzWAAA3Z8B.jpg-large

Transvulcania

Jesteś teraz człowiekiem ze świata wielkiego biznesu. Jak oceniasz rozwój i potencjał ultra w Polsce?

– Biegaczy jest coraz więcej, imprez też. Widać postępującą profesjonalizację. Mamy biegi na naprawdę świetnym poziomie. W tym roku uczestniczyłem między innymi w Transvulcanii i Biegu Ultra Granią Tatr. Pierwsza imprez jest bardzo popularna, ale obie stoją na podobnym poziomie organizacji samych zawodów – piękna trasa, dobrze zabezpieczona. Tyle, że w Hiszpanii meta jest w centrum Los Llanos de Aridane, gdzie wbiega się na czerwony dywan. W mieście jest zabawa, tłumy ludzi kibicujących i towarzyszących uczestnikom. W Polsce jest inaczej. Meta BUGT jest wypychana na stadion, z dala od ludzi. Sama impreza jest na wysokim poziomie organizacyjnym i naprawdę nie mamy się czego wstydzić. Można tu zapraszać ludzi z całego świata, tak jak na Transvulcanię.

Dobrze, że z tą profesjonalizacją biegów łączy się także rozwój profesjonalnych zespołów i mediów. Widzę duże zmiany na napieraj.pl, powstał magazyn Ultra. To wszystko razem tworzy coraz lepszy „produkt.

Ostatnio sporo napięcia w środowisku wywołał Festiwal Biegowy w Krynicy. Magdalena Łączak, która była najszybsza wśród kobiet skomentowała to tak: „Wyjechaliśmy na Bieg 7 Dolin a dojechaliśmy na Ultramaraton Wyszehradzki im. Lecha Kaczyńskiego.” Była też awantura wokół Maratonu Warszawskiego. Polityka musi wchodzić do sportu?

– Odpowiedź nie jest prosta. Oczywiście, że najlepiej byłoby, żeby uczestnik w momencie zapisywania się na zawody znał ich nazwę, sponsorów i mógł także na tej podstawie podejmować decyzje. Gdy nazwa zmienia się, to budzi w ludziach emocje. Z drugiej strony, ja nie mam z tym problemu. Jeszcze jako czynny polityk startowałem w maratonie w Warszawie, gdy patronem był Bronisław Komorowski. Obejmował patronat jako prezydent i choć byłem z przeciwnego obozu politycznego, to w końcu startowałem w maratonie, a nie na wiecu politycznym i same zawody były neutralne.
Można na to popatrzeć też w zupełnie racjonalny sposób. Festiwal Biegowy to ogromna i unikalna impreza, towarzyszą jej targi, wykłady, oferuje masę atrakcji dla uczestników. Z biznesowej strony musi się to jakoś spinać i organizator zabiega o środki z różnych źródeł, po to, żeby bieg się rozwijał. Jeśli te środki służą podnoszeniu poziomu to bardzo dobrze.

Ty także podnosisz swój poziom sportowy. Masz za sobą Transvulcanię, Lavaredo Ultra Trail, Bieg Ultra Granią Tatr – mocne zawody. Jakie kolejne plany?

– Miałem biec Łemkowynę, 150 kilometrów. Po BUGT rozchorowałem się jednak, miałem dłuższą przerwę i nie wystartuję. Strasznie tego żałuję. Po głowie chodzi mi oczywiście UTMB, Tromso, Glen Coe Skyline. Trener mnie studzi i ja także zaczynam rozsądniej do tego podchodzić. Ponadto wraz z biegami ultra zwiększył się mój apetyt na inne rzeczy: wspinaczkę, skitury. Lubię to. Szczególnie skitury. Trener narzeka trochę, że zimą za mało biegam, ale ja wolę przypiąć narty i połazić po górach. Nie oddam tego. Cały czas szukam nowych rzeczy. Jeżdżę na rowerze, więc może triathlon? Spodobał mi się CrossFit.

AdamHofman2016To jak wygląda twój trening, kilometraż?

– Teraz mam właśnie okres roztrenowania i zaczynam przygotowania do kolejnego sezonu. W zeszłym roku przebiegłem 2 tysiące kilometrów, tysiąc zrobiłem jeszcze na rowerze i 250 na skiturach. W sumie wyszło mi 67 tysięcy metrów przewyższenia.

Jakie książki o ultra poleciłbyś ludziom?

– Wielu osobom podarowałem już doskonały kawałek literatury biegowej: „Szczęśliwi Biegają Ultra”. Naprawdę dobrze się czyta i pozwala zrozumieć dlaczego cały ten sport jest taki wciągający i malowniczy. Krzysiek i Magda zgrabnie to przedstawili, z poczuciem humoru, szczerze. Kiliana Jorneta podziwiam za to co robi na trasie, ale czytać go nie lubię.

A Scotta Jurka?

– Kanon! „Jedz i biegaj” utwierdziło mnie w przekonaniu, że weganizm jest dobrą drogą. Ponadto ja lubię gotować, a tam są przepisy. Rewelacja.

To przez Jurka zostałeś weganinem?

– Przez Czesława Langa. Kiedyś na rekonesansie przed Rzeźnikiem trenowałem z grupą, która dzieliła się mniej więcej na połowę: mięsożercy i weganie. Słuchałem racji obu stron i obie mnie przekonywały. Pomyślałem: co mi szkodzi, dietę mięsną już znam, może spróbuję czegoś innego. No i spróbowałem od razu hardkorowo – weganizm z dnia na dzień. Zastanawiałem się jednak, czy dobrze robię. Któregoś dnia spotkałem Czesia i tak sobie z nim rozmawiam o tym jedzeniu, a on jest chodzącą skarbnicą wiedzy w tym zakresie, no i mnie ostatecznie przekonał. Dziś za radą trenera trochę dietę zmodyfikowałem i raz w tygodniu jem ryby.

Stoimy w przeszklonym biurze i tak sobie rozmawiamy o tym, że za rok obaj chcemy zmierzyć się jednak ze 150 kilometrami po łemkowskim błocie. Adam wspomina ludzi, których spotkał w górach, o ich opowieściach i otwartości połączonej z twardością charakteru. Wsiadam do ultranowoczesnej windy i tak sobie wyrzucam, że łatwo jest kogoś szufladkować na podstawie wizerunku stworzonego przez media, które sam tworzę. Nie wiem czy ten wizerunek, który ja zobaczyłem jest prawdziwy. Spotkałem bardzo inteligentnego faceta, z którym chętnie jeszcze porozmawiam. Drzwi windy powoli otwierają się. Zasysa mnie, mokra wieczorna ulica pędzącego miasta, zupełnie inna od górskich szlaków, o których przed chwilą rozmawiałem.

DIKQsxRXsAEjP1d.jpg-large

Bieg Ultra Granią Tatr. Fot Jacek Deneka

O Autorze

Jestem autorem tysięcy artykułów w czołowych polskich dziennikach, tygodnikach, miesięcznikach i serwisach online. Pracowałem m.in. dla gazety “Polska The Times” i “Dziennika Polska Europa Świat”. Dzięki nim mogłem relacjonować lekkoatletykę podczas igrzysk olimpijskich w Pekinie, spotykać się z zawodnikami i trenerami podczas mityngów w Polsce i za granicą oraz analizować zmagania podczas lekkoatletycznych mistrzostw świata. Sporo nauczyłem się także pracując w miesięczniku „Bieganie”. Współpracowałem i współpracuję z www.magazynbieganie.pl, „Esquire„, Gazeta Wyborcza, gazeta.pl, Forum Trenera.

Podobne Posty

8 komentarzy

  1. Marcin

    Wywiad w porządku jak wszystkie od autora, jednak nie do końca rozumiem skąd taki bohater wywiadu. Z całym szacunkiem ale biegaczy pokroju p. Adama w Polsce jest tysiące a pewnie i więcej. Z całą pewnością mogliby pochwalić się swoimi przygodami na łamach Napieraj, powodując że czytanie było by jeszcze przyjemniejsze i ciekawsze, jednak nie spodziewam się że powstanie cykl artykułów ” Niezwykły – zwykły biegacz.”Zastanawiam się więc skąd taki wybór.Pozdrawiam a tak nawiasem mówiąc na ostatnim Festiwalu Biegowym w Krynicy też mogliśmy podziwiać „czynnego” co prawda polityka a myślę i mam taką nadzieje że nie powstanie z tego powodu kolejny wywiad bądź artykuł.

    Odpowiedz
    • Oskar Berezowski

      Zdaje się, że polityk którego wspominasz nie biegł ultra tylko jakiś krótki wywiad.
      Mój rozmówca nie ma za sobą wielkich osiągnięć, ale kilka dobrych biegów zaliczył. Nie jest też zwykły z uwagi na swój bagaż doświadczeń. Na napieraj.pl pojawiają się teksty o zwykłych biegaczy oraz pisane przez zwykłych biegaczy. I nadal będą się pojawiać

      Odpowiedz
  2. Szymon

    Wszystko fajnie: jest bieganie i wspomnienia oraz ultra przemyślenia. Nie przeszkadza mi też polityka z takiej czy innej strony. Uważam jednak, ze wywiad z tym panem jest błędem. Takiech opowieści (a może i dużo ciekawszych) może wypowiedzieć wielu ultrasów. Czym wyżej spisane się wyróżniają? Do tego ludzie uczestniczący w biegach górskich charakteryzują się określoną postawą i koleżeńskim podejściem do innych. Adam Hofman oszukiwał i publicznie obrzucał inwektywami, kiedy było mu to potrzebne do kariery. Trochę mi smutno, ze na portalu, który bardzo lubię zaistniał taki bohater.

    Odpowiedz
  3. Marcin

    Zgadzam się z Szymonem jak również mam pytanie do autora. Mianowice co ma na myśli twierdząc że bohater wywiadu ma spory bagaż doświadczeń? Raczej śmiem wątpić że chodzi o spore doświadczenie biegowe i skłaniam się do tego iż autor miał na myśli polityczne:)Jednak to że Pan Adam Hofman babrał się w politycznym błocie z którego został zresztą usunięty bądź jak stwierdzą inni usunął się sam nie powinno czynić z niego bohatera artykułu. No cóż takie przemyślenia:)Pozdrawiam i życzę sukcesów.

    Odpowiedz
  4. Eli

    Chciałbym zapytać autora tego wywiadu, dlaczego uważa za dobry pomysł promowanie tu tego polityka czy „celebryty”? Dlaczego mam o nim czytać jeszcze tutaj? Czy nie wystarcza jemu i wam, że się promuje po różnego rodzaju pudelkach?

    W kwestiach merytorycznych: „Pytam go więc o tego Chudego w 2015 roku i ludzi takich jak ja, którzy nie przepadali za wizją świata, której musiał bronić i wtedy spotkali go na trasie. Czy te szlaki biegów ultra niosą inne emocje?” MUSIAŁ bronić? W jaki sposób ktoś go do tego zmuszał? Mam na myśli jakiś inny sposób, niż płacenie mu odpowiedniej pensji.

    Z kolei panu Hofmanowi mam do przekazania tyle: twarz ma się tylko jedną.

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany